Właśnie obejrzałem ten film...i zupełnie nie rozumiem jego fenomenu; wysokich ocen, cytatów z niego jako życiowych mądrości. Film, owszem, całkiem fajny od strony fabularnej, ale nie widzę w nim nic metaforycznego. A wy co o nim sądzicie?
Osobiście po wszystkich ochach i achach zasłyszanych od znajomych na temat tego filmu byłem zawiedziony wreszcie go oglądając.
Nie uważam że był to film zły, ale jego dziwny klimat mnie bardziej męczył niż wciągnął. Po prostu jakoś tak, co sprawiło że prawdopodobnie nigdy z własnej woli nie powrócę do tego filmu.
O ile Fight Club mi się bardzo spodobał, to podobne odczucia jak autor wątku miałem przy filmie American Psycho ;)
główny powód dla którego trzeba obejrzec ten film:
http://www.youtube.com/watch?v=JnwwEG8UBMM&feature=related
a kto uważa inaczej ten cham i prostak więc jego zdanie i tak sie nie liczy :D
***
już nie robią takiej muzy...
Ja miałem właśnie odwrotnie, kiedyś momenty jakieś w tv widziałem i myślałem, że to jest jakiś prosty film o mordobiciu. Jednak mocno do niego uprzedzony w końcu zmusiłem się do niego i ? I tak mnie wciągnął, że postanowiłem złapać się za książkę i ? I książka porywając mnie jeszcze bardziej, sprawiła że postanowiłem, zrobić prezentację na Polski ustny. Świetny klimat + muzyka idealnie pasująca + Pitt + Norton, to wystarczy jeżeli chodzi o film, a książka ? Polecam sprawdzić samemu.
Może takie przesłanie ma, że nikt z nas nie jest prawdziwie wolny bo idzie pewnym schematem. Najpierw każdy chodzi do szkoły, potem pracuje, zakłady rodzinę, płaci podatki itp.
Albo inne przesłanie, że marnujemy cenne minuty swojego życia na pierdoły, tak jak właśnie ja teraz marnuję kawałek życia na pisanie tego posta.
fsdfg - da się książkę dostać po polsku?
[5] +1
pablo397 ---> kocham tę piosenkę :D
UUUUUUUUUUUUUUUUUuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
[8] --> bo to jedna z najlepszych piosenek jakie powstały ever - ever ever? ever!
Ja polecam nieco zmienioną wersję, z filmu Observe and report, refren mocniejszy, większa miazga.
http://www.youtube.com/watch?v=jeZa93pCLxs
tomazzi
http://selkar.pl/fight_club_podziemny_krag_palahniuk_chuck_p_47487.html
http://wysylkowa.pl/ks1040726.html
Fajny filmik, moim zdaniem nawet bardzo dobry, ale faktycznie arcydzieło, jak niektórzy uważają to nie jest, i to przesłanie trochę na siłę IMHO dodane. Podobnie się czułem podczas oglądania V for Vendetta, też bardzo dobry, ale bez przesady, przeceniany nieco.
Po pierwsze film należy do tak zwanego przeze mnie kina pseudo-intelektualnego, czyli w tej samej półce co Efekt Motyla, Requiem dla snu, Incepcja. Jest to półka pośrednia pomiędzy wszystkim tym co wychodzi do kin (czyli papka) a kinem ambitnym dajmy na to Saury czy Viscontiego. Po drugie należy do grupy tzw. Mindfucków, które jeszcze kilka lat temu nie były aż tak bardzo popularne jak teraz. Po trzecie mocne przesłanie i mocny temat. Czter - obsada i gra aktorska. 5. muzyka i klimat
Fight Club to film dla mentalnych gimbusów i stulejarzy.
[5] +1
@hctkko zapomniales kilka U!
@pecet007 to film na podstawie komiksu, czego sie spodziewasz? Poza tym trzeba najpierw wiedziec kto to byl Guy Fawkes, bo to nie wygladalo tak jak w filmie :)
Ja uwielbiam "Fight Club", jednak film ma trochę denerwującą cechę a dokładnie fakt, iż bardzo często ludzie którzy go nie zrozumieli czy się im nie podobał chwalą go. "Fight Club" jest paradoksalnie filmem ciężkim i lekkim. Ciężkim, ponieważ cały otaczający świat jest przedstawiony w bardzo psychodeliczny sposób, pokazany wg Koheletowej zasady marności w której nic nie ma znaczenia, żyjemy z dnia na dzień wykonując nic nie znaczące zadania nakazane od górnie. Lekki jest ze względu, iż mimo całej zawiłości i szybkiej zmiany otaczającego świata i poglądów bohatera reżyser daje nam wszystkie odpowiedzi na tacy, nie daje zbyt wielkiego pola do własnej interpretacji przez co film ma tak wielu zwolenników, gdyż trafia zarówno do szerszego odbiorcy, jak i osoby, która pragnie czegoś wyjątkowego i nowego. Wielką w tym zaletą są również role Pitta i Nortona, szczególnie ta pierwsza, która mógłbym rzec, iż filmowym wyznacznikiem wolności i niezalożności w dzisiejszych czasach. Bardzo wiele osób cytuje Tylera granego przez Pitta, gdyż popiera bardzo wygodne jednak niemożliwe dla wielu do spełnienia zasady odnośnie wolności i niezalożności od pieniędzy, ludzi czy prawa. Kolejnym bardzo dużym plusem jest muzyka (o której wspomnieli userzy wyżej) pokazująca wszystko to, co chciał nam przekazać Fincher, czyli zawiłość i przystępność filmu, szczególnie końcowy utwór "Where is my mind?" w wykonaniu Pixies zasługuje na uwagę, gdyż ta jedna piosenka opisuje tak naprawdę cały film. Po mojej wypowiedzi chyba nie muszę mówić, iż film bardzo lubię, został świetnie stworzony w każdym małym elemencie oraz pokazuje zamierzenia i chęć człowieka do czystej i nieskrępowanej wolności, który jednak tak bardzo boi się jej sięgnąć, że na zawsze jest więźniem własnego życia. Taka anarchistyczno-idyllyczna (może z tą idyllą trochęprzesadzam :P) wizja świata w mistrzowskim sosie
dresX94 -- zgadzam się tobą, mimo że sam nie odebrałem go w ten sposób, ale przypomina mi to, gdy kiedyś wszyscy zachwycali się Dniem Świra, oj jaka śmieszna komedia, wyciąg z fiuta i w ogóle "XD", podczas gdy ja generalnie nie znalazłem tam nic śmiesznego (pun intended) i uważam go raczej za dramat.
Ja pomimo iż rozumiem przekaz tego filmu to nie przekonałem się do formy przedstawienia zawartego w nim problemu (jak ktoś już wspomniał - marności życia).
Ja jeszcze raz polecam książkę ;] Film ukazuje bardziej stosunki, między Jack'iem a Tylerem, książka natomiast "siedzi" cały czas, w głowie narratora, lepszy efekt.
http://selkar.pl/fight_club_podziemny_krag_palahniuk_chuck_p_47487.html
http://wysylkowa.pl/ks1040726.html
Film jest rewelacyjny. Jestem jego stuprocentowym targetem;D Fett nazwał ten cały nurt filmami pseudo-intelektualnymi, ja go określam mianem mainstreamu z wyższej półki. Ładniej;p Nolan i Fincher siedzą w nim po sam nos.
"Fight Club" to przykład kapitalnie przeniesionej książki na duży ekran. Fincher zmienił zakończenie co tylko wyszło filmowi na dobre. Z drugiej strony, zakończenie książkowe było raczej nie do zekranizowania, kupa by z tego wyszła i może nawet zbędny patos. W książce jeszcze dają takie zabiegi rade. Ogólnie polecam książkę, bo jest napisana bardzo oryginalnym stylem. Film mógłby równie dobrze nazywać się odą do anarchii. Nigdy za anarchistę się nie miałem, ale po obejrzeniu filmu, przez jakieś 5 minut buntowałem się przeciw systemowi. Potem poszedłem spać;)
Aha, i wali mnie to, że będę nazywany gimbusem za każdym razem , gdy spodoba mi się film z "mainstreamu z wyższej półki". Lubię "Incepcję", "Matrixa", "Fight Club" i "Efekt motyla". "Requiem dla snu" to tak średnio, ale gotów jestem go pokochać, byle tylko powkurzać myślicieli, którzy nie dostrzegają w kinie nic poza Kieślowskim i Bergmanem. Pozdrowienia dla Pawła T. Felisa z Wyborczej!
promilus --No, ja słyszałem też że lubienie Pulp Fiction jest passe, a sam lubię :(
BTW, mógłbyś zaspoilować różnice w końcówce między książką a filmem?
Fight Club to dużo akcji ubrane w pseudointelektualną fabułę - w efekcie film jest idealną pożywką dla ludzi za głupich na czytanie prawdziwych książek, którzy szukają źródła dowartościowania. Później taki Janusz myśli sobie, że tak naprawdę to on inteligentny jest, bo rozumie, bo interpretuje, bo film z przesłaniem - a przecież to "przesłanie" to same oczywiste oczywistości, pierdy i banały. Fight Club to taka filmowa wersja książek Paulo Coelho, tylko że dla mężczyzn. Chociaż nie - książki Coelho są tragiczne pod każdym względem, a Fight Club jest fajnie zrealizowany, fajnie zagrany, przyjemny dla oka - ale to w zasadzie jeśli chodzi o zalety. To kuglarstwo, sztuka jarmarczna, jeśli ktoś szuka w tym filmie źródła intelektualnej inspiracji to powinien głębiej zastanowić się nad sobą.
Aha, i wali mnie to, że będę nazywany gimbusem za każdym razem , gdy spodoba mi się film z "mainstreamu z wyższej półki". Lubię "Incepcję", "Matrixa", "Fight Club" i "Efekt motyla". "Requiem dla snu" to tak średnio, ale gotów jestem go pokochać, byle tylko powkurzać myślicieli, którzy nie dostrzegają w kinie nic poza Kieślowskim i Bergmanem.
Świetnie powiedziane. Bawi mnie, gdy ludzie gnoją tego typu filmy aby pokazać jakie to mają znakomite i wyjątkowe gusta. Jestem pewien, iż większość osób, które uważają filmy efektowne i jednocześnie niebanalne sami się nimi zachwycają lub zachwycali, ale gdy widzą inne osoby, które też się nimi zachwycają to aby pokazać swoją wyjątkowość rzucają nazwiska znane tylko kinomanom, aby pokazać swoje upodobanie do wszelakich super inteligentnych filmów oraz interpretacji każdego aspektu życia
Fight Club to pozycja z mojego TOP3, moze nawet TOP1. Nie wiem, jak w ogole mozna zwracac uwage na 'akcje' - przeciez to jest w nim najmniej istotne.
Jak rozmawiam o nim z ludzmi, to wychodzi, ze interpretacji jest kilka. Niektorzy widza w nim 'ode do anarchii' - jak w [19], dla mnie to jest satyra na temat nowoczesnego spoleczenstwa i konsumpcjonizmu.
Na YT jest fajny filmik, ktory zawiera kilka z wazniejszych dla mnie dialogow w filmie http://www.youtube.com/watch?v=TJdfWdIBfE8
Dla mnie najzabawniejsze jest ze wiele z tych osob mialo z 10 - 15 lat (a moze mniej) kiedy ten film pojawil sie w kinach i potrzasnal rynkiem. A teraz chlopacy sie juz wyrobili i zapomnieli jak to cielecina byli.
Mój absolutny numer 1. Dla mnie to także bardziej to, o czym napisał Katane w [23] z lekko przejaskrawionym ostrzeżeniem w postaci tego, o czym promilus wspomniał w [19]. Chociaż jak się ogląda takie migawki ze szczytów G, to sam nie wiem, czy to aż takie przesadzone... :>
Jak dotąd jedyny film, który widzialem w kinie trzy razy.
---->
[14]
nagytow [ gry online level: 76 - Firestarter ]
@pecet007 to film na podstawie komiksu, czego sie spodziewasz? Poza tym trzeba najpierw wiedziec kto to byl Guy Fawkes, bo to nie wygladalo tak jak w filmie :)
Może trochę poczytaj najpierw zanim zaczniesz stawiać absoluty, ignorancie. V for Vendetta to jedna z ważniejszych publikacji komiksowych ever. Oryginał z filmem łączy właściwie tylko tytuł. Wachowscy zeszmacili materiał źródłowy do granic, scenariuszowi Moore'a to kinowe badziewie może najwyżej buty czyścić.
kamehameha>+1 Tez mam dosyc internetowych pseudo-filozofow.
Dla mnie Fight Club to najzajebistszy film ever. Ma klimat, który daje potężnego kopa w dupę, ma genialnych bohaterów, mnóstwo zwrotów akcji i bardzo nieprzewidywalną i oryginalną fabułę. A poza tym jest też świetną i bardzo oddaną adaptacją równie dobrej książki.
No i po obejrzeniu Fight Clubu pokochałem zespół Pixies ;)
[19] +1
pecet007--->
zakończenie książki
spoiler start
Bomba nie wybucha, a narrator strzela sobie w łeb. Potem się budzi w "niebie" i rozmawia z "Bogiem". Tak mu się wydaje, bo w rzeczywistości niebo jest szpitalem psychiatrycznym, a Bóg lekarzem. Nie ma "Where is my mind" w tle;)
spoiler stop
IMO jeden z najbardziej przereklamowanych filmów. Najzabawniejsze zawsze wydawało mi się to, jaką furorę zrobił ten film wśród japiszonów (podobnie jak np. wspomniany American Psycho). Najwidoczniej obejrzenie takich filmów to największy z ich stron przejaw krytyki Systemu.
Lubię "Incepcję", "Matrixa", "Fight Club" i "Efekt motyla". "Requiem dla snu" to tak średnio, ale gotów jestem go pokochać, byle tylko powkurzać myślicieli, którzy nie dostrzegają w kinie nic poza Kieślowskim i Bergmanem. Pozdrowienia dla Pawła T. Felisa z Wyborczej!
Moje doświadczenie jest raczej takie, że jak ktoś zna Bergmana i Kieślowskiego, to zazwyczaj przynajmniej oglądał wszystkie wymienione przez Ciebie filmy, wiele więcej i na części kina rozrywkowego się normalnie bawi. W drugą stronę dużo częściej jest tak, że sięga się po Bergmana czy Kieślowskiego jak po chłopca do bicia, chociaż widziało się góra jeden, dwa filmy.
Fincher potrafił nakręcić bardzo dobrego, jak najdalszego od kina moralnego niepokoju, Obcego i w sumie niezły, ale na pewno nie mądry czy odkrywczy FC.
Swoją drogą, w tym roku w Cannes pokazywano takie filmy jak kolejną część Piratów z Karaibów. Jedni starają się po prostu oglądać dobre filmy, inni będą szukali złowrogiego filmowego snoba nawet tam, gdzie go nie ma :D
Nie jestem zaskoczony, bo uderzenie w FC to uderzenie w największą filmową świętość wielu osób. Ten film po prostu nie może się nie podobać, a jak się nie podoba, to znaczy, że krytykujący się wywyższa. To przecież oczywista oczywistość. Niczym się nie różnicie od kogoś, kto twierdzi, że Kieślowskiego nie da się zrozumieć bez przeczytania 1000 książek w życiu i doktoratu z filozofii. Te same uprzedzenia, tylko po drugiej stronie.
dla mnie to jest satyra na temat nowoczesnego spoleczenstwa i konsumpcjonizmu.
Dla mnie to jest bardziej przestroga dla ludzi żyjących według odgórnych schematów i nie tyle satyrą co rzeczywistym obrazem społeczeństwa. Swego rodzaju manifest, żeby zacząć robić coś z własnym życiem. Nie marnować go na niepotrzebne konwenanse i wyrwać z kajdan rutyny. Podjąć walkę.
BTW. Do tego filmu trzeba dojrzeć i nie chodzi tu o kwestie wiekowe.
Jak ktoś lubi dopatrywać się w tym filmie jakiś ukrytych przesłań to proszę bardzo:
Fight Club jako faszystowska narracja?
Projekt Chaos nie jest wbrew potocznym i banalnym opinią eksplozją buntu antyglobalistycznych anarchistów lecz raczej przyczynkiem do quasi-faszystowskiego puczu. Jest to faszyzm z okresu poprzedzającego utworzenie wszechwładnego, totalitarnego państwa. Bohaterowie filmu jednoczą się dokoła sekretnego stowarzyszenia mężczyzn, którzy nawiązują między sobą pozytywną, jednoczącą więź opierając się na etosie przelanej braterskiej krwi. Transgresyjny rytuał męskiej cielesności zbroczonej krwią wojowników zapewnia im ucieczkę od alienacji czysto pragmatycznych, wyzbytych z dreszczu gorliwości ponowoczesnych społeczeństw. To nie tylko radykalne, kontrkulturowe ruchy lewicowe posiadają monopol na kontestację świata sprowadzonego do czystej konsumpcji i wartości wymiennej. To także faszystowskie zadanie by dokonać puczu przeciwko etosowi umasowionego mieszczaństwa. Stąd już prosta droga do obsceniczno-demonicznych aktów spalenia Reichstagu, Nocy Długich Noży i Kristallnacht, owych mrocznych przejawów Bachtinowskiego karnawału będącego niczym innym jak zawieszeniem reguł panującego Prawa. Bohaterowie afirmując przemoc, podkreślają jej emancypacyjny charakter. Kulminacyjnym momentem jest słynna scena gdy Norton w obecności własnego szefa dokonuje aktu autoagresji przynoszącej wyzwolenie. Szef firmy jest ucieleśnieniem Pana sprawującego symboliczną i realną władzę opartą na fundamencie każącej przemocy. Dokonując aktu autoagresji wytrącamy władzy zbrodnicze narzędzie dokonując gestu jej rozbrojenia. Tak przerwaniu ulega Heglowska dialektyka Pana i Niewolnika. Końcowe sceny filmu przedstawiające walące się drapacze chmur owe fundamenty nowoczesnego świata, konfrontują nas z konsekwencjami aktywnego nihilizmu radykalizującego w polityce Blitzkriegu ideały Sturm und Drang. Kluczowym dowodem na potwierdzenie obecnych w filmie faszystowskich kodów jest fakt, iż główny bohater produkuje mydło z ludzkiego tłuszczu.
http://neoconsrevolt.blox.pl/html
[33] Wow, takiej interpretacji jeszcze nie słyszałem, ale w sumie ma ona trochę racji ;)
@Pan P Czytalem. Mi chodzilo o odniesienie do historii i przedstawienie glownej postaci...
Victor Sopot - nie wiem kto to pisał, ale pomimo wielu "mądrych" słów udało mu się przemycić w tym tekście także dwa rażące orty.
Co do filmu - uwielbiam. I tyle w tym temacie :)
[14] Akurat tutaj widać dużą dominację komiksu nad filmem, bracia Wachowscy wycięli z komiksu dużą część dobrych rzeczy żeby wstawić antybushowską propagandę i kretyńskie wymachiwanie nożami, nie wspominając o innych rzeczach, więc film raczej się nie będzie podobał. Jeśli nie chcesz sięgnąć po komiks to wyobraź sobie jakby w ,,Sokole Maltański" wycięli cześć dialogów żeby dodać sekwencję karate i jednego z gangsterów zastąpili Hitllerem.
[21] Tylko że w filmie nie ma nic pseudointelektualnego, to po prostu bardzo dobrze zrobiony thriller psychologiczny gdzie główny wróg ma taką a nie inną filozofię życiową, równie dobrze pseudointelektualnym można nazwać ,,Czerwonego Smoka". Problemem są tylko niektórzy fani którzy obejrzeli film i teraz są wielkimi gangsta którzy chcą zniszczyć społeczeństwo i wysadzić wszystko w powietrze.
A czy każdemu Fight Club musi się podobać.
To filozofia dla pseudo intelektualistów, dorabianie ideologii.
A film to ma być czysta rozrywka, a nie zdobywanie kolejnych wiernych-członków do sekty.
Jak również film i gry nie są odzwierciedleniem rzeczywistości czasami nawet filmy dokumentalne są podpłacane.
Ja nie rozumiem fenomenu:
-Requiem dla snu [2000]
-Wróg u bram [2001]
z takich mniejszych zagadek serii "Piła".
Nienawidzę filmów, które podobały się więcej niż dziesięciu osobom bo nie znoszę komercji. No i taki, kurwa, jestem kontrkulturowo-niezależno-alternatywny. Poważam tylko Kieślowskiego, Saurę, Passoliniego i Francuską Nową Falę.
Uczciwie przyznam, że film widziałem tylko raz, zupełnie nie wiedząc czego mam się spodziewać i... chyba jest to film, który powinno się zobaczyć przynajmniej te dwa razy. O ile lubię radykalnie oceniać filmy i o takiej Incepcji jeszcze przed końcowymi napisami na pół kina krzyczałem, że jest do dupy, tak tutaj mimo wszystko wstrzymałbym się od głosu ;-)
Jeśli już koniecznie musiałbym ocenić, to wydaje mi się, że jest to trochę zakręcony film, podobnie jak wspomniana Incepcja (tylko lepszy) ze sporą dawką taniego pseudointelektualnego bełkotu, dzięki któremu szare masy mogą pomyśleć, że obejrzały taki "głęboki film o czymś". Ale jak mówię - nie podpisuję się pod tą opinią póki nie obejrzę jeszcze raz ;)
Ludzie :/ Porównanie Incepcji do Fight Clubu jest bez sensu. Incepcja opiera się wyłącznie na pomyśle fabuły i efektach. I jest to mocno gówniany film.
No tak - bo w sumie wszyscy jesteśmy identyczni i mamy takie same gusta.
Ja nie lubie Shrecka - dla mnie to zawsze było to samo, co Disney już robił od 6 lat. Piły są dla mnie okropnie nudne. Matrix średni zwyczajnie.
Za to podobała mi się Incepction i uważam, że to zajebiście dobry film, co roku na święta oglądam Die Hard 1 i 3 (bo parzyste są średnie) a moim ulubionym filmem do końca życia już chyba pozostanie Back to the Future.
Czy moja wypowiedź coś zmieniła? :D
BTW książka mi bardziej przypadła do gustu.
Fight club ma wysokie oceny bo to bardzo dobry film.
Dobrze dobrani aktorzy, świetnie nakręcony, dobra muzyka. Do tego fabuła z twistem w czasach kiedy nie kazdy film musiał tego twista mieć. Również przesłanie jest przedstawione w przystępny i intrygujący sposób.
Z tym że to przecież nie ma być wyłącznie kino dla gigantów intelektu. To jest doskonały film dla szerokiej publiczności.
Szkoda tylko ze sceny z gołą Marlą są animowane :D
a tak serio świetny film, nie super ale naprawdę nie zły
Top 1 to tylko i wylącznie Braveheart ;]
Fight Club spoko filmy ale nic nadzwyczajnego
Najlepszy film mojego ulubionego reżysera, będący ekranizacją powieści mojego ulubionego współczesnego pisarza, z ulubionym aktorem w roli główne (Norton jakby kto pytał). Takie combo zaowocowało najlepszym filmem ever.
...a do tego Pixies.
Mistrzostwo wszech wag!