Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 lipca 2014, 13:00

autor: Kacper Pitala

Recenzja The Last of Us Remastered – czy 60 klatek robi różnicę? - Strona 2

Kiedy w końcu przyzwyczailiśmy się do wydań HD kultowych tytułów, Sony postanowiło sprzedać nam reedycję gry, która na karku ma niecały rok. Czy weterani PS3 mają czego szukać w The Last of Us Remastered?

Podczas rozgrywki wzmocniona płynność sprawdza się znakomicie. Zablokowanie gry na trzydziestu klatkach powoduje na początku lekki szok, bo choć wszystko działa wtedy stabilniej niż w oryginale, to i tak odnosi się wrażenie, jakby coś było nie tak. Przypadkowy widz może tego nie zauważyć, ale efekt odczuwa przede wszystkim gracz. Czując różnicę w zachowaniu kamery i jej reakcjach na nasz ruch, od razu widać, że 60 klatek oznacza większy komfort. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, które ustawienie tutaj zwycięża. Po co ono w takim razie jest?

The Last of Us, jest kolejną po Enslaved grą, która przedstawia apokalipsę w zielonych barwach.

Opcję zmiany sposobu wyświetlania wprowadzono w zasadzie na ostatnią chwilę. Wielu graczy, jak to w Internecie bywa, zaciekle o nią walczyło – a przyczyną walki była obawa o utratę „filmowych” doznań. No i faktycznie: cutscenki w trzydziestu klatkach na sekundę szoku już nie wywołują, zaś te w sześćdziesięciu wymagają przyzwyczajenia. Podkreślam, że wymagają przyzwyczajenia, bo jeśli widzieliście Hobbita w 48 FPS-ach, to tam przyzwyczaić się było ciężko. W The Last of Us również pojawia się wrażenie, że obraz jest szybszy, ale nie jest ono tak nienaturalne, jak w przypadku filmu. Niektórzy dopatrują się przyczyny w tym, że obraz jest generowany komputerowo, podczas gdy w kinie obnażana jest sztuczność prawdziwych ludzi i obiektów. Jakkolwiek by nie było, tutaj dałem radę się przestawić.

Drobną, a jednak zadowalającą, nowością jest tryb fotograficzny. Za pomocą jednego przycisku możecie w dowolnym momencie (za wyjątkiem filmików) zatrzymać grę i pobawić się w fotografa. Opcji znalazło się całkiem niemało, począwszy od ustawienia kamery, a skończywszy na głębi ostrości i filtrach kolorystycznych. Frajda jest spora, bo już zmieniając kadr, możemy nadać różnym scenom zupełnie inne znaczenie albo po prostu polować na piękne widoki – a tych nie brakuje. Funkcja jest oczywiście czysto społecznościowa i niewiele wnosi do rozgrywki, ale jeśli macie jakiekolwiek zapędy artystyczne, to ciężko będzie Wam powstrzymać się przed tego typu zabawą. Swoją drogą czuć, że za tą opcją stoi Sony. Zarówno Tearaway, jak i InFamous: Second Son takie tryby już miały, a nie muszę chyba wspominać, że przycisk Share to jedyna możliwość na zapisanie obrazka. Nie, żeby to było coś złego – takie narzędzie przyjmę z otwartymi ramionami w każdej kolejnej grze. GTA V, ktokolwiek?

Tryb fotograficzny, czyli artysta w akcji.

Podsumowania wypadałoby tutaj napisać trzy. Jeśli nie graliście jeszcze w The Last of Us, to wersja na PS4 jest właśnie dla Was. Dla wielu może to być spokojnie najlepsza gra dostępna obecnie na tę konsolę: świetna fabularnie, z wyważoną rozgrywką i wyjątkowo solidnym zapleczem technologicznym. Ci, którzy tę wyjątkową przygodę znają już na pamięć, nie mają tu raczej czego szukać – samo usprawnienie grafiki nie jest chyba wystarczającą świeżością, a gra ma na karku niecały rok. Z kolei jeśli po prostu macie ochotę na zanurzenie się w ten świat jeszcze raz... no cóż. Nie powiedziałbym, że posiadacze oryginału powinni się czuć, jakby właściwa i jedyna słuszna wersja gry była poza ich zasięgiem. Jeśli już zagracie, to pewnie ciężko będzie Wam wrócić, ale do tego czasu możecie zaufać swojej PS3.

Kacper Pitala | GRYOnline.pl