Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 9 września 2014, 10:37

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Dead Rising 3 na PC - rozgrzewka przed Dying Light - Strona 2

Moda na żywe trupy nie chce przeminąć, a najbliższe miesiące będą należeć do zombi spod szyldu Dead Island 2 i Dying Light. Na rozgrzewkę proponujemy jednak Dead Rising 3, który po zainfekowaniu Xboksa One trafia w końcu także na komputery PC.

Bohaterowie w przerywnikach wyglądają bardzo dobrze.

Czasem warto się jednak trochę pomęczyć. Duża część naszej aktywności nagradzana jest punktami prestiżu, dzięki którym bohater awansuje na kolejne poziomy doświadczenia, zyskując przy tym atrybuty, które następnie może wykorzystać do własnego rozwoju. W ten sposób Nick staje się skuteczniejszy, bardziej żywotny, może przenosić więcej przedmiotów i uczy się nowych ciosów specjalnych. To bardzo przyjemnie rozwiązany aspekt gry, dzięki któremu czujemy, jak rośnie nasza moc. Co prawda Dead Rising 3 w zwykłym trybie zabawy przeznaczonym dla jednej osoby nie jest grą jakoś specjalnie trudną, ale weterani, jeżeli zechcą, mogą podwyższyć sobie poprzeczkę i na przykład zafundować ograniczenia czasowe w stosunku do wszystkich misji. Osobiście bardzo nie lubię tej cechy gier Capcomu, ale twórcy okazali się na tyle elastyczni, że jak ktoś chce, może nawet spróbować zabawy w kooperacji. Japończycy przygotowali się solidnie na każdą sytuację, za co należy im się duży plus.

Zombie potrafią wspiąć się na pojazd i starają się wyciągnąć kierowcę.

Niestety, na tym moje pozytywne zdanie o Dead Rising 3 się kończy. W grze co jakiś czas walczymy z różnymi bossami, którzy nie stanowią prawie żadnego wyzwania. Znalezienie sposobu na nich trwa zwykle kilkanaście sekund. Czasem wystarczy odpowiednio rozejrzeć się, jakie przedmioty walają się nam pod nogami. Oddzielnym problemem jest sterowanie za pomocą klawiatury. Jest ono niewygodne i mało precyzyjne. Ta gra została stworzona tak, by obsługiwać ją padem, za co odwdzięcza się pełnym komfortem. Kontroler staje się wtedy przedłużeniem naszego ramienia. Capcom nie popisał się także przy optymalizacji kodu. W konwersji zdarzają się nieprzyjemne skoki animacji. Przypuszczam, że na słabszym sprzęcie trzeba będzie także zejść dość mocno z detali, by cieszyć się w miarę stabilną animacją, co przy setkach widocznych jednocześnie na ekranie stworów raczej dziwić nie powinno. Nawet jeżeli różnorodność ich wyglądu nie jest tak duża, jak można by sobie tego życzyć.

Motowalec z miotaczem płomieni.

Jak już wcześniej wspomniałem, w grze znalazły się wszystkie dodatki DLC. W tym bronie, które w przypadku samotnej zabawy w kampanii zdecydowanie zaburzają balans rozgrywki już na jej starcie. Wypasione narzędzia zagłady, leżące w każdej odnalezionej kryjówce i dostępne bez żadnych ograniczeń, powodują, że przez pewien czas czujemy się absolutnymi panami sytuacji. Z jednej strony to bardzo dobrze, że gracze pecetowi nie będą musieli wydać ani jednego grosza na DLC, ale z drugiej nieumiarkowanie w korzystaniu z tej pomocy sprawia, że nuda zakrada się szybciej.

Największym zarzutem pod adresem Dead Rising 3 jest schematyczność rozgrywki. Myszkowanie po mieście w poszukiwaniu znajdziek i rozwałkowywanie tysięcy zombiaków może wydawać się przez jakiś czas ciekawe, ale tak naprawdę poza tym wielkim placem zabaw gra nie oferuje wiele więcej. Fabuła niespecjalnie trzyma w napięciu, jest wręcz banalna, a postacie, które na swojej drodze spotyka Nick mają charyzmę kawałka zepsutego mięsa. No chyba, że kogoś bawi gość wymachujący bronią w kształcie męskiego członka. Rozumiem, że to nie ma być poważny tytuł, a sprawiające radość szatkowanie zwłok, ale są jakieś granice.

Pani po prawej ma chrapkę na ludka LEGO.

Problemy techniczne trochę przysłaniają odbiór dzieła Capcomu, ale trzeba przyznać, że gra na pececie prezentuje się lepiej niż na Xboksie One. Obraz jest oczywiście w wyższej rozdzielczości, da się też dostrzec więcej różnego rodzaju detali. Osoby, które lubią niezobowiązująco pobawić się w pełnym iluzorycznych możliwości świecie znajdą tu zapewne kilka godzin przyjemności. Szczególnie, jeśli udadzą się do Los Perdidos w towarzystwie. Gra sprawi też frajdę fanom zombie, dla których ten tytuł wydaje się wręcz zakupem obowiązkowym. Bo pomimo moich narzekań, to solidna produkcja, która ma chyba trochę pecha. Najpierw był pośpiech, aby wydać grę na premierę konsoli Microsoftu, co musiało skończyć się kilkunastogigabajtową łatą, a teraz wspomniana wyżej słaba optymalizacja kodu. Mnie przygoda z martwiakami w capcomowym wydaniu urzekła umiarkowanie, by nie powiedzieć, że przyjąłem ją dość chłodno. Ot, jak stygnące zwłoki truposza.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej