Hobbit: Niezwykła podróż - mogło być lepiej
Rozumiem, że nie ma tutaj rozległych bitew jak w dwójce i trójce starej trylogii i jest to przegadany suchar jak w drużynie pierścienia?
nie do końca bezimienny92, są tutaj fajnie zrobione starcia z goblinami i orkami chociaż oczywiście nie na taką skalę jak w dwójce i trójce władcy pierścienia.
Takich starć jak bitwy o Helmowy Jar i Minas Tirith w ogóle w książkowym Hobbicie nie ma, tam przedstawione są wydarzenia o całkowicie mniejszej skali, niż te we Władcy Pierścieni. W filmie jest kilka sekwencji walk, ale siłą rzeczy skromniejszych. Może w następnych filmach będą zawarte bardziej epickie sceny z pozostałej twórczości Tolkiena o Śródziemiu, ale tu nie będę zgadywał, bo prawie jej nie czytałem.
są tutaj fajnie zrobione starcia z goblinami
Bardziej fajne-DisneyPixar niż fajne-LotR.
Walki było dużo. I był fragment jednej bitwy. Chodzi o tą retrospekcje, żeby nie spoilerować. Za to napewno będzie ogromna bitwa w ostatniej części. Ogólnie, dzieje się dużo więcej niż w drużynie pierścienia.
I jeszcze pytanie
spoiler start
Czy Azog był w książce, bo sobie go jakoś nie przypominam?
spoiler stop
Ja byłem na zwykłej wersji w 3D. Podobało mi się bardzo. Aż chętnie bym sobie go jeszcze raz obejrzał.
Bezi -
spoiler start
z Azogiem jest taki problem, że ten cały wątek został stworzony prawie w całości na potrzeby filmu. Postać była wspomniana w twórczości Tolkiena, jednak większość wydarzeń nie ma z nią nic wspólnego. Azog zginął na długo przed wydarzeniami z Hobbita, stworzony wyłącznie na potrzeby filmu jest też motyw z polowanie na ród Thorina.
spoiler stop
Ja mam mieszane odczucia. Mam to do siebie, że potrafię spojrzeć na film z boku z uwzględnieniem grupy docelowej, wiem, że w przeciwieństwie do Władcy był robiony, podobnie jak książkowy pierwowzór, przede wszystkim dla dzieci. Problem w tym, że Jackson po Trylogii nie może (i nie chce) zrobić czegoś skromnego, jak książka Tolkiena i próbuje - z różnym skutkiem - w mniej lub bardziej nachalny sposób wnieść tu coś z podniosłego charakteru epopei o Pierścieniu. Poza tym, PJ z trudem balansuje pomiędzy luźną historią przygodową a próbami przypodobania się fanom poważniejszych wątków. I na tym rozdwojeniu jaźni cierpi cały film. Z jednej strony mamy poważne narady, nawiązania do Czarnoksiężnika, z drugiej - co mnie trochę boli - baśniowość rodem z Opowieści z Narnii. I tu jest kolejny problem. Chociaż Hobbit był dla dzieci, był zupełnie innym typem opowieści, fantasy niż cykl o Narnii. Tymczasem niektóre sekwencje z filmu - Radagast, król Goblinów, cały wątek z Azogiem - wyglądają jak żywcem wyjęte z tej serii filmowej (lub czegoś podobnego) i niestety, ale jest spory rozdźwięk pomiędzy poszczególnymi scenami. Moim zdaniem momentami jest zbyt bajkowo i niepoważnie, co nijak ma się do reszty filmu i po prostu razi. Te elementy zwyczajnie nie przystają do filmowego Śródziemia, wyraźnie odstają. Zwłaszcza, że wątek Azoga jest IMO słaby i w żaden sposób mnie do siebie nie przekonuje. Jackson potrzebował jakiegoś dużego, równoległego wątku by rozciągnąć fabułę na trzy filmy i widać to na kilometr.
Inna sprawa, że ten sztuczny podział da się odczuć w każdym aspekcie filmu. Jackson ustalił sobie, że pierwszy film skończy się na takim a takim wydarzeniu i stawał na głowie, żeby rozepchać to do trzech godzin. Jest to o tyle frustrujące, że miałem wrażenie, że pewne rzeczy oglądam w tym filmie po kilka razy. Szczególnie mocno da się to odczuć przy wspomnianych przez autora tekstu scenach odsieczy (o tym później) oraz naburmuszaniu się Thorina. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy w tym filmie widziałem scenę, gdy koleś dostawał butthurta i zaczął jeździć po Bilbo i zarzucać mu, że nie nadaje się na wyprawę. Raz, dwa - okej, ale IMO mocno z tym przesadzili. Jeśli zaś chodzi o wspomniane w tekście tarapaty... Niestety tam, gdzie książka dawała radę, film poległ. Jackson, zamiast zakamuflować pewne uproszczenia fabularne, jeszcze je uwydatnił. Co 15 minut bohaterowie wpadają w tarapaty, co nie budzi żadnych emocji - za drugim czy trzecim razem widz po prosty siedzi i czeka kiedy Gandalf przybędzie z odsieczą. Najgorsze jest to, że każda z tych scen wygląda łudząco podobnie. Ni stąd ni zowąd pojawia się nasz czarodziej, przy akompaniamencie motywu muzycznego, identycznego za każdym razem. Ileż można? Scena z trollami, scena z wargami, scena z goblinami, scena z orłami - praktycznie każdy "cudowny" ratunek wygląda identycznie i jest oczywisty nawet dla kogoś kto jakimś cudem nie czytał książki.
Kolejna sprawa - o czym już pisałem - to spory rozdźwięk stylistyczny. Z jednej strony mamy mroczne, poważne sceny, z drugiej serwuje się nam absurdy i sceny akcji, których nie powstydziliby się Niezniszczalni. Bohaterowie co i rusz spadają w jakieś przepaście, coś na nich spada, pakują się w starcia z wielokrotnie liczniejszymi grupami, a mimo to wychodzą z nich bez szwanku. To, co w książce nie przeszkadzało, w filmie razi, tym bardziej, że Jackson dodał kilka absurdalnych motywów od siebie. Szczytem wszystkiego była scena z kamiennymi olbrzymami - IMO najgłupsza sekwencja całego filmu. Niestety, cierpi na tym przede wszystkim spójność produkcji. Z jednej strony mamy niepokojące nawiązania do wydarzeń z przeszłości, z drugiej zupełnie abstrakcyjne sekwencje rodem z kina fantasy klasy C.
Mimo wszystko film ma też sporo zalet - powalające widoczki i miejscówki (Erebor jest piękny!), rewelacyjnie zrealizowane retrospekcje, bardzo dobrych aktorów (choć w kwestii Armitage'a zgadzam się z Cayackiem - jego wieczny butthurt na pewno tu nie pomaga), niezłą muzykę (chociaż soundtrack jest trochę biedny - mam wrażenie, że w kółko leciały 3 czy 4 motywy) - na szczególne brawa zasługuje pieśń krasnoludów i jej wariacja lecąca przy napisach końcowych. Dla mnie mocne 7,5/8- - może trochę naciągnę, ale mimo wszystko jest to świetne kino (od strony warsztatowo-artystycznej), które jednak zawodzi nieco od strony fabuły i dialogów (było kilka perełek, ale nawet Gandalf nie uniknął kilku sucharów i banałów) i rozpisania postaci. Najwięcej film traci jednak na rozdźwięku stylistycznym - ma problemu z określeniem własnej "tożsamości", grupy docelowej. Jackson chyba nie bardzo wie, jaki film i dla kogo właściwie chciał nakręcić. Również podział całości na trzy części odcisnął tu swoje piętno.
PS Zapomniałem wspomnieć - o ile animacja Golluma i sceny z jego udziałem były rewelacyjne, o tyle trochę przesadzono z eksponowaniem mimiki stwora - przedłużajcie się zbliżenia na jego twarz i kolejne miny Golluma przypominały raczej pokaz technologiczny niż scenę z filmu. Zresztą to samo da się powiedzieć o kilku innych sekwencjach. Miejscami spory przerost formy nad treścią.
Moim zdaniem w filmie trochę za dużo akcji. Mam też wrażenie, że PJ chciał pokazać więcej Śródziemia i dlatego momentami w Hobbicie było mało Hobbita.
spoiler start
.No i wątek Azoga w ogóle moim zdaniem niepotrzebny. W filmie Azog zostaje pokonany przez Thorina w bitwie (odcina mu rękę, ale on nadal żyje). Według Tolkiena Azog zginął w tej bitwie, gdy odciął mu głowę Dain, który w Hobbicie już występuje (dopiero pod koniec książki więc w tej części filmu go jeszcze nie było). Można o tym poczytać dodatku A do Władcy Pierścieni lub na lotrowej wiki.
spoiler stop
Samego Hobbita dałoby się bez problemu zekranizować w jednym filmie, a przykuwając uwagę do szczegółów - maksymalnie w dwóch. Jackson potraktował Hobbita jako okazję do pokazania innych wydarzeń z historii Śródziemia i chwała mu za to, innej okazji by przecież nie miał. Natomiast to, że miesza wątkami i coś dopowiada od siebie (przykład napisaliście w spoilerach), by wypełnić przestrzeń między kolejnymi wydarzeniami z książek i osiągnąć 9 godzin materiału, to już inna (gorsza) historia.
Darth Mario --> dzięki za tak rozbudowany komentarz, fajnie uzupełniłeś mój tekst. W kilku miejscach mamy bardzo podobne odczucia, a przy ocenie też się wahałem właśnie między 7.5 i 8. No ale hej, nie będę naciągał w górę tylko dlatego, że to Hobbit.
Mogło być lepiej? To zrób lepiej ! nie zrobisz, bo gówno się znasz na tym.
kolejny żałosny krytyczyna blogowy.
[10] Nooooo, każdy jest wielkim reżyserem. Jakby to była jakaś duperelka to co innego, a nie poważny film.
Mnie samemu się bardziej podobał film niż autorowi wpisu.
Wiarołomca --> no cóż, nie wsławiłem się jedną z najlepszych trylogii w historii kina, więc trudno wymagać ode mnie tyle samo co od Jacksona, ale to miłe, że tak mi schlebiasz.
The Hobbit sam w sobie jest na tyle świetnym filmem, że biorąc pod uwagę na podstawie jakiej książki jest można uznać, że Peter Jackson ukręcił bat z g*wna, serio. Musi być Oscar:)
tmk13 --> kwestia gustu, mnie akurat książkowy Hobbit podszedł, łyknąłem go bardzo sprawnie. Niezależnie od różnic, film to wciąż wysokiej klasy widowisko, choć mające swoje wady.
Mi się mało co podoba, zwłaszcza w kinie ostatnio. A hobbit mi się podobał.
Jackson jest teraz dla mnie chyba jedynym reżyserem, który ma na tyle dużą siłę przebicia, że może wymóc na producentach swoich filmów niezbyt szybką narrację.
Hobbit jest filmem, w którym akcja rozpędza się powoli, są dłużyzny, które mogą nudzić widzów postronnych, ale komuś, kto tak jak ja podziwia oprawę plastyczną filmu - a ta jest, podobnie jak w LOTR i King - Kongu - na bardzo wysokim poziomie - nie przeszkadzają.
Szkoda, że historia jest w trzech częściach. Ale film jest super, bo Jackson ma mocną, własną i bardzo plastyczną wizję tego, jak powinna wyglądać ekranizacja prozy Tolkiena.
Oprawą filmom Jacksona mogą podskoczyć chyba tylko filmy Burtona.
Acha, dodatkowy plus - współrezyseria Del Toro.
@Mastyl, piszesz: "Jackson jest teraz dla mnie chyba jedynym reżyserem, który ma na tyle dużą siłę przebicia, że może wymóc na producentach swoich filmów niezbyt szybką narrację". Właśnie ma tak małą siłę przebicia, że robi to co mu Producenci każą - niestety. Do innych... gdyby nie krytyczni blogerzy, to filmy byłyby co raz gorsze, po najniższej linii oporu. Przez szacunek do Tolkiena nie napiszę, że Hobbit właśnie taki jest.
Co się stało z ludźmi, że tak mało wymagają od kina, gier, muzyki, jedzenia i życia? Na szczęście są rodzynki, które to widzą i mimo wszędobylskiego hejterstwa starają się SUBIEKTYWNIE coś opisać! Dziękuję im za to.
Wczoraj byłem w kinie. I pomimo sporych różnic między opowieścią znaną z książki a tym co widzimy na ekranie film i tak mi się podobał. Czytałem wcześniej sporo recenzji tego filmu i szczerze współczuję krytykom filmowym, że przez jakieś dziwne zboczenie zawodowe doszukują się dziury w całym. Film jest co najmniej mocno dobry. Niczego innego się nie spodziewałem.
Pomijając trochę pomieszaną historię Śródziemia to nie podobała mi się tylko jedna scena
spoiler start
ze spadaniem w królestwie goblinów.
spoiler stop
. A poza tym wszystko w porządku jak na kino skierowane do jak najszerszego grona odbiorców. Jeśli pozostałe dwie części będą trzymały przynajmniej taki sam poziom to nie ma co kręcić nosem. Kawał dobrego kina. Prawie trzy godziny zlatują jak z bicza strzelił.
Początki u Jacksona zawsze się dłużą i są najspokojniejszym elementem :P Tak samo było w Drużynie i w King Kongu. Pierwszy Hobbit był dobry, ale następny będzie lepszy.
Byłem na filmie drugi raz, tym razem na wersji 48 fps. Wrażenia? Momentami ruchy postaci wydają się nienaturalnie przyspieszone, jakby ktoś podkręcił tempo w już zmontowanym filmie. W innych przypadkach za to rozwiązanie spisało się świetnie - dużą różnicę na plus widać na przykład podczas retrospekcji z bitwy krasnoludów o Morię, doskonała płynność. W ogólnym rozrachunku ta wersja nie sprawiła dużo lepszego wrażenia niż standardowe 3D które widziałem wcześniej. Chyba spodziewałem się większej rewolucji. Ale oczy nie bolały.