"Jestem Constantine. John Constantine, dupku!"
Dammit, do dziś musiałem świecić oczami gdy mówiłem ludziom że to całkiem dobry film.
Od dzisiaj zaś będę odsyłał do Twojego tekstu :)
@HubertT - Hehe, dzięki za miłe słowo! :) Film bardzo mi się podobał, ale po to one są. Każdy znajdzie coś dla siebie. :)
"doprawione solidnym rozpierdolem"
po co tak wulgarnie? nie ma nigdzie ostrzezenia ze od lat 18, a slowo rozpierdol raczej juz jest przegieciem...
nie bede komentowal tekstu, bo do tego momentu czytalem i jak juz tak sei zaczyna, to szkoda mojego czasu...
Wszystko supcio, tylko komiksowy Constantine jest po tysiąckroć większym badassem niż pipcia grana przez Reevesa. Głównie przez to, że ma znacznie więcej głębi, rozkmin i rozterek. I cudownie sarkastyczny dowcip. Reeves tu odpali fajkę, tam rzuci one-linerem, a jeszcze gdzieś indziej strzeli z kuszy i wsio, podczas gdy oryginał jest dużo bardziej subtelny i bazuje na gadce i cwaniactwie, a nie arsenale durnych strzelb i czego tam. A scenariusz (bazowany na Dangerous Habits, polecam!) to takie miałkie pitu-pitu, które ledwo liznęło absolutnie zajebiście rozegrany przez J.C. gambit, którym wychujał trzech władców piekieł, popełnił samobójstwo i zyskał nieśmiertelność jednocześnie.
Film jest zrobiony całkiem sprawnie, aczkolwiek jest również kompletnie niereprezentatywny w kwestii przedstawienia J.C. Nie wspominając już o tym, że oryginał jest Brytolem, blondynem i wygląda, jakby skórę zdarł ze Stinga.
@ Pan P.
Nie mam nic do dodania, bo masz rację w tej kwestii. ;)
Poza tym, co napisano w [4] - scenariusz w sposób mistrzowski nasrał na universum Vertigo. W dwie minuty udało się okaleczyć postać Lucyfera bardziej niż Constantine'a w ciągu całego filmu. O ile w ogóle przyjąć do wiadomości, że to miał być pan z obrazka obok.
A jeśli rozpatrywać film w oderwaniu od pierwowzoru... Meh. Obejrzeć i zapomnieć. W kategorii nadprzyrodzonych "szczelanek" z nikłymi elementami horroru, taki Underworld mógł przynajmniej poszczycić się Kate Beckinsale w lateksie.