Recenzja gry Wargame: Red Dragon - świetna seria RTS-ów obniża loty - Strona 4
Po wzbogaceniu serii Wargame o samoloty, deweloperzy z Eugen System doszli do wniosku, że kolejnym logicznym krokiem będzie dodanie okrętów. Na ile był to dobry pomysł?
Ten okręt nabiera wody
Bitwy morskie występują zarówno w formie z wojskami lądowymi, jak i bez nich, niestety nie są zrealizowane dobrze – są nudne, pozbawione różnorodności i negatywnie wpływają na resztę rozgrywki. Nie byłoby problemu gdyby Eugen Systems ograniczyło się do przybrzeżnych łodzi patrolowych, niestety do gry wprowadzono chociażby takie potwory jak niszczyciele rakietowe typu Sowriemiennyj czy Kongo, których miejsce jest bardziej w serii Harpoon. Wargame zawsze brało realizm w cudzysłów – pojazdy często miały ograniczony zasięg do skali mapy, ale zachowywały swoje realne funkcje. W przypadku floty to się jednak nie sprawdza.
Starcia morskie wyglądają przeważnie tak, że w wokół wspomnianych wielkich okrętów tworzy się hordę mniejszych. Takie to „bloby” obu stron ukrywają się za wyspami, aż w końcu decydują się stanąć do walki, która jest spektaklem pocisków zestrzeliwanych przez systemy przeciwrakietowe CIWS. W całym tym zamieszaniu swoją rolę mają śmigłowce i samoloty, jednak ostatecznie jedna strona zdobywa dominację, często punktowo wyglądającą jak remis. Gracze, którzy utracili kontrolę na morzu nie mogą już nic zrobić, nie ma jednostek naziemnych mogących skutecznie zwalczać flotę (co jest szczególnie dziwne w przypadku Rosjan, lubujących się w takim sprzęcie). Co więcej człowiek automatycznie skupia w czasie bitwy uwagę na drogich siłach morskich, zapominając kompletnie o tym, co się dzieje na lądzie – tu przydałby się podział ról z World in Conflict: jeden gracz dowodzący całością floty.
Oprawa graficzna i dźwiękowa Wargame: Red Dragon nadal stoi na imponującym poziomie, co jest głownie zasługą nowych, bardziej szczegółowych i zróżnicowanych map oraz poprawionych efektów specjalnych – mam tu na myśli chociażby widowiskowe eksplozje okrętów. Usprawnienia można znaleźć także w interfejsie, szczególnie miło zobaczyć podgląd mapy w lobby multiplayerowym W grze pojawiło się jednak też kilka niedoróbek, zapewne wynikających z pośpiechu – dziwne bugi związane z lejami po bombach, animacja piechoty strzelająca w powietrze, brak odgłosów okrętów. Nie są to jednak czynniki mające większy wpływ na grę o takiej skali. Ostatecznie trzeba przyznać, że Wargame: Red Dragon kontynuuje tradycję zaskakująco widowiskowych strategii od Eugen Systems.
Krok w przód z potknięciem
Twórcy serii Wargame już zapowiedzieli, że po Red Dragon robią sobie przerwę od tego cyklu i można stwierdzić, że trzecia część nie jest dla nich szczególnym powodem do wstydu. Wszystko, co tożsame z najważniejszą dla serii wojną lądową zostało w tej części rozwinięte, a kilkanaście bolączek wyeliminowano. Eugen Systems ponownie mocno zaryzykowało, tym razem wprowadzając do gry okręty, co niestety nie wypadło tak dobrze samoloty. Szkoda, bowiem morskie potyczki promowano jako główną atrakcję Red Dragon i dlatego dla wielu graczy nakręconych zwiastunami ten element może stanowić spore rozczarowanie. Nie powinno to jednak całkowicie przesłonić obrazu ponadprzeciętnej produkcji, dającej już po raz trzeci sporo frajdy wirtualnym generałom.
Adam Kusiak | GRYOnline.pl