Podręczniki w Polsce kosztują tak mniej więcej - od cholery. Wydawcy drukują nowe wydania, które często różnią się tylko okładką, a nieświadomi tego rodzice je kupują. Do książek bywają dołączane płyty, których poza angielskim praktycznie się nie używa. Z tego co wiem, to sprzedaż jest prowadzona w ten sposób, że np. szkoła dostaje gratisową tablicę multimedialną w zamian za wybranie konkretnego podręcznika. Szkoła ma tablicę, za którą tak naprawdę pośrednio płacą rodzice - w cenie książek. Szkoły publiczne...
Mamy kampanię wyborczą, a kandydaci w wyborach ograniczają się do sloganu: "podręczniki muszą być tańsze", gdy tymczasem sprawę można załatwić, nie ponosząc praktycznie żadnych kosztów lub koszt jednorazowy. Lobbing wydawców jest tak silny, czy o co chodzi, że nikt się tym na poważnie nie zajmuje? Chemia, fizyka czy matematyka na poziomie szkoły powszechnej nie zmieniają się co roku, a nawet nie co 10 lat. Po cholerę nowe podręczniki, nie można się uczyć przez 10 lat z jednych? Mamy XXI wiek - nie lepiej kazać rodzicom jednorazowo kupić jakiegoś kindla i ze strony państwa wydawać podręczniki w formie pdf'ów? Przecież to nie byłyby znaczące sumy.
Dlaczego nie ma zmian ? Ponieważ wydawnictwa mają z tego ogromną kasę, szkoły jakieś tam profity, ministerstwu edukacji też pewnie się tam coś odpala wiec co ich obchodzą rodzice ?
A to Polska właśnie, cytując klasyka. W Czechach podręczniki dostawaliśmy od szkoł, a pod koniec roku musieliśmy je oddać. Ktoś nie oddał/zniszczył-płacił. I nie było problemu. Za nauczaniem w Polsce nie przemawia nawet to, że można swoje podręczniki sprzedać, bo zmienia się podstawa programowa, a wbrew temu co piszesz, niektóre podręczniki różnią się treścią od swoich poprzedników w danym przedmiocie.
Wydawcy i nauczyciele żyją w idealnej symbiozie, a rodzice muszą bulić.
Ja w liceum wytoczyłem wojnę paru nauczycielom, którzy uważali, że muszę mieć zalecany przez nich podręcznik. Oczywiście kończyło się to palisadą w dzienniku, ale i tak wyszedłem na swoje. Gdyby więcej rodziców i uczniów postępowało w ten sposób, to problem by się sam rozwiązał.
Które wydawnictwa rozdają tablice multimedialne? Przekażę rodzicom, bo nigdy jeszcze ani oni ani szkoła nie dostali takich bajerów od wydawnictwa .
Pojedyncze egzemplarze podręcznika albo przewodnik dla nauczyciela - to wydawnictwa wysyłają czasami, ale raczej jako reklama a nie gratyfikacja
To jest dokładnie tak jak z mafią narkotykową. Pewne grupy mają z tego zbyt duże profity by ot tak przyszedł jakiś polityk/partia by z tego zrezygnować. Koszty oczywiście ponoszą obywatele.
No i czego można się spodziewać po darmowym i powszechnym szkolnictwie ?
jak juz wspomnial Zenedon, sa to ciche umowy miedzy wydawnictwem i belfrem. Ale ogolnie szkolnictwo to ciezka sprawa, spojrzmy na przyklad na program nauczania historii - od czwartej klasy podstawowki czlowiek uczy sie tego samego tylko troszke to rozszerzajac, a potem np o czasach po WW II nikt nic nie wie
Za Gierdycha był zakaz zmiany podręcznika częściej niż co 3 lata. I to było dobre. Bo problem istnieje
Natomiast nie sądzę aby była to masowa korupcja nauczycie. Po prostu wydawnictwa zmieniają podręczniki, robią reklamę, zapraszają na prezentacje, wysyłają próbki i materiały i nauczyciel SAM, nie dla korzyści, decyduje się na nowy podręcznik. W końcu on za to nie płaci.
To wystarczy, nie trzeba korumpować.
Natomiast nie można wykluczyć lobbingu/korupcji na poziomie ministerialnym. Regularne zmiany podstawy programowej i pieniądze do wydawnictw lecą i lecą. Z KAŻDYM ROKIEM WIĘCEJ, a mamy NIŻ demograficzny.
O tej tablicy czytałem gdzieś, chyba w newsweeku, ale teraz nie mogę tego znaleźć.
graf_0, to nie korupcja a gratis, za który jednak pośrednio płacą rodzice.
Co powiecie na to: Podręcznik w cenie hurtowej zamawianej u nauczycielki kosztuje 61 zł każdy...
Za książki do angielskiego muszę zapłacić 90zł a drugie tyle już wydałem na książki do prawie całej reszty przedmiotów, tylko że używane.
Nowe podręczniki są bardzo drogie, zwłaszcza te językowe ale zwykłe książki do poczytania też mają duże ceny, 30/40zł wzwyż, nic dziwnego że ludzie co raz mniej czytają.
Kiedyś się dało przez kilka lat stosować jeden podręcznik to dlaczego by nie teraz? Podstawówkę przeszedłem na podręcznikach kuzynów starszych o kilka lat, sam potem oddałem dalej te podręczniki młodszej części rodziny.
Zrobili gimnazjum i wtedy trzeba było kupić już książki przygotowane pod gimnazjum, część z nich została w rodzinie. W liceum tylko kilka podręczników przez całą karierę licealną miałem w spadku po wyższym roczniku. Tendencja mocno spadkowa, zdecydowanie powinno zostać to zmienione.
aha, i zapomnialem dodac, wszystko zalezy od nauczyciela, np mialem babke od geografii ktora sama nie wybrala nowych ksiazek bo doglebnie je przejrzala i stwierdzila ze nic sie nie zmienilo oprocz okladki.
LOL, tablice multimedialne. Pewnie jeszcze zestawy kina domowego i nowoczesne laptopy.
Tak jak pisze GBreal, zestaw podręczników w formie reklamy to jedyne, na co może liczyć nauczyciel z tych turbo-wypasionych rzeczy, o których piszecie. Czasem jakiś długopis albo teczka na papiery. Jakieś 10 lat temu można było jeszcze utrafić tablicę dydaktyczną do klasy, ale to też od wielkiego dzwonu - i od dawna żadne wydawnictwo tego nie praktykuje.
To, że nie mówi się o reformach głośno, nie znaczy, że programy się nie zmieniają - bo zmieniają się i to wcale nie tak rzadko. Oczywiste jest, że nauczyciel wybierze taki podręcznik, jaki mu odpowiada, ale pomyślcie tak na logikę, któremu by się chciało co roku przeglądać wszystkie propozycje i decydować od nowa?
Polityka cenowa wydawnictw może udupić nie jedną rodzinę. Prawo do kształcenia dla każdego strasznie się nam zwęża.
U mnie przynajmniej książki do angielskiego i niemieckiego są w tym roku są stosunkowo tanie.
Cala to kwestia to paranoja, skoro jest odgórny, państwowy program nauczania to po co jakaś "konkurencja" w tym temacie? MEN powinno zlecić przygotowanie JEDNEGO podręcznika i wydać go w internecie za darmo dla wszystkich, jak jakieś wydawnictwo będzie chciało sprzedawać - droga otwarta, jak ktoś będzie chciał mieć na Kindle - droga otwarta, jak ktoś sobie zrobi ksero - droga otwarta. Konkurencja - oczywiście, ale tylko wtedy jak nie byłoby rządowego programu edukacyjnego.
moze wam sie to wydac gadaniem gowniarza, ale wg mnie to, ze ludzie placza, bo wyprawka dla dziecka do szkoly jest za droga toz to smiech na sali...
wyliczylem, ze spokojnie mozna zmiescic sie w 200zl - podreczniki, przybory do szkoly
do tego pare zl na ubezpieczenia czy rade rodzicow, nie wiem co tam w jakiej szkole jest..
to na jedna paczke papierosow dziennie ma sie pieniadze (owszem, palenie dobra rzecz, ale mozna sobie dwie paczki w tygodniu odpuscic, te kilka fajek nikogo nie zbawi), ale zeby raz w roku wydac troche wiecej na nauke juz nie? gratuluje
Jestem królikiem doświadczalnym 3 gim(Nowy egzamin, nowe podreczniki...)
Książki wyniosły mnie 500 zł.
Sam podręcznik do angielskiego kostował prawie 50 zł...
Posiadam książki do trzech przedmiotów i więcej nie potrzebuję. W sumie to mógłbym bez problemu nie mieć żadnego podręcznika, jedynie ćwiczenia. Zależy od szkoły... u mnie każdy jedzie na używanych, a jak zmiany są w stylu innej okładki to po prostu można mieć stary podręcznik i nikomu to nie przeszkadza.
A z niemca mam podręcznik połączony z ćwiczeniami, nawet tego odsprzedać nie można, lol.
[21] Ta, nawet trafiłeś z częścią :D
[19]
Komplet angielskiego u mnie będzie kosztował ~150zł
Komplet czyt. podręcznik + ćwiczenia
[20] Alles Klar 2a?
na studiach prawie wszystko sie kserowalo
prawie, bo z jednego przedmiotu koles kazal nam na egzaminie kupic jego cwiczenia, wyrwac jedna strone i oddac ja razem z egzaminem:)
wiele skarg na niego bylo, ale byl nieusuwalny...
ale wczesniej pamietam jeszcze jak w podstawowce dostawalo sie ksiazki ze szkoly i na koniec roku oddawalo, w liceum tez korzystalem z ksiazek po siostrze a ona tez nie miala nowych
co jak co, ale wtedy to byly grosze
teraz ksiazek jest tyle rodzajow, ze masakra, ja wiem, ze wydawcy chca zarobic, ale niestety to musi zostac uregulowane
Muszę przyznać (po przestudiowaniu dostępnych informacji) że to jest jeden z największych minusów dla rządów PO. Tutaj nie ma odwoływania się do lokalnych rozporządzeń samorządów (jak w wypadku opłat za przedszkola) a wzrostu tych cen (szokujących skądinąd) nie tłumaczy także istnienie wtórnego obrotu. Jak dla mnie Ministerstwo Edukacji Narodowej powinno tego pilnować, nawet w współpracy z innymi organami rządu. A w roku wyborczym, to wręcz wtopa ;) Nie równoważy tego podniesienie najniższej płacy do wysokości 1500 zł.
Z tego co pamiętam to w moim liceum mielismy przynajmniej 3 książki obowiązkowo kupić, których potem nie użyliśmy ani razu. Oczywiście prosto od nauczyciela, bo "wtedy taniej".
Ja do 6 klasy podstawówki włącznie byłem zmuszony kupować nowe ksiązki, wychodziło koło 400-500zł. W gimnazjum się zbuntowałem i kupowałem przechodzone co wychodziło mnie już 100-150zł+ ćwiczenia które siłą rzeczy trzeba było mieć nowe. Pamiętam jak w gimnazjum na polskim dostawało się pałę za brak podrecznika, brak ćwiczenia, brak zeszytu i przy okazji brak pracy domowej(no bo skoro nie masz zeszytu to PD też nie masz, oczywiście za wszystko osobna jedyneczka) jeżeli do tego dochodziła lektura której się nie miał często nie ze swojej winy bo przykładowo nie było już w bibliotece to można było na JEDNEJ LEKCJI zarobić 5 niedostatecznych. W liceum kupowałem w sklepie z używanymi podrecznikami których przez większość roku i tak nie nosiłem bo po co, wystarczyły 2 zeszyty, podrecznik przynosiła koleżanka/kolega, nie było przymusu posiadania podręcznika. Pamiętam, że u nas w podstawówce i gimnazjum praktycznie co ROKU była zmiana podreczników, widziałem jak młodsze klasy miały już zupełnie inne podręczniki przez co nie mogły ich kupić u starszych kolegów ani w żadnym sklepie z przechodzonymi bo to była nowość na rynku, teraz widzę, że 8 lat mlodsza kuzynka znów ma inne podreczniki, i tak co roku rodzice muszą wywalać 500-600zł(dochodzą jeszcze zeszyty, ogólnie wyprawka, plecaki i inne pierdoły). Nie wszystkich na to stać, dla mnie chamstwo, buractwo i mafia...W krajach skandynawskich dzieciaki chodzą do szkoły z samymi zeszytami, podreczniki mają za darmo, trzymają je w szkolnych szafkach...
U mnie nie ma takiego problemu, nauczyciele podali swoje propozycje podręczników które będą najlepsze, jednocześnie podając inne tytuły które też mógłby ktoś używać jeśli ma w domu, może tanio kupić i tym podobne.
promilus ---> MEN chce wprowadzic e-podreczniki, ale co z tego, skoro wydawcy obawiaja sie piractwa?
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,10196700,MEN_chce_cyfrowych_podrecznikow__Wydawcy__uczniowie.html
Cyfrowe podręczniki to marzenie minister edukacji Katarzyny Hall. Cele: mniejsze wydatki rodziców na książki, lżejsze tornistry, szkoła bliżej nowoczesności.
IMO ceny e-podręczników nie byłyby wcale tańsze bo i dlaczego? E-booki w Polsce są w cenach prawdziwych książek a i zdarzy się sytuacja że nawet droższe. No chyba, że planują jakieś rządowe dofinansowanie.
Rzadowe dofinansowanie do ebookow? Chyba bym sie poskladal ze smiechu.
@d@m, to niech sami je wydadzą i opublikują w necie za darmo. Przecież dla rządu to nie majątek jednorazowo zapłacić ludziom za przygotowanie wszystkich podręczników. Ale oni wyraźnie tego nie chcą.
LooZ^ - dlaczego ? Zły pomysł ? Masz Kindle, wiesz że to jest wygodne.
IMO ceny e-podręczników nie byłyby wcale tańsze bo i dlaczego? E-booki w Polsce są w cenach prawdziwych książek a i zdarzy się sytuacja że nawet droższe. No chyba, że planują jakieś rządowe dofinansowanie.
IMO byłyby, gdyby zakupy były centralnie koordynowane przez państwo, bez wolnej amerykanki. Bo to, co się dzieje na wolnym rynku tak właśnie wygląda. To nie oznacza sprzedawanie po kosztach, ale jeżeli się kupuje kilka milionów kopii podręcznika, to marże nie muszą sięgać 80%
Do książek bywają dołączane płyty, których poza angielskim praktycznie się nie używa.
Mało tego. Raz miałem wirusa
Dzisiaj za 3 podręczniki zapłaciłem 82,50...
Ja 107,30zł tak więc spoko :)
albz74: Absolutnie nie o to mi chodziło. Koszt wytworzenia podręcznika ebook'a, a drukowanego (często na lakierowanym papierze, z twarda okładką, etc) to jest różnica kilkudziesięciu procent ceny. Sprzedawanie ich w tej samej cenie, albo wyższej (!!) to absurd i skandal, Państwo nie może dopłacać do ebooków dlatego, że ktoś sobie wymyślił marżę 800% (i więcej). Skoro rynek edukacyjny nie jest otwarty, to nie znaczy, że Państwo ma dodatkowo go finansować. Swoją drogą, pieniądze które dostają nauczyciele za napisanie podręcznika to jest śmiech na sali w porównaniu do tego ile mają z tego wydawnictwa.
Różnica między ebookiem a zwykłą książką to tylko koszty druku - całą resztę i tak musisz odwalić. W przypadku "normalnych" książek są to koszty nie tak wcale duże, pewnie z kilkanaście % ceny okładkowej. Podręczniki mają duże nakłady, więc koszty druku są relatywnie tanie, nawet przy wypasionym wydaniu.
Przy cenie książek znacznie większe znaczenie mają marże dystrybutorów i sprzedawców, wydawcy wcale takich kokosów nie mają (często do nich trafia mniej niż połowa ceny okładkowej, a muszą z tego pokryć wszystkie koszty stałe, opłaty, koszty przygotowania książek, etc).
[1] A wszystkiemu pewnie winni krawaciarze! Eh Mirek, Mirek...
Swoją drogą na studiach jeszcze ciekawsze rzeczy się dzieją, ale tam to już praktycznie nie ma ratunku. Jeden pan profesor był rozczulający, bo co roku wychodziło nowe wydanie jego książki i na egzaminie pytał o treść w nim dodaną :).
Na prawie podręczniki kosztują koszmarne pieniądze.
Zresztą sam ostatnio za cztery książki publicystyczno-naukowe zapłaciłem ponad dwie i pół bańki.
Shadowmage: Oczywiście, ale to właśnie ebook może zlikwidować pośredników jak dystrybutorzy, sprzedawcy czy nawet wydawcy. Najmniej i tak z tego wszystkiego dostaje autor, bo mój brat ma nieszczęście brać w tym udział ;) W wypadku konkursu nawet małe wydawnictwo składające się z paru osób ma szanse na wygraną.
Tak, ma to sens tylko w przypadku otwartych konkursów. W przypadku ogólnej sprzedaży dystrybutorów się nie pominie.
Inna sprawa, że podręcznik do szkoły (akademicki to co innego) w formie ebooka to moim zdaniem mimo wszystko kiepski pomysł, przynajmniej na razie.
Krotka odpowiedz - bo nasi politycy wola zajmowac sie PR'em i pierdo*****m o wszystkim, tylko nie praca i reformowaniem, na stolkach mamy wujkow, szwagrow, synow i corki i tak toniemy w tym szamie od 21 lat...
Książek do pierwszych klas gimnazjum czy liceum w ogóle już nigdzie nie przyjmują, bo "bóg jeden wie jaka będzie podstawa programowa", więc są one często jednorazowe.
ktos gdzies musi w koncu powiedziec NIE. Osobiscie wychodze z zalozenia ze jezeli wystarczajaco wiele myszy podniesie leb - kazdy kot ma prze*ebane. Osobiscie cala podstawowke i srednia przeuczylem sie na podrecznikach od poprzednich rocznikow. Kto i kiedy wprowadzil manie zmiany ksiazek co rok? Ja nie wiem, ale uwazam ze jest to chore.
Byłem dziś ze smugglerem kupić mu podręcznik od przyry i kosztował 42,99
Przecież nikt rodzicom nie każe kupować nowych książek. Komplet używanych do 100 zł powinno się kupić.
qLa od 21 lat? Tak krótko? Za komuny też mogłeś dostać wysoką posadę dzięki znajomości.
"Podręcznikowa mafia", to dopiero początek krojenia rodziców. Do akcji wkroczą inne mafie, teatralna, filharmoniczna i kinowa i muzealna. Już nie pamiętam ile razy musiałem płacić za ciągłe wyjścia i przymusowe przeganianie młodzieży i dzieci po tych instytucjach. Szkoły ich utrzymują, to znaczy nie szkoły ale rodzice.
mirencjum -> piszesz już takie idiotyzmy że szkoda na Ciebie klawiszy, ale żeby było w zgodzie z Twoim tokiem rozumowania:
"Mafia kierowców autobusów zrobiła sobie z przewozów źródło dochodu a płacą za to pasażerowie, na dodatek są oni w zmowie z "kanarami" i tak to wszystko wykombinowali że autobusy kupiło im miasto. Hańba!"
Cala to kwestia to paranoja, skoro jest odgórny, państwowy program nauczania to po co jakaś "konkurencja" w tym temacie? MEN powinno zlecić przygotowanie JEDNEGO podręcznika i wydać go w internecie za darmo dla wszystkich, jak jakieś wydawnictwo będzie chciało sprzedawać - droga otwarta, jak ktoś będzie chciał mieć na Kindle - droga otwarta, jak ktoś sobie zrobi ksero - droga otwarta. Konkurencja - oczywiście, ale tylko wtedy jak nie byłoby rządowego programu edukacyjnego.
podpisuje sie pod tym, najlogiczniejsze i uczciwsze rozwiązanie, i sprawa rozwiazanie,
Widzący --> mirencjum -> piszesz już takie idiotyzmy że szkoda na Ciebie klawiszy
Dlaczego idiotyzmy? Teatr, filharmonia w moim mieście żeruje na przymusowych spektaklach dla szkół. Stare, kiczowate przedstawienia klepią na zmiany jak w fabryce. Młodzież tego nie ogląda, wariuje na widowni, aktorzy udają, że grają, bo parę szkół robi zastrzyk gotówki. Im większa komitywa z dyrektorem szkoły, tym wyjść do teatru więcej. Rodzice płacą.
Jedna z różnic miedzy nami to taka, że ja chodzę często do teatru, filharmonii, muzeum czy galerii, wielokrotnie przekraczając normę krajową (Ku chwale Ojczyzny!, spocznij). Z cynicznego punktu widzenia to świetnie że chodzących jest tak mało bo o bilety łatwo i są dość tanie. Jeżeli zawodzi rodzina mająca za głowę spracowanego robociarza lub serialomiłującą matkę, to jedyną szansą dla ciemnego motłochu nieudanie edukowanego w kombinatach szkolnych (sztandar wprowadzić, Fabrykach Wiedzy, sztandar wyprowadzić) na odwiedzenie (uwaga brzydkie słowo) "przybytku kultury" to zorganizowane wyjście.
Stary kiczowaty Hamlet i młodzież wariująca na widowni to kanon zamierzchłej edukacji, jakoś nikt nigdy nie traktował muzyków grających Mozarta jako rzezimieszków wyłudzających nienależne apanaże. Być może współcześnie lepiej byłoby prowadzić owąż młodzież do lupanaru gdzie rajfur oprowadzałby po przybytku potencjalne przyszłe pracownice zachwalając zajęcie jako lekkie, łatwe i przyjemne, a brać męska nabierała by zrębów doświadczenia w poprawnym korzystaniu z zakładu usługowego.
Ja jednak pozostanę przy tym co zawsze było świadectwem kultury i będę namawiał do korzystania z żerującej filharmonii, Ty zaś sam sobie odpowiedz kiedy byłeś na koncercie symfonicznym, kiedy byli Twoi koledzy z pracy wraz z rodzinami i ile razy w ostatnim roku?
Jeszcze nigdy nie wybrałem się do teatru na swoją rękę, ale ze szkoły byłem kilka razy i zawsze mi się niesamowicie podobało. Jak tak się zastanawiam teraz, to aż dziw, że po zakończeniu edukacji samemu jeszcze nie odwiedziłem progów teatru.
A co to? Piratować was nie uczyli?
Zaraz wyjadą naprawiacze którzy bedą prostować ze nie wolno kraść itp. jak to się ma w przypadku gier, muzyki czy choćby filmów. Ale wiadomo tych dóbr typu gry nie musisz mieć i jak je kradniesz bo Cię nie stać to rzeczywiście nie jest dobrze, ale podręczniki- mieć MUSISZ, ćwiczenia- mieć MUSISZ. Imaczej gała i nieprzyjemniści. Dobrze jest zebrać się w kilka osób kupić jednen egzemplarz i zrobić Pdfy/ drukować itp. Na mafię działają tylko mafijne sposoby. I'm wild- I'm free.
Żeby zaś w temacie było, uważam iż podręczniki powinny być rozprowadzane bezpłatnie w każdej wersji, a wynagrodzenie twórców ustalone jako średnie z wydawnictw komercyjnych wypłacałoby państwo.
Edit: ort.
Moim zdaniem problem leży w innym miejscu - w samych nauczycielach. Co to za dziwne obyczaje, że dzieciaki mają obowiązek przynoszenia do szkoły konkretnego podręcznika? Od czego, do diabła, jest nauczyciel? "Dzieci, przeczytajcie sobie strony od X do Y." może powiedzieć każdy - nawet skrajny idiota. Nauczyciel to ktoś, kto ma przekazywać wiedzę w ten sposób, by podręcznik był jedynie nadprogramową (i nieobowiązkową) pomocą dla ucznia.
A co najsmutniejsze - pamiętam jak przez całe liceum nauczyciele kazali nam kupować podręczniki bodajże z Operonu. Były one cholernie drogie a gdy przychodziło co do czego (sprawdzian/kartkówka), były bezużyteczne! Cała szkoła jechała na notatkach z lekcji, które nie zawsze pokrywały się z wymogami nauczycieli (tak dobrze przeczytaliście). Za brak podręcznika conajmniej jednego na ławce nauczyciele stawiali baniaka. Suma sumarum nauczyciele odprawiali danych delikwentów którzy sobie nie radzili na korepetycje. Ale te nie dawały o dziwo żadnych rezultatów o ile nauczyciel prywatny nie został polecony przez tego szkolnego. Tym prywatnym okazywała się osoba spokrewniona lub zaprzyjaźniona z nauczycielem - zawsze!. I ja się pytam, czy zamiast tych cholernych książek, które de facto oprócz portfeli obciążają także kręgosłup nie wystarczyłyby same zeszyty? I tak młodzi polecą na korki wspomagać finansowo nauczycieli którzy wiecznie użalają się jak to źle mają...
Mam nadzieje że kiedyś do władzy dojdą ludzie wykształceni i odpowiedzialni, którzy zrobią porządek z tym bajzlem. Mam tylko nadzieje że to nastąpi nim mój potomek trafi do szkoły.
Widzący --> Nie widzisz różnicy pomiędzy spektaklem teatralnym a spędem szkolnym? Proponuję iść na spektakl z pięcioma trzecimi klasami gimnazjum i przeżywać na widowni dramat Hamleta. Takie widowiska nie mają nic wspólnego z edukacją kulturalną młodzieży, wręcz przeciwnie, ośmieszają teatr. Idź na szkolne przedstawienie i sprawdź sam.
Oj mirencjum, mirencjum, ręce opadają, zmęczyłeś mnie, niech Ci będzie.
Zabronić szkołom organizowania wyjść gdziekolwiek, sprawdziany robić z seriali, telewizor ma każdy albowiem. Podręczniki zlikwidować, nauczyciel przekaże to co konieczne do życia w formie ustnej, sprawdziany też oczywiście ustne. Notatki zlikwidować, telefon z dyktafonem wystarczy. Zresztą z uwagi na niską skuteczność uczyć obowiązkowo tylko do klasy czwartej, powyżej wyłącznie chętnych, szkoły średnie za pełną odpłatnością.
Mirencjum w [50] i [59] ma rację. Aktualnie uczęszczam do III klasy Gimbusiarni i takie wyjazdy to jest masakra. Chociaż gimbusy z Wrocławia to większe rozrabiaki.
Wracając do tematu. Weszła nowa podstawa programowa, a jej punkty to m.in obowiązkowy wyjazd na jakiś festiwal nauki, projekty, oczywiście przynajmniej jedno przedstawienie teatralne. Największą zmianą są naturalnie podręczniki, bo zmienione zostały wszystkie. Koszt wszystkich ksiażek to ok 400-450 zł czyli raczej sporo. Na cenę jest lekarstwo: odkupić od starszej klasy - teoretycznie. Niestety, rocznik 95 idzie swoją podstawą, a 96 wzwyż też swoją. I tak za 5 lat podstawa się zmieni i znowu forsa na książki.
Zmieni się okłada, obrazki, zdjęcia, podręcznik będzie "bardziej przyjazny dla ucznia" i "lepiej będzie go kształcił". Naturalnie książki z rocznika 95 była widocznie do du** i to stracone pokolenie, bo uczyli się na gorszych książkach.
Nie zmieniły się prawa fizyki, równania dalej liczy się tak samo, chemii dalej nie idzie zrozumieć, a Polska znowu (niestety) dostała się pod zabory. Jak ktoś myślał, że w nowym podręczniku pójdzie Poniatowskiemu czy Napoleonowi lepiej to się mylił. Jest tak samo.
A WSiP się obżera.
Aha a z tymi tablicami to prawda. Do mojej szkoły padła propozycja od wydawnictwa: uczniowie kupią 200 naszych podręczników do Techniki to wam damy za "darmo" manekina do ćwiczeń pierwszej pomocy. Za darmo dla was, zapłacą rodzice.
Jedna z dziedzin gdzie komuna działała lepiej - podręczniki wypożyczane kolejnym rocznikom ze szkolnej biblioteki. I komu to przeszkadzało?
Dzisiaj jedyny sposób to chyba rzeczywiście pomysł LooZa - przetarg organizowany przez MEN - zwycięski wydawca przenosi prawa majątkowe do podręcznika, w tym w wersji elektronicznej i problem z głowy. Oczywiście wygrywa najniższa cena - wydawcy, którzy się nie dostosują są na aucie.
Potem raz na 10 lat przetarg na aktualizację.
Bramkarz - no tak przetarg publiczny w PL. Wygra ten który zapłaci :D
Pamiętacie może akcje z dostawą aut dla Policji? Gdzie w wymaganiach była podana między innymi szerokość tylnej osi co do cm - tak by łapał się tylko jeden ("wybrany" wcześniej za grube pieniążki) model auta...
Ja bym powiesił tego, który kiedyś powiedział, że: "Nauka jest darmowa" - Tylko ktoś nie wspomniał, że przygotowanie do niej kosztuje majątek.
Miczkus
Tylko za komuny byla komuna, tu czlowiek wychodzi z zalozenia, ze powinno byc inaczej
Gol - forum postępowych liberałów gospodarczych, z których połowa wielbi Korwin-Mikkego i jeszcze zaprowadza nową religie jak w Egipcie za Amenhotepa IV, ale dziwnym trafem w watku o podręcznikach wszyscy wielbia komunę i razem maszeruja pod czerwonym sztandarem. Klawo.
A ja w tamtym semestrze na studiach dałem za jeden podręcznik 80zł! Ach, och! A jakbym studiował psychologię albo medycynę, to bym na oczy nowego nie widział, bo nna 100-200 mnie nie stać! A, wiem - sprywatyzujmy uczelnie wyższe.
To skąd tylu komunistów w wątku o podręcznikach? Żeby jeszcze było merytorycznie - o programach nauczania - ale nie, duby smalone o 500zł za komplet. Akurat nie tak jeszcze dawno chodziłem do liceum, załapałem sie też na reformę i gimnazja - liceum owszem, raczej na poziomie, to mozę dlatego nam jakos specjalnei co rok nowych podręcnzików nie wciskali, ale gimnazjum raczej podrzędne - i o dziwo też tak nie robiono... Ceny też pamiętam. A tu? - tysiące złotych na podręczniki! Tablice, Maserati dla dyrektora, itp... plus wizje jednego podręcznika za darmo itp... Jedyne, z czym sie zgodzę, to ceny podręcnzików jezykowych - skoro za 120zł mogę kupić ogromny słownik ang-ang Oxfordu czy innego Longmana, albo profesjonalny raczej podręcnzik gramatyki za 70, to te ksiażeczki raczej nie zawsze zasługuja na swoje ceny. Ale z drugiej strony - zagraniczni autorzy, masa fajnych zdjeć, do których są prawa autorskie...
A tak BTW -teraz większosć podręczników to dno, ale trafiaja sie dobre. Chiciałbym zobaczyc miny naszych reformatorów po takim "przetargu":
"Ale do luftu te podręczniki! Za komuny panie dziejku to był jeden, ale dobry! Teraz muszę dziecku szukać innych ksiązek po bibliotekach! Żeby to podręcznika dobrego nie było?! "
jest proste rozwiązanie tego problemu
XERO:)
aż żałuję, że doszedłem do tego dopiero na studiach:/
Z tym że zapominacie o jednym fakcie. Książki są po prostu w Polsce skrajnie drogie. Przecież beletrystyka, albumy są jeszcze droższe od podręczników. Po prostu praktycznie nikt z nas nie kupuje np 10 książek beletrystycznych jednocześnie. Jak na sposób wydania to podręczniki (większość) kosztuje mniej niż wydana w podobnym stylu (przecież to najczęściej jest mocno ilustrowana kreda) książka innego typu.
Podręczniki do języków to trochę inna sprawa - większość z nich nie jest drukowana w Polsce. A popatrzcie np. w empiku na ceny innych angielskich czy niemieckich książek. Też są skrajnie drogie.
Oczywiście że jest korupcja i kolesiostwo na linii szkoły-nauczyciele-wydawnictwa. Ale to tylko jedna strona medalu. Drugą jest to, że po prostu żyjemy w czasach, gdy książki są bardzo drogie.
Ja tylko niesmialo chcialbym zauwazyc, ze szeregowi nauczyciele to zazwyczaj maja gowno do powiedzenia przy wyborze podrecznikow i co wiecej im samym cala sytucja przeszkadza. Nie dosc ze niemal co roku trzeba sie dostosowac dowego programu/podrecznika to jeszcze trzeba je samemu kupic. Nie wiem gdzie wy macie te wszystkie gratisowe egzemplarze dla nauczycieli, ale jak zyje to nie widzialem by moja zona dostala cokolwiek wiecej niz broszurke reklamowa. Komplety podrecznikow musiala kupowac sama, tak samo jak uczniowie.
Pewnie sa przypadki belfrow-cwaniakow ktorzy rzeczywiscie czerpia jakies profity, ale wiekszosc nauczycieli ma z tym bol glowy na poczatku roku.
Straszne
Mafia, mafia, mafia, każdy garniturowiec i krawaciarz to zdrajca narodu i sprzedawczyk. Tylko lud pracujący miast i wsi zdrowy jest moralnie i ma naturalną mądrość i prawo ma naturalne.
Każdego z maturą przebadać, w śledztwie prawdę wykryć i resocjalizować w specjalnych obozach pracy, jak po studiach to i badać nie warto, tylko za pysk i do łagru. A pracę pożytecznie wykorzystać, Wisłę wyregulować, wyngiel wydobyć i na wieś dać, pług pociągnąć i areał odebrany obszarnikom obsiać. Tak nam dopomóż demokracjo nasz kochana.
[49] & [62]: Tak mnie chwalicie, ze aż mi się zal przyznawać, ze ten pomysł wyczytałem na jakimś prawicowym serwisie :(
HP: Nie rozumiesz, no ale po gimnazjum jesteś to się nie dziwie ;)
Z wolnego rynku nie można brać sobie tego co się nam podoba, a potem się dziwić, ze nie działa (tak jak dzisiaj np się mówi o upadku liberalizmu). Nie ma wolnej konkurencji w edukacji, bo program odgórnie jest narzucony przez MEN, w takim czym się mogą różnić książki i czemu się je zmienia co rok? Czym się różnią? Maja bardziej kolorowe zdjęcia, bardziej śliski papier, twardszą oprawę? Skoro MEN wie czego chce uczyć dzieci, skoro edukacja jest darmowa bo opłacana z naszych podatków to należy powiedzieć też B, a nie tylko A.
Temat-rzeka. MEN i tak to olewa. Co rok dyskusja na tema podręczników. Ludzie przez lata uczyli się np. z elementarza Falskiego i dziś są prof. czy innymi ,,uczonymi". Nie dawno jakaś ,,intelygentna" nauczycielka powiedziała, że nie można uczyć z podręcznika zeszłorocznego bo np.
odkryto...nową planetę i ona, ta nauczycielka, jest w stresie bo w książce /starej/ nic na ten temat nie ma i dzieci będą tumanami. Szok!! Z resztą co tu gadać. W szkołach nie ma w wc papieru i ręczników oraz mydła więc rodzice muszą robić ściepę na środki higieny co by ich pociechy
nie dostały dżumy, eboli lub innych atrakcji. W szkołach nie ma lekarza, stomatologa /w latach 60. i 70. nie do pomyślenia/ za to w sklepikach szkolnych królują czipsy, słodycze, cola itp ,, zdrowa żywność". Możemy tu pisać o tym do zas...nej śmierci. I tak, za rok, ten wątek powróci, obiecuję.
Wystarczyłoby, aby MEN promował korzystanie z otwartych podręczników. Tak jak wolne oprogramowanie jest alternatywa dla komercyjnego softu, tak napisane wspólnie przez wielu nauczycieli podręczniki mogłyby być alternatywa dla ogradajacych społeczeństwo wydawnictw.
Ile to w kraju mamy wydziałów pedagogicznych na uczelniach? Ich pracownicy z chęcią przygotowaliby wysokiej jakości podręczniki za małe dofinansowanie od państwa. Wielu nauczycieli zrobiloby to nawet pro bono. Ja sam bym poświęcił kilka godzin, żeby opracować kilka rozdziałów podręczników do matematyki.
Otwarte podręczniki byłyby w zasięgu każdego, można byłoby je samemu drukować, albo kupić po kosztach druku. Na chwile obecna już takie podręczniki są tworzone. Jednak ta inicjatywa godzi w interesy mafii podrecznikowej.
Książki to są drogie dopiero na studiach i wbrew pozorom nie zawsze da się kserować, książki po 50-60 zł to norma, a są i takie po 150-200. Przynajmniej na prawie.
Nie ma to jak zwalić winę na nauczyciela, zbiorowa wina - brak ukarania. Newseweek pier** jak potrzaskany z tą multimedialną tablicą. Tymczasem to tylko kolejny przykład słabości naszego państwa i całą winę ponosi MEN. Państwo, doi wszędzie gdzie się da. Klasyczny lobbing. Zmiany programowe co roku, podręczniki nowe co roku. Tutaj to nawet Flyby widzę przyznał rację.
Jak to ujal kiedys Stefan Kisielewski - to nie kryzys, to rezultat. A wystarczyloby sprywatyzowac szkolnictwo, odebrac MENowi kompetencje ustalania programu i uzywanych podrecznikow w poszczegolnych szkolach, i dac rodzicom prawo posylania dzieci na nauke tam, gdzie oni chca, a nie gdzie panstwo chce, zeby takie dylematy przestaly istniec. No ale jak to bywa z socjalizmem, jest to taki ustroj, ktory bohatersko zmaga sie z problemami, ktorych nikt inny nie ma.
"No ale jak to bywa z socjalizmem, jest to taki ustroj, ktory bohatersko zmaga sie z problemami, ktorych nikt inny nie ma"
Oprócz problemów Burkina Faso, gdzie sobie poradzili z tym straszliwym socjalizmem w postaci publicznych szkół i poziom analfabetyzmu wynosi tam ponad 70%(nawet na standardy afrykańskie jest to przesada).
Karrde
W moim domu wszystkie gratisowe podręczniki stoją na półce i zajmują masę miejsca. ;)
Nie wiem, być może Twoja małżonka ma "mniej szczęścia" albo decyduje o tym fakt, że jak mniemam, ma mały staż pracy. Moja mama jest nauczycielem od 25 lat, na półkach leży prezentacja wydawnictw z ostatnich +/- 7 lat /tylko! reszta dawno temu poszła na makulaturę, a myślę, że łącznie było tego z 3x więcej/. Pozwoliłam sobie policzyć tytuły - ok. 12, podręcznik + zeszyt ćwiczeń, przemnóżmy to razy 3 /bo to gimnazjum i 3 lata nauczania przedmiotu/, dodajmy do tego programy/przewodniki dla nauczyciela, atlasy przedmiotowe i testy gimnazjalne. Mam w domu niezłą księgarnię i zapewniam Cię, że z wszystkich tych książek moja matka ufundowała sobie może 2-3, które były jej akurat potrzebne. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie kupowałby tych wszystkich wydawnictw z własnej woli. :)
Podsumowując - prawda leży pośrodku; bonusy są, bo wśród wydawnictw panuje silna konkurencja i faktycznie, trochę forsy te promocje zżerają. Ale opowieści o tablicach multimedialnych są zdrowym przegięciem i wymysłem dziennikarzyny szukającego szumu.
Ja tylko niesmialo chcialbym zauwazyc, ze szeregowi nauczyciele to zazwyczaj maja gowno do powiedzenia przy wyborze podrecznikow
WOW ciekawe rzeczy gadasz, gdy chodziłem do gimnazjum to nauczyciel(prawie każdego przedmiotu) decydował jakie podręczniki ma kupić dzieciarnia...W liceum miałem o tyle lepiej, że książki nie były na lekcjach obowiązkowe(chociaż bywały wyjątki) i większość z 3 lat przechodziłem z 2 podrecznikami w plecaku i 3 zeszytami, reszta to już kolega/koleżanka z ławki miała albo się pożyczało na korytarzach...
A tymczasem znajomi z GR zastanawiaja sie jak to mozna placic za podreczniki ...
pao - I pewnie jakim cudem ich państwo stanęło na skraju bankructwa. Rozbuchany socjal na pewno nie ma z tym nic wspólnego.
Oczywiście gdy wszystko sprywatyzujemy, to wydawnictwa przestanna ze soba konkurować i podręcznik bedzie jeden na pięć lat :D
Tak jak w innych, całkowicie wolnych sektorach rynku - same dobre i tanie telewizory, monitory, samochody, sami zdolni fachowcy... raj dla konsumenta!
Herr Pietrus: Masz racje, telewizory, monitory i samochody są tak drogie, ze nikogo w tym kraju nie stać nawet na 14 cali czarno-biały kineskopowy monitor! :(
Faktycznie - podręczniki są tak drogie, ze nikogo w kraju nie stać nawet na ćwiczenia do geografii an ekologicznym papierze i w nielakierowanej okładce!
Herr Pietrus --> Probujesz insynuowac, ze konkurencja na rynku powoduje wzrost cen?
Jestes pijany o tak wczesnej porze, czy uderzyles sie w glowe?
wysiak -> a różne uokiki nie ścigają "konkurujących" ze sobą producentów i sprzedawców. Nikogo jeszcze nie złapały za zmowę cenową i nikt z nas nigdy nie podejrzewał że jest ofiarą takiej zmowy. Całkowicie masz rację "konkurencja" powoduje błyskawiczny spadek cen, marż i ogrom dobroci czyni dla konsumenta. Ku chwale kapitalizmu!
U mnie w szkole nigdy nie kazali korzystać z najnowszych wydań. A wręcz przeciwnie, niektórzy nawet zachęcali do starszych wydań.
mirencjun --> Trochę złośliwie wybrałeś ten nick ale Twoja wola. Miłego pisania. Podobają mi się Twoje wypowiedzi.
Jeszcze w okolicach września rodzice dowiadują się o nauczycielu, który niczego nigdy nie nauczył. Wtedy do akcji wkracza mafia korepetycyjna. Rodzic znów płaci!
mirencjun --> Ciekawa inicjatywa. Jestem zdziwiony i zaskoczony. Chcesz sprawdzić czy forum reaguje negatywnie na treść postu czy tylko na nick?
Jak to napisał JKM - gdyby telefony komórkowe byłyby obowiązkowe to kosztowałyby teraz kosmiczne sumy, w końcu i tak trzeba byłoby je kupić.
Wy za to uważacie, ze konkurencja do której dorzucimy dodatkowo dowolny program nauczania sprawi, zę wszystkie podręczniki znacząco stanieją, takze te, które bedą sie wybijały in plus swoją zawartością.Dodajmy - stanieja znacząco i w szybkim czasie - słowem, rynek przewróci sie kompletnie do góry nogami.
O co mam zapytać czytając podobne opinie? Czy trafiliście na nierówne chodniki w drodze z pracy, czy może potknęliście się na schodach?
Cały wątek można streścić tak - połowa dyskutantów chciałaby podręczników za darmo na swoje darmowe(?) tablety czy tam inne kserokopiarki i powrotu jedynego słusznego podręcznika, a druga połowa tłumaczy, ze jakby obecny wolny rynek (bo podstawę programową mozna przedstawiać na setki sposobów, jeśli czegokolwiek sie uczyliście z więcej niz jednego podręcznika macie chyba tego świadomość) zastąpic jakimś innym, to nagle meilibysmy profesorów prześcigających się w pisaniu kapitalnych, wybitnych ksiazek, sprzedawanych potem po 10-15zł. I jedni, i drudzy przyjmują przy tym postawę nieomylnych ekspertów. Tylko niewiele z ich marzeń wynika.
Herr Pietrus --> A tobie sie zdarzylo kiedykolwiek napisac cos konstruktywnego, czy specjalizujesz sie tylko i wylacznie w krytyce tego, co pisza inni, z pozycji swojego wielkiego studenckiego doswiadczenia zyciowego?
Czy sie zdarzyło - to nie mnie oceniać. Niemnie jednak w tym watku moje skromne doświadczenie nie wydaje sie gorsze od doświadczeń ludzi pracujących i niańczących wnuki - sądząc po tonie wypowiedzi. Ich marzenia są tak samo realne jak rojenia o darmowych tabletach polityków platformy. Co zrobic by podreczniki staniały? Nie ma na to prostej recepty. Bo cena ksiażek to wypadkowa naszych zarobków i siły złotego, i poziomu gospodarki, i pewnie ytysiaca innych rzeczy, zaś imho większym problemem jest często poziom tych podręczników, albo - z czym sam się spotkałem - nieprzystający do ich czasem dość wysokiego poziomu nauczyciele, szkolne realia i, co tu kryc, pogimnazjalni uczniowie, w tym zapewne ci lepsi, zepsuci przez system. I w tym momencie mozna by mówić o programach nauczania... ale nie w kontekście cen. Bo śmiem watpic, by akurat podstawa programowa miała wpływ na ceny - jeśli chodzi o jej "zmiany" co roku, to jestem pewien, cze wydawcy też co roku kusilby "nowymi" podręcznikami, nawet gdyby ich ceny uwolnic.
A ceny są moim zdnaiem problemem raczej mniejszej wagi. Bo nie wierze, by an darmowe podręczniki było nas stać no i nie jestem pewien, czy byłby one tak wspaniałe - jedyne słuszne, państwowe. A większym problemem jest sam poziom szkolnictwa, jest nadzór nad nauczycielami i ich zapał oraz sumienność, jest patologiczny element kompletnie rozbijajacy system edukacji (moze stad zreszta te dziwne reformy i programy - z innymi, i niekoniecznie chodzi mi tu o poziom mierzony ilością stron i faktów do wkucia, ale choćby tym słynnym, ale póki co fikcyjnym promowaniem myślenia itp. bzdetów nie dałoby sie pracowac, nie dałoby się ich zrealizować w klasie, gdzie masz średnio od 15-25% kompletnych debili, którzy edukację powinno zakończyć na podstawówce). Nad tymi problemami warto dyskutować. Oczywiscie nie stworzymy nigdy świata, gdzie 100% uczniów w klasie będzie ok, kazdy nauczyciel będzie miał prawdziwy dar nauczania i nikt w szkoel nei ucierpi/nie zostanie upupiony itp - bo i dorosłe zycie takie nie jest. Ale warto jednak sie trochę postarac.
A na ceny narzekano zawsze - sam z podstawówki pamiętam to biadolenie "kolejne cwiczenia, dwie części podręcznika itp itdp - poc o to komu". Czy ceny tak mocno wzrosły od tamtego czasu - w stosunku do zarobków smiem twierdzic, ze nie. Prędziej zdrozałą masa innych rzeczy. Ceny to tradycyjny temat powakacyjny - zawsze pokazują rodziców w księgarni i podaja ceny "za komplet". Niezmiennie od lat. Mocno o dla mnei naciagane. Owszem - na pewno byłoby miło, gdbyby było taniej. Tylko osobiście przypominam sobie, zę kupować szkoda było nie tych ksiazek, które były ok ale tych niudanych, albo tych, z których niemal sie nie korzystało. Podobnie zresztą mam na studiach - ci, którzy nie byli kseromaniakami, raczej kupowali naprawdę dobre, wartosciowe pozycje - bo po prostu fajnie było je mieć i lepiej uzywać niz pirackiej kopii. Ale te ksiazki przydatne inaczej sam też kopiowałem. Mozę to narzekanie ma podobne drugie dno? Ale przypomina pojawiajace się chyba w tym roku lammenty, ze dziecko do szkoły to ubrać trzeba...
No, to przynajmniej sie zgadzamy, ze przyczyna stanu rzeczy, opisanego na poczatku watku - tego, ze firmy wciskaja szkolom podreczniki, a nauczyciele wymuszaja ich kupno - jest system. System, w ktorym szkole absolutnie NIE ZALEZY na zadowoleniu uczniow ani rodzicow, bo szkola nie ma zadnego interesu by o to zadowolenie dbac. Bo rodzic nie ma wyjscia, czy jest zadowolony, czy nie, nie ma praktycznej mozliwosci zabrania dziecka do innej szkoly, a nawet jest to zrobi - to dyrekcji i tak wszystko jedno. Calkiem inaczej, niz gdyby szkola byla prywatna, a kazdy uciekajacy gdzie indziej uczen byl odczuwalna strata. Bo gdyby tak bylo, i rodzice dowiedzieliby sie na poczatku roku, ze znowu zostaly zmienione podreczniki, i musza kupic nowe, specjalnie okreslone i drogie, to przeszliby sie do dyrektora, i powiedzieli, zeby sobie wybil to z glowy. Po prostu. Bo problemem wcale nie jest cena podrecznikow, i wcale nie twierdze (wbrew temu co wyzej pisales), ze "wszystkie podręczniki znacząco stanieją i w szybkim czasie" - to akurat jest najmniejszy problem calego systemu.
Tylko zę tak konkurencja doskonale sprawdza sie i w państwowych, darmowych liceach. No dobra - nie sprawdza sie moze doskonale, ale całkiem nieźle.
A totalna prywatyzacja jest tak samo bez sensu jak wprowadzanie socjalizmu na nowo. Realia byłyby takie, ze dobre szkoły - oczywiscie z tego powodu ze są dobre - odpowiednio sporo by kosztowały. I tak teraz chociaż w liceum ci lepsi moga sie odbic od dna, tak wtedy - przy pełnej odpłatności - nigdy mogliby nie odwiedzić dobrej szkoły, nie mając odpowiednio bogatych rodziców. Bo nikt mi nie wmówi, zę dobra szkołą z dobrą kadrą byłaby tania. Co wiecej - ona oczywiscie korzystałaby z tych dobrych, czyli zapewne droższych, a na pewno ne tanszych niż obecnie podręczników, i nikt by sie nei buntował.
Samo to, o czym piszesz - poszliby do dyrektora i zrobili dym - jest kompletnie nie z tego swiata, nie ze swiata szkół dbajacych o ucznia. Jeśli jakieś zastrzeżenai mieć by rodzice w takiej szkole mogli - to może do programu, do treści podręczników - choc wtedy to faktycznie musiałaby być dobra szkoła, byzebrać grono rodziców tak swiadomych i - co istotne - regularnie odświerzajacych swoja wiedzę z zakresu szeroko pijętych nauk ścisłych i humanistycznych by ocenić podręcznik...
A veto w sprawie cen? - kojarzy sie ze szkołą tańszą i dla biedniejszych.
D problemów systemu oswiaty niespecjalnie ceny bym mieszał. Przecież one są wynikiem gry rynkowej - kto zabroni - jeśłi to prawda - korumować dyrektorów zupełnie prywatnych szkół? A, ci rodzice pójdą i powiedzą - pan dostał gratisa, nasze dzeciuki ksiunżek nie kupią... Póki co lekko to dla mnie abstrakcyjne. Z tego punktu widzenia - problemu cen - to faktycznie najlepszy socjalizm. bbo monootpol prywaciaza to ceny jedynie słuszne, czyli wysokie... Konkurencja? W sumie to kompletnie nie wiem, jakei są koszty druku, dystrybucji, a jakie zyski wydawnictw - ale moze zbyt duża konkurencja to byłyby ceny zbyt wysokie? Ot, jak ze studiami - tylko tu pewnie i autorzy sporo zarabiają, ale poza tym - kto kupuje dajmy na to podręczniki prawnicze? No, jest tych kilkuset żaków na roku na 14 czy iluś tam wydziałach... Pewnie nadal mało dla wydawcy. A połowa kseruje. To cena odpowiednio wysoka. Gdyby teraz jakis podręcznik miała kupić szkołą albo parę... No, chyba żeby jeden wydawca, taki Operon powiedzmy, zaczął wydawać nagle 10 róznych podręczników do Biologii.... :)
Nie wiem, czy ceny da sie obbnizyc w jakikolwiek inny sposób niż dopłątami. Bo ta wolnosć - o co chodzi? O to, zę teoretycznie szkołą mogłaby, nieskrępowana programem, uczyc bez podręczników? Ze... skryptów? I samych lekcji? Mało to realne To juz chyba lepiej zrobic jakieś czytelnie podręczników w szkołach - skoro jest kompletnie niezrozumiała dla mnie idea szafek (ksiażki potrzebuje w domu, by sie z niej uczyć... chyba, zę teraz sie już nikt w domu nie uczy)
Pao - a tymczasem znajomi z Polski się dziwią, jak można bankrutować i sprzedawać wszystko Niemcom.
Wysiak - ale prywatyzacja szkół w żadnym wypadku nie zmieni cen podręczników. Zresztą firmy które tworzą podręczniki nie są skarbu państwa. Chyba w ogóle nie znasz tego rynku, jak gadasz o jakiś państwowych monopolach.
Herr Pietrus -->
Aktualnie w liceach nie ma konkurencji, bo nie ma wolnego rynku, bo nie ma czegos takiego gdy czesc 'konkurujacych' nie musi dbac o zyski i w rzeczywistosci nie konkuruje. Nie mozna byc 'czesciowo dziewica'.
Co do cen za ksztalcenie - gdyby byla rzeczywista totalna prywatyzacja szkolnictwa (to tylko takie cwiczenie umyslowe), to ceny dyktowalby rynek, tak jak wszedzie popyt ksztaltuje podaz. Najbogatsi chcialiby wysylac swoje dzieci do najlepszych szkol, i te by byly najdrozsze, ale najbogatszych jest kilka procent, troche 'gorsze' szkoly bylyby juz dostepne dla klasy sredniej. Dokladnie jak ma to aktualnie miejsce np w przypadku wyzszych uczelni na tzw zachodzie.
"Samo to, o czym piszesz - poszliby do dyrektora i zrobili dym - jest kompletnie nie z tego swiata, nie ze swiata szkół dbajacych o ucznia."
Potrafil to zrobic moj ojciec parenascie lat temu, w panstwowym, i w tamtych czasach uznawanym za jedne z gorszych w miescie, liceum, czyli jakos jednak z tego swiata. Co dopiero gdyby przecietny rodzic czul, ze 'placi i wymaga' - aktualnie niestety wiekszosci ludzi, tak jak tobie, zdaje sie, ze szkolnictwo jest darmowe. I nie maja pojecia ile z ich podatkow idzie na to (no, ty akurat nie pracujesz, wiec nie placisz - ale pewnie za pare lat zaczniesz, czy bedziesz mial dzieci, czy nie).
Soldamn --> Ostatnie zdanie z poprzedniego posta. Debatowanie nad cena podrecznikow to jak ratowanie roz gdy wokol plona lasy.
A to Polska właśnie, cytując klasyka. W Czechach podręczniki dostawaliśmy od szkoł, a pod koniec roku musieliśmy je oddać. Ktoś nie oddał/zniszczył-płacił. I nie było problemu. Za nauczaniem w Polsce nie przemawia nawet to, że można swoje podręczniki sprzedać, bo zmienia się podstawa programowa, a wbrew temu co piszesz, niektóre podręczniki różnią się treścią od swoich poprzedników w danym przedmiocie