Nienawidzę tańczyć. Szczerze i z całego serca. Nie chodzi tu o to, że nie umiem, bo jak były sytuacje, że już musiałem, to szło mi ani wybitnie, ani jakoś źle. Idę do klubu, i widzę na parkiecie tłum ludzi i za każdym razem ta sama myśl mnie męczy ,,ich to naprawdę bawi? A może to tylko jakaś forma walki przed zaszufladkowaniem do jakiejś gorszej aspołecznej kategorii?''. Problemu też nie szukajcie w moich rzekomych problemach z interakcjami międzyludzkimi bo takowych nie mam, lubię zawierać nowe znajomości, nie boje się ludzi. Jakieś karaoke w barze, pogawędki przy piwie, gry i inne małe pierdoły jak najbardziej, ale taniec?! Nie! Co jest w nim takiego??
Pare kolejek i odrazu się rozgrzejesz i zacznie się chęć do tanca. Na sucho ciężko coś zdziałać.
Ty tak na poważnie ? Nie lubisz tańczyć to nie lubisz. O co się rozchodzi ? Po prostu tak masz i tyle. Nie ma chyba żadnego głębszego powodu dlaczego tak jest. Mój brat nie lubi tańczyć, nigdy nie lubił i nawet jak wóda miałaby mu zryć banie to i tak węgorza nie zatańczy :) (http://www.youtube.com/watch?v=WVu23_Tu81A)
Jak już mnie zagonią do klubu, to nie odklejam się od bufetu. Nie jesteś sam.
Ja nienawidze tanczyc, pjona. Koledzy studenciki ciagle wolaja mnie do jakichs klubow, ale dla mnie to sie mija z celem, po prostu mnie to nie bawi i juz. Chyba nawet tu watek zakladalem, ze nie ide na studniowke, bo mam w dupie tance i szkoda wywalac hajs i sie wynudzic :-)
Łyczek, nie potrzebnie wstawiłeś linka :D Domyślił by się ten kto by się domyślił :D
Ja mam tak samo jak Zanzibar. Jak już ide przy barze. No chyba, żę jakaś typowo większa impreza (no ale bez przesady), ale raz na rok takie coś się z darzy :) Z resztą dużo robi DJ i muzyka jaką gra. Na pewno zatańczyłbyś coś co akurat poleci i która ci sie podoba :)
Mam ten sam problem, a może nie problem. Utarło się, że każdy musi tańczyć. Ja nie lubię i nie tańczę. Jeden nie lubi tego inny tamtego :)
koosa skąd Ty się urwałeś. Od dawien dawna wiadomo, że szanujący się mężczyzna nie tańczy. Kocie ruchy i wygibasy do rhiany lepiej zostawić jakimś żigolakom lub kobietom, one potrzebują kicać na scenie jak króliki na wybiegu.
Facet w tym czasie, w gronie innych dostojników, degustuje trunki wyskokowe, prowadzi ważne i istotne dysputy w temacie materii wszechświata i odpala fajkę lub cygaro.
Problem polega na tym, że jak już masz partnerkę, która lubi tańczyć - to zwykle trzeba z nią gdzieś wychodzić. Oficjalnie robisz dobrą minę do złej gry: "Dobrze się bawiłeś? - Taaaaaka impreza, no ale się wyszalałem!!" A w duchu myślisz: "K...a, dobrze, że mam to za sobą".
Podsumowując: Szanujący się facet nie giba się jak małpa na wybiegu, tylko siedzi kulturalnie z kolegami i pije wódkę. Faceci, jak chcą się poruszać to albo grają w piłkę albo się biją. Jeżeli już, to potrzebna jest mata lub trawa a nie parkiety i muzyka.
nie jesteś sam
ja nie widzę logicznego połączenia pomiędzy ruchem a muzyką. słuchać uwielbiam, ale wykonywać przy tym jakiś ruch to bez sensu
spoiler start
Najebany ?
To na parkiet!
spoiler stop
Nie ma to jak powirować, czysta radość :D
Czy to ten słynny asperger i aspołeczność?
Ja tez nie lubię,
jak jest wesele czy coś, to wolę siedzieć, żreć lub pić, niż tańczyć, w ogóle nie pociąga mnie taniec, w ogóle....
Pfffi, a czego się spodziewać po nerdach, tylko picie wódy, gadanie o piłce albo grach, i zerkanie na świnki na parkiecie. :P
Kanonku, a przy tym to nawet nóżka i jedno bioderko! ;D http://www.youtube.com/watch?v=L03JVPaZpyc
Zależy.. Na trzeźwo stoję jak wryty, za to po kilku głębszych nóżki same rwą do tańca :p
W tańcu towarzyskim na trzeźwo jestem strasznie spięty, patrzę na nogi. A jak wypiję, to wszystko jakoś wychodzi i za każdym razem gdy poznam jakąś dziewczynę, to mówi mi, że dobrze tańczę ;)
Najgorsze jest to, że w styczniu idę na studniówkę do dziewczyny, tam to już chyba przed tym całym cyrkiem walnę sobie ćwiartkę..
[Ed.]
Zresztą tak jak już tutaj ktoś napisał - wiele zależy od muzyki. Czasem jak jestem wstawiony, a DJ przygra jakiś badziew, to nawet kroku nie zrobię.
Życzę Wam gorąco sukcesu, ale co będzie jeżeli prawie poważni i prawie poważani na bardzo poważnym przyjęciu nie zatańczycie z żoną prezesa bo "nienawidzicie tańczyć". Umiejętność tańca to element gruntownego wykształcenia, obycia i kultury. Przyjemność przychodzi wraz z umiejętnościami. Klubowe drgawki to nie jest taniec ale od czegoś trzeba zacząć.
czego się spodziewać po nerdach, tylko picie wódy, gadanie o piłce albo grach, i zerkanie na świnki na parkiecie.
No, nerdoza jak w mordę strzelił.
prawie poważni i prawie poważani na bardzo poważnym przyjęciu nie zatańczycie z żoną prezesa bo "nienawidzicie tańczyć"
Za dużo filmów i seriali.
Mam tak samo, a najdziwniejsze że tańczyć umiem. Narzeczona (która, oczywiście jak to kobieta, uwielbia gibać się bez sensu na parkiecie) mówi że zmarnowała mi się ta umiejętność bo nie chcę z niej korzystać. Co poradzę, że zamiast bezsensownego bujania się do rytmu wolę wlać sobie w gardło ostry płyn lub z kimś pogadać. W przeszłości wychodziłem na parkiet tylko po to, by zapoczątkować kontakt z jakąś interesującą dziewczyną, teraz oczywiście bo "muszę" z moją potańczyć przynajmniej chwilę. Zostawiam tą "frajdę" pijanym w sztok stadom chłopów które chcą coś wyrwać i otaczają dwie-trzy panienki kordonem, gibając się jak zombie na valium.
Katane -> nie, zwyczajne doświadczenie życiowe. Człowiek ma dwadzieścia parę lat przez bardzo krótki okres, potem zaczyna (albo nie) przeglądać na oczy.
O, teraz będzie "Jaaa? Ależ ja umiem tańczyć, można powiedzieć, że jestem tancerzem wybornym, walc wiedeński, angielski, cha-cha.. a tango to mój gwóźdź programu! ..ale nie tańczę, bo mi się nie chce" :P
NA studniówce tanczyłem, ale wtedy nie byłem sobą, bo już po 30 minutach od rozpoczecia studniówki, (po polonezie, jak wszyscy usiedli do stołów) byłem dość pijany.
Gdybym nie był na pewno bym nie tańczył, bo mam słabe ruchy, ze tak powiem na trzeźwo.
No hej, mam dla nietańczących disco z dedykacją, rączki w górę! :)
http://www.youtube.com/watch?v=BE_jmKpYW7o
Sprawa jest prosta. Najwazniejsze by umiec pic i z Prezesem flaszke zrobic. A jak juz bedzie trzeba z zona prezesa tanczyc to sie robi wolnego przytulanca (kąt nachylenia dloni zalezny od wieku i urody zony prezesa). W tym przypadku wygrywamy podwojnie:
- napilismy sie z prezesem i uwolnilismy go od żony na 20 min
- opcja pochędóżki
:)))
Ja również nie lubię tańczyć. Ale jak miałem 20 lat i kilka piw to wydawało mi się to wyjątkowo atrakcyjną czynnością.
Ja lubiłem i lubię i będę tańczył, tym bardziej, że moja życiowa partnerka i ja stanowimy duet taneczny wszech czasów. Pomijając fakt, że sprawia nam to wiele radości, bo nie ma nic lepszego jak dobry balet z dobrą muzyką.
Również nie jesteś jedyny. Jeśli idzie o taniec, to naprawdę wiele zależy od muzyki. Gdy słyszę jakieś stare hiciory dyskotekowe z lat dzieciństwa, to po prostu nogi same rwą się do tańca... głównie dzieje się to na domówkach u znajomych. Muszę mieć też do tego paczkę fajnych ludzi.
Jeśli idzie o kluby... no cóż, historia wygląda zupełnie inaczej.
Ostatnio wybrałem się do Marsylii z grupą paru znajomych z różnych krajów i siłą rzeczy nie chciałem być jedynym zamulaczem, a prawie się osrali, żeby do tego klubu iść o 2 w nocy, więc poszedłem. Zanim to nastąpiło, popiliśmy nieco polskiego ducha i potańczyli przy jakichś starych, niemodnych "hiciorach". Bawiłem się ka-pi-tal-nie.
W samym klubie, od razu rzuciła mi się w oczy grupa filipińskich hermafrodytów, ale paradoksalnie dawało to tej miejscówce jakiegoś uroku. Klub był ustylizowany na kanał ściekowy, to również plus. Mi do dobrej zabawy wiele nie trzeba, ale wówczas nawet pół litra nie starczyło. Muzyka dość monotonna. Stałem tam i dreptałem z nogi na nogę, próbując wydobyć z tej kakofonii jakikolwiek dźwięk pobudzający mój układ limbiczny do emocjonalnej eksplozji. Nic takiego się nie stało, dopóki mój znajomy Włoch nie zaczął się zataczać i błagać o pomoc (pierwszy raz wódkę pił). Uznałem, że to fantastyczna okazja, by odprowadzić go i wracać do domu.
Zanim to nastąpiło, podszedłem sobie do Niemców, żeby zobaczyć jak się bawią. Wszyscy mieli lekko skwaszone miny, każdy patrzył na zegarek, wszyscy "dreptali z nogi na nogę" w tłumie, w którym taniec polegał właśnie na dreptaniu. Na myśl, że mieliby opuścić ZABAWĘ przed 7 rano spojrzeli na mnie, jakbym im oznajmił, że nasikałem im w krewetki. Mam wrażenie, że dla niektórych potrzeba socjalizacji jest pewną formą survivalu ^^.
Jedynie pewnego Szwajcara jako tako zrozumiałem, bo kupił jakieś pigułki i podobno podbijał parkiet.
Odprowadziłem więc Włocha do domu, trzymając go niemalże pod pachą, żeby sobie głowy nie rozbił. Towarzyszyło nam kilku niedobitków z "klubu", którzy jako tako się trzymali. A i po drodze mieliśmy miłą przygodę, bo przez 30 minut śledziło nas 6 Arabów, przepraszam - Francuzów, którzy co prawda po francusku i angielsku nie umieli, ale ich hajla ahrlaj ajla i groźne miny sprawiły, że rozumieliśmy się doskonale.
Ostatecznie jednak, wieczór się udał. Mam miłe wspomnienia, ale taniec był akurat ostatnią rzeczą, którą będę z tego wypadu wspominał. Po prostu ŚCIANA nudy i paralizy nie do przebicia. Myślę ostatecznie, że ludzie wybierają się do klubów bynajmniej nie w celach tańcowania ;). Jest to co najwyżej opcja. W takich miejscach najpewniej szuka się wrażeń ;).
Taniec to nic innego jak te małe ptaszki z niebieskim główkami, co poruszają się bokiem na gałęzi i podskakują, aby zadziwić partnerkę. Różnicą jest to, że one nie mają innego wyboru, żeby sobie pobzykać, a my owszem. Więc się nie przejmuj. Z perspektywy czasu patrząc, nie ma chyba większej porażki niż facet, który jest tancerzem. Ps. zawsze lubiłem i umiałem tańczyć. Pzdr
Spoko. Nie ty jeden. Jak patrzę na tych skaczących facetów, w dodatku na bani, to mam czasem skojarzenia z chorobą św. Wita. Laski to co innego. One będą tańczyć nawet przy dźwięku jaki wydają podkowy konia na asfalcie. Mają to w genach. Tańczących facetów /usiłujących/ świetnie pokazał kabaret Hrabi.
Nie tańczę, nie widzę w tym nic przyjemnego, średnio rozumiem ludzi, których to bawi oraz szczerze nienawidzę ludzi, którzy namawiają mnie do tańca i wyciągają na parkiet.
Z perspektywy czasu patrząc, nie ma chyba większej porażki niż facet, który jest tancerzem.
Oj tam, oj tam.
For You Maziu ----> http://www.youtube.com/watch?v=y38_djdNYaU
Nie otwieram Kanonie - ktoś kto przed snem lubi obejrzeć Cyd Charisse, chyba nie musi?
ale zdanie podtrzymuję - większość facetów tancerzy to zniewieściałe "brak słów". Wyjątki wymieniłem - dorzucisz jakiś?
ps. otworzyłem :P glaswegian accent, eh? ;)
ps2. dziękuję
poszerzyłeś moje horyzonty :)
Tylko, jeśli odrobiłeś lekcje z DV8 wcześniej. Jestem pewien, że Cyd by się podobało. Dobrze, że na balecie klasycznym taniec się nie kończy. Co do zniewieścienia, to polecam izraelską szkołę tańca nowoczesnego, tam raczej tego nie uświadczysz. Natomiast wracając do DV8, jakiś czas temu ukradli mi serce.
Dorzucam wyjątek ;D ---> http://www.youtube.com/watch?v=otCpCn0l4Wo
Jak tańczyć to TYLKO w parze. Z dziewczyną. Samemu nie umiem tak stać i się gibać jak idiota. Chociaż idealnie by było, gdyby dziewczyna nie miała jednak ochoty na taniec.
Bo nie potrafice tanczyc tak, film instruktazowy ewentualnie skecz z SNL.
http://www.youtube.com/watch?v=CyW1FZxHC-Y
Jak wychodze ze znajomymi w gronie żeńskim to tańcze bo lubie, nawet chce! Jak wyjde z kumplami to pijemy, albo pijemy i gramy w kręgle, często zreszta kończy się że lądujemy po jakimś czasie w sali z muzyką więc na jedno wychodzi.
Pfffi, a czego się spodziewać po nerdach, tylko picie wódy, gadanie o piłce albo grach, i zerkanie na świnki na parkiecie. :P
+1
Gadanie o piłce i grach < taniec
O czym trzeba gadać by zaskarbić sobie sympatię nienerdów?
Po pierwsze musisz sobie wypić, a po drugie musi lecieć odpowiednia muzyka, czyli trance. To tyle.
Jedyny taniec jaki mnie pociąga to taniec na korcie tenisowym xD Na dyskotece nigdy nie tańczę na sucho, ale jak się napije to zawsze mam chęć poszaleć.
Trzeba lubić muzykę taneczną ;) inaczej taniec nie ma sensu. Przy jakichś komercyjnych szmirach bym nie tańczył
[51]
Gdyby ktoś spytał mnie wczoraj, to powiedziałbym, że pewnie o wódzie, piłce i babach. Ale widzę, że od wczoraj definicja nerda zmieniła się dość drastycznie, więc... nie wiem... Szachy? Warhammer? Star Wars EU?
Może po prostu cię to nie bawi? xD Jedni lubią ,inni nie ,proste.
Też tego szczerze nie lubię, nic nie poradzę, ale kompletnie mnie to nie kręci.
Ale czasami trzeba... W zeszły weekend byłem na wyjeździe integracyjnym, post factum dowiedziałem się, że były zakłady, kto mnie wreszcie wyciągnie na parkiet. Jak się okazało - wyciągnęło mnie YMCA, także nikt nie wygrał, ale przy tym szczerze powiem nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dołączyć. Potem zleciało prawie kilka godzin z przerwami na kolejne kolejki - specjalnie zachwycony nie byłem, ale nie było wyjścia :)
Myślą, że wlazłem na parkiet bo mnie spili i dopiero wtedy się przełamałem - prawda jest taka, że miałem przebłysk trzeźwości i doszedłem w końcu do wniosku, że większego debila robię z siebie siedząc, niż zrobię tańcząc :)
Zdecydowanie wolę posiadówy z gadaniem, ale co zrobić... Na szczęście muzyka to były dyskotekowe szlagiery, to nie miałem specjalnych problemów. Ale jakby było coś "klubowego" to nawet nie wiedziałbym jak do tego tańczyć...
Haha ja też nie lubię tańczyć. Więcej - jestem w 3 klasie liceum i nigdy nie byłem na żadnej imprezie, nie piję alkoholu- raz na jakiś czas wypiję piwo dla smaku i przeczyszczenia organizmu :) - nie palę fajek i innych gówien po kątach. Po prostu mnie to nie kręci. Mam inne rozrywki które sprawiają mi przyjemność i mam gdzieś opinie innych. Hah i nie uważam że jest coś ze mną nie tak. Każdy jest niepowtarzalny dlatego normalne jest to, że każdy ma inne umiejętności/zdolności/rzeczy które sprawiają mu przyjemność. Głupie pytanie.
Kto nie lubi tańczyć nigdy nie dowie się jak to jest upajać się rytmem i ruchem. Taka atawistyczna euforia, pierwotny instynkt, który niesie ogromną przyjemność i swego rodzaju wyzwolenie. Kiedy tańczę czuję się naprawdę wolny. Coś fajnego wam umyka w życiu.
Kto nie lubi tańczyć nigdy nie dowie się jak to jest upajać się rytmem i ruchem. Taka atawistyczna euforia, pierwotny instynkt, który niesie ogromną przyjemność i swego rodzaju wyzwolenie. Kiedy tańczę czuję się naprawdę wolny. Coś fajnego wam umyka w życiu. +1
mądre słowa