Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 maja 2014, 13:29

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry The Elder Scrolls Online - ani to Skyrim, ani świetne MMO - Strona 4

The Elder Scrolls Online brzmiało jak marzenie. Skyrim w wersji sieciowej – kto nie chciałby w to zagrać? Niestety, studio ZeniMax Online nie potrafiło zrobić nic więcej niż zwyczajne, poprawne MMO, które bawi i wciąga, ale nie zostanie królem gatunku.

Zarzutem w temacie rozwoju postaci jest jego tempo. Poziomy w The Elder Scrolls Online wpadają dość wolno i cały proces jest wręcz żmudny. To również rzecz, którą trudno obiektywnie ocenić, bo fani podobnych gier oczekują, że będą mieli co robić. Mam jednak wrażenie, że dla wielu osób przebrnięcie przez tryb solowy w celu nabicia 50 poziomu doświadczenia będzie nudną koniecznością. Po „pięćdziesiątce” są jeszcze poziomy weterana, które można nabijać w PvP i PvE – także na zablokowanych wcześniej terenach innych frakcji. Twórcy dodatkowo oferują trudniejsze wersje lokacji, czy możliwość zwiedzenia niedostępnych wcześniej zakamarków znanych już lochów. Mówiąc krótko, na razie endgame składa się generalnie z kolejnej porcji questów – jeśli te podstawowe kogoś znudziły w drodze na „szczyt”, taka forma rozgrywki wysokopoziomowej może zostać odebrana nie jako nagroda, lecz kara.

Na wyspie wylądowali kosmici?! Spokojnie, to tylko Molag Bal.

Machanie na oślep

Grałbym w The Elder Scrolls Online z większa ochotą, gdyby gra była u podstaw ciekawsza. Niestety, system walki nie zmienił się bardzo względem wcześniejszych wersji testowych i wciąż pozostawia wiele do życzenia. Jego podstawowe założenia i samo wykonanie mieszczą się w normach panujących w gatunku MMORPG-ów, ale to nie wystarcza, żeby dzisiaj uchodzić za jego czołowego reprezentanta. Mówiąc krótko, podczas starć z przeciwnikami możemy blokować, robić uniki, omijać strefy zagrożenia, przerywać ataki i stosować kilka umiejętności przypisanych do paska – jest to więc połączenie systemów „pasywnego” (wklepywanie kolejnych ataków) z „aktywnym” (konieczność reagowania na sytuację) Od 15 poziomu da się też w trakcie akcji zmienić broń i zestaw umiejętności – co wprowadza nieco dynamiki. Nijakość elementu „bojowego” The Elder Scrolls Online wynika z ograniczeń technologicznych. Machamy sobie mieczem i liczymy na to, że cios wejdzie – opóźnienia, niedokładność i typowe absurdy MMO sprawiają, że w mojej wirtualnej karierze bohatera najchętniej obrałbym drogę pacyfisty. Na palcach jednej ręki można policzyć ciekawe podziemia i starcia z bossami – zwykle są one wyjątkowo niemrawe, typowe, pozbawione błysku i polotu. To kłoci się z całym projektem gry, zakładającym, że będziemy chcieli spędzić w niej bardzo dużo czasu. Może i bym chciał, ale gra musiałaby dać od siebie więcej.

System walki ma wszystko, co trzeba, ale nie budzi wielkich emocji.

Niedociągnięcia systemu walki nikną w trybie PvP, w którym trzy frakcje walczą na mapie Cyrodiil o kontrolę nad zamkami. Tutaj po prostu nie ma za dużo czasu na zastanawianie się – zapewnia to olbrzymi chaos towarzyszący starciom, w których bierze udział kilkadziesiąt osób. Podoba mi się to, że praktycznie od 10 poziomu można wskoczyć na konia i ruszyć do boju. Żeby zdobyć twierdzę trzeba sforsować mury i przejąć kontrolę nad flagami, a to, co podbite, da się naprawiać i ulepszać. Do tego dochodzą tytułowe zwoje, które można zdobyć i tym samym zapewnić frakcji bonusy. Szczytem marzeń jest koronacja cesarza – następuje ona po przejściu kilku centralnych fortyfikacji. Cesarz, którym zostaje najlepszy gracz z rankingu, otrzymuje specjalne, potężne zdolności.

Oblężenia zamków dostępne są już od 10 poziomu postaci.

Wszystko to sprawia sporo frajdy, chociaż jest sztuką dla sztuki – rozwijanie postaci w PvP jest bardzo powolne. Za podstawową walkę i udział w oblężeniach doświadczenia dostaje się niewiele. Wykonywanie questów na mapie z otwartą rywalizacją jest za to trudne, a ryzyko nie jest odpowiednio premiowane. W PvP zdobywałem głównie sprzęt. Z tego powodu można powiedzieć, że Cyrodiil zalicza się raczej do endgame’u i w tym wymiarze powinien oferować więcej zabawy. Czy warto dla niej przebrnąć przez PvE? Tego pewny nie jestem, bo wydaje mi się, że dość szybko można się znudzić bitwami o zamki – przydałoby się więcej urozmaiceń, albo dodatkowe, mniejsze tryby rywalizacji (bo tych po prostu nie ma).