Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

gameplay.pl Historia Black Sabbath, czyli "jak zostać królem"

15.05.2014 12:02
1
Maszyniasty
25
Chorąży

Pominąłeś trasę z lat 99-00, po której powstała koncertówka Reunion

15.05.2014 12:29
2
odpowiedz
zanonimizowany166638
152
Legend

Z tych mniej popularnych płyt, Tyr jest akurat całkiem niezły. W wielu kawałkach wyraźnie daje o sobie znać zaangażowanie Powella. Utwory z pozostałych albumów oscylują pomiędzy "OK" i "Meh", często idąc w smęcenie albo tak ciężkie brzmienie, że można by pokusić się o nieco odmienne rozwinięcie skrótu BS. Ale to chyba jakaś dziwna przypadłość tamtych czasów, bo nawet Dio na paru swoich albumach przekrzykiwał się wtedy z gitarzystami.

W temacie przekrzykiwania, dziwię się, że niemal wszyscy zgodnie zignorowali skandaliczną jakość dźwięku na 13. Co z tego, że utwory są dobre, skoro przez ludness war każdy z nich próbuje zabić słuchacza, uderzając o jego czaszkę ścianą dźwięku, która zlewa wszystko w jedną, chaotyczną całość? Odsłuchiwanie tej płyty na słuchawkach autentycznie może przyprawiać o ból głowy. Ciekawe czy kiedyś ukaże się zremasterowane wydanie 13: The Good Version.

15.05.2014 13:52
3
odpowiedz
zanonimizowany5018
15
Legend

Dla mnie historia Black Sabbath zaczyna się i kończy na "13". Wcześniej nie słuchałem tego zespołu. Ostatnią płytę poznałem przypadkiem i się zaczarowałem. Nie mam zamiaru nadrabiać zaległości, choć w sumie od tego czasu nabyłem jeden krążek solowy Ozziego, ale "13" zawsze będzie wysoko w moim rankingu krążków heavy metalowych. Koniecznie w wersji rozszerzonej.

15.05.2014 13:58
papilarny
4
odpowiedz
papilarny
15
Chorąży

@Maszyniasty - rzeczywiście, mój świadomy błąd, nie chciałem przedłużać. @Kruk - polecam zmienić zdanie co do nadrabiania zaległości, bo mija Cię kawał fantastycznej historii.

15.05.2014 14:06
Irek22
😜
5
odpowiedz
Irek22
153
Legend

Najlepiej byłoby jednak, gdyby istniały tylko ery Ozzy'ego i Dio, czyż nie?

Czysto subiektywnie, więc się nie licytujmy: najlepiej byłoby jednak, gdyby istniała tylko era Ozzy'ego. Nie żebym nie doceniał wkładu i talentu muzycznego Dio i Gillana, ale czuję niesmak, gdy w jakimś zespole są roszady, zwłaszcza na tak eksponowanym stanowisku jak wokal.

spoiler start


Dzięki ci, o Plancie, Page'u i Jonesie!...

spoiler stop

15.05.2014 16:31
6
odpowiedz
Maszyniasty
25
Chorąży

@papilarny - to w takim razie tekst nie jest do końca wiarygodny. "W pierwotnym gronie spotkano się w studio dopiero na przełomie roku 2012 i 2013, kiedy to zaczęła się praca nad albumem „13”, mającym przypomnieć stare, dobre BS" - tak nie do końca, bo spotykano się kilkukrotnie...

15.05.2014 17:13
papilarny
7
odpowiedz
papilarny
15
Chorąży

@Maszyniasty dlatego użyłem tam zwrotu "w studio", bo do tej pory spotykali się raczej jedynie na trasach koncertowych, choć popraw mnie, jeśli się mylę.

06.07.2014 22:25
Wojcimier
8
odpowiedz
Wojcimier
13
Legionista

Dodam i swoje trzy grosze choć trochę po czasie :) Podbijam wypowiedzi kolegów, że stały skład jest zawsze najlepszy. Spójrzmy na Led Zeppelin. Jeden i ten sam skład a Johna zastąpił Jason (kto wtajemniczony to wie co i jak), i brzmienie zostało podtrzymane, choć Bonzo niby nie da się podrobić. I teraz: Porównajmy Led Zeppelin do takiego Rainbow czy Deep Purple. Jestem w 100% pewien, że Ritchie Blackmore jest o wiele lepszym gitarzystą od Jimmiego Page'a, choć obu ich niezwykle cenię. I co z tego? Kto więcej osiągnął ze swoim zespołem? Ritchie, który zmieniał towarzyszy jak rękawiczki, miał w Deep Purple okres totalnej muzycznej dominacji od 1969 do 1975 (69-70 dzielili się z Hendrixem), a potem rozwalił to i założył Rainbow. w Duecie z Dio osiągnął sukces, stworzył kolejną markę, po czym znowu wszystko zaczął rozwalać. Prawdą jest, że Blackmore'a możnaby nazwać, przepraszam, "fabryką" frontmanów, bo współpracował z wieloma jak Dio, Gillian, JLT, Coverdale, Bonnet, Doogie White itd.

Wracam do pytania: kto osiągnął większy sukces? Czy Blackmore-geniusz gitarowy, współtwórca shredu i neoklasycznego metalu, ale destruktor, czy Page-spoisty z Zeppelinami, dobry gitarzysta, ale bez szans w starciu z Blackmorem? Zaważyła właśnie stałość Zeppelinów i to oni uważani są za najwybitniejszych, a Page za 3 gitarzyste po Hendriksie i Claptonie. Wszyscy znają Perpli i Rainbow i ich cenią, ale to Led Zeppelin (i słusznie) jest najbardziej legendarnym teamem wraz z Beatlesami.

A wróciwszy do tematu: Ronnie James Dio, pomimo lepszej skali od Ozzyego po prostu nie pasował aż tak dobrze jak Osbourne. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale nawet taka legenda jak Dio nie mógł zrobić tak, by do końca wymazano z pamięci Ozzyego i lata sukcesów BS. Iommiego, Warda i Butlera też bardzo cenię. Potrafili stworzyć ten klimat jak Bonham, Page i Jones, czy Blackmore, Lord, Glover i Paice chociażby.

gameplay.pl Historia Black Sabbath, czyli "jak zostać królem"