Lubimy się bać - lubimy sensowny straszny film, ostatnio wyszło kilka dobrych sugestywnie strasznych gier. Mamy slendera, jest Outlast, w którego najodważniejsi zagrywają się nawet na oculusie. Czy ktoś z Was odważyłby się późnym wieczorem albo w nocy sam przejść kilometr, lub dwa po czarnym lesie ? bez latarki, ale już z gps, żeby wiedzieć gdzie są ścieżki ?
Powiem szczerze, że ostatnio zrobiłem spontanicznie coś takiego, wszedłem do lasu i przeszedłem półtora kilometra.
Z minuty na minutę słyszy się coraz więcej dźwięków, wyobraźnia rzeczywiście zaczyna podsyłać dziwne dźwięki, a już najmniejszy rzeczywisty szmer, powoduje mikropanikę, i wtedy to już jest ten moment, gdy człowiek ścisza dźwięk w słuchawkach, przyśpiesza kroku i przestaje nawet spoglądać na boki... a ma być coraz gorzej, przed nami długi marsz... na końcu już się biegnie, a radio albo muzyka w słuchawkach, zaczyna strasznie przeszkadzać - tak ja miałem podczas tej krótkiej wyprawy... muzykę przed samym sobą było mi głupio wyłączać, ale musiałem to zrobić - zwyczajnie nie potrafiłem z jej powodu zorientować się, co dzieje się w promieniu kilku metrów wokół mnie.
Dzisiaj planuję taki trip, z specjalnie dobraną muzyką delikatnie w tle (ostatnio z tytułu spontana, miałem podcast, którego jak już wiecie musiałem wyciszyć) muzyka może z "silent hill" do tego GPS z mapą i widocznymi ścieżkami.
Czas jaki planuje spędzić, to 30 minut...
Na taką przygodę, warto ubrać rękawiczki do jazdy rowerem i ochraniacze na kolana do skatingu :) mi nie były potrzebne. Zastanawiam się, czy można by było urozmaicić sobie takiego "larpa" ale ok, zobaczymy co się stanie tym razem z klimatyczną muzyką i bez pośpiechu.
Po ostatnim razie mogę zapewnić, że o ile faktycznie "slender potrafi przestraszyć i człowiek czuje się specyficznie, to w przypadku takiej przygody, odczuwa się coś jeszcze innego i to jest na prawdę chore.
Ps... wyobrażacie sobie "letsplaye" z takich przygód, z jakimś ciekawym i najlepiej autorskim mini systemem ?
czy to w lesie, czy to po opuszczonych budynkach, fabrykach, ciemnych podwórzach pomiędzy kamienicami i korytarzach w tychże kamienicach :)?
Jakis czas przeszedlem 3km. Fakt faktem wzdluz szosy, ale ponad 2km trasy znajdowaly sie w szczerym polu, a samochody przejechaly raptem cztery. Tak wiec wrazenia byly nie do opisania. Niebo bylo calkowicie zachmurzone, wiec mialem widocznosc prawie zerowa. Jedynym zrodlem swiatla byl telefon i to w dodatku z bateria sygnalizujaca wyczerpanie, dlatego musialem uzywac jej sporadycznie. Wpadlem wtedy na ten sam pomysl co Ty. Pojsc do lasu i zobaczyc na ile mnie stac, a raczej moja psychike. Z muzyka juz nie bedzie to samo. Sila takiej wyprawy tkwi raczej w odglosach natury, a raczej panujacej gluchej ciszy.
Harecerzem trzeba bylo zostac :) Chodzenie ciemna noca po gestych lasach to pikus przy spaniu w lesie w prowizorycznej skleconej chatki :)
Niestety już takie coś przeżyłem i niekoniecznie była to przygoda zaplanowana. Rok temu w wakacje na ognisku u koleżanki, 40 km od większego miasta postanowiłem z kolegą wziąć rower i pojechać 8 km do klubu. Nie były to nasze rowery tylko dwóch znajomych naszej koleżanki. Wyjechaliśmy po 21, a z racji, że było to lato to było jaśniutko. Niestety po 5 km najpierw mi padła dętka, a później koledze zwalił się łańcuch. Zaczęliśmy podróż powrotną, aż zaczęło się robić coraz ciemniej... Oczywiście na początku jechaliśmy lasem, a później drogą asfaltową, ale kolega zaproponował, by pójść skrótem lasem, którego tak naprawdę ani on ani ja nie znaliśmy. Nie muszę chyba dokładnie opowiadać co przeżyliśmy w tym lesie nie mając nic prócz dwóch rowerów, które nie nadawały się do jazdy. Zabłądziliśmy i prawie wpadliśmy do jeziora gdyby nie mój telefon i opcja latarki w nim. Na szczęście do koleżanki wróciliśmy przed 2 w nocy. Istny horror, a prócz rowerów ucierpiała moja komórka, która była tak przeze mnie mocno używana, że nie nadawała się później do dzwonienia i smsowania.
Polecam wędrówkę po podzieniach z prawie wyczerpaną latarką :)
Raz mnie kumple zamkneli w byłym schronie z czasów 2 wojny,(Przetymywali właz) i dupki nie chcieli mnie uwolnić jak nalegałem, ale miałem bryloczek latarkę z nieco słabymi bateriami, i tak doszedłem do sąsiedniego włazu co prawda zablokowanego ale w miarę uchylonego abym mógł się przecisnąć.
I do dziś mnie jeden z kumpli pyta jak to dokonałem skoro część korytarzy jest zasypana albo zalana.
Obecnie teraz schron zamknięty na amen, ale z rzadka klub co opiekuje się schronem robi dni otwarte i można go sobie zwiedzić, nawet prosiłęm go aby tam poszedł aby mógł od miejsca się dowiedzieć ale ten wolał siedzieć w domu i grać w Allods Online.
Ja mieszkam na niezłym zadupiu i może nie jest to gęsty las, ale gęsty las jest po jednej stronie i tak gdzieś przez 1,5 kilometra. W sumie idzie przywyknąć, bo już jak mialem z 16 lat, to trzeba było się w zimę jakoś dostać do szkoły, rano jadę ciemno, wracam - ciemno :) :).
No coz, oka się nie wyjmie i się człowiek przyzwyczaił, juz mi wyobraźnia nie hula i moglbym Ci wleźć gdzie bys chcial, bo juz nie raz sie lazilo i samemu, 'bo na skróty' i przez niezłe łąki i przez lasy. :P
Cobrasss- mówisz o schronie na Morskiej, koło Estakady?
Swego czasu dużo łaziłem po różnych opuszczonych terenach- stara jednostka wojskowa, spalony hotel, zapomniany bunkier koło cmentarza wojskowego (mam farta, że na terenie Gdyni jest trochę takich miejsc ;)). Wchodziłem też na starą, zrujnowaną wieżę widokową i dopiero to mnie zniszczyło... Zatrzymałem się tuż pod szczytem i nie chciałem wejść wyżej. Może i dobrze zrobiłem, bo na górnym tarasie prawie desek nie było i jak siebie znam to przeczuwam, jak by się to skończyło ;p To wszystko to niby trochę inny rodzaj strachu niż to, co opisuje autor (głównie dlatego, że zawsze chodzę w takie miejsca z przynajmniej jeszcze jedną osobą), ale klimat podczas takich wypraw jest niesamowity ;)
Teraz mam do zwiedzenia jeszcze opuszczone sanatorium ;p
Największe emocje są, jak niespodziewanie spotka się człowieka, a zwłaszcza jak się go tylko usłyszy.
Kiedyś biegałem sobie przed ósmą wieczorem w Parku chorzowskim w Gliwicach, a ponieważ był listopad, to było już ciemno jak w dupie. Park znam jak własną kieszeń, wszystkie duże ścieżki i wąskie wydeptane w lesie. Biegłem właśnie tymi dużymi. Nie widziałem praktycznie nic oprócz przejaśnienia nad ścieżką(jest szeroka, więc widać niebo spomiędzy drzew), dobrze widocznego z powodu łuny miast i gwiazd.
Nagle podczas tego beztroskiego biegu usłyszałem jeden lub dwa męskie głosy z kierunku, w którym moja trasa krzyżowała się z inną ścieżką. Stanąłem jak wryty, zrobiłem w tył zwrot i pobiegłem ile sił w nogach w drugą stronę. Dominującym zmysłem człowieka jest wzrok i dlatego boimy się tego czego nie możemy zobaczyć, a co na przykład tylko szłyszymy.
Przy następnym tego typu spotkaniu planuję kontynuować bieg, z ewentualnym zaznaczeniem mojej obecności, ale co faktycznie zrobię, to się okaże. Tak jak pisałem, na ślepo człowiek nie ufa otoczeniu, stąd te wszystkie reakcje. Myślę że częstsze bytowanie w takich warunkach może poprawić umiejętność opanowania.
Ps... wyobrażacie sobie "letsplaye" z takich przygód, z jakimś ciekawym i najlepiej autorskim mini systemem ?
Co do tego to polecam kanał na yt właśnie o tej tematyce: http://www.youtube.com/user/DMRandomStuff
Twórcy kanałów AdBuster i SciFun. Sami sprawdźcie ;)