autor: Luc
Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni
Po krótkim eksperymencie z LEGO Przygoda Traveller’s Tales za sprawą LEGO The Hobbit wraca do klasycznej, wzorującej się na filmie konwencji. Sprawdzamy, czy Thorin i spółka poradzili sobie w klockowym Śródziemiu równie udanie, co Drużyna Pierścienia.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- świetny, filmowy klimat;
- nowy, ciekawy system craftingu;
- dużo misji pobocznych;
- zróżnicowany, otwarty świat;
- większy niż zwykle nacisk na współpracę.
- praktycznie to samo, co zawsze;
- brak zróżnicowania postaci;
- uciążliwa praca kamery;
- niewielka liczba humorystycznych elementów.
Choć trudno w to uwierzyć, od wydania pierwszego tytułu serii ze znakiem LEGO na okładce minęło już blisko 10 lat. Każda kolejna odsłona nieustannie trzyma wysoki poziom, jednak od pewnego czasu, poza scenerią, nie zmienia się w nich praktycznie nic – ciągle otrzymujemy te same zagadki, niczym nieróżniące się wyzwania oraz identyczny koncept rozgrywki. Kinowa ekranizacja Hobbita okazała się doskonałą okazją do wydania nowej części – ponownie osadzonej w tolkienowskiej rzeczywistości. Jeżeli ktokolwiek spodziewał się jednak rewolucji na miarę LEGO Władca Pierścieni, to po seansie z ostatnią produkcją Traveller’s Tales będzie mocno rozczarowany. Po raz kolejny otrzymaliśmy dobry, solidny tytuł, któremu pomimo kilku drobnych innowacji dosyć wyraźnie brakuje świeżości.
Na spotkanie z przygodą
Już od pierwszych minut rozgrywki widać, że twórcy bardzo sumiennie pracowali nad oddaniem klimatu obecnego na srebrnym ekranie. Przemierzając kolejne lokacje ani przez chwilę nie mamy wątpliwości odnośnie tego, w jakim świecie się znajdujemy. Bez względu na to, czy właśnie biegniemy przez Rivendell czy wkraczamy do opuszczonego Ereboru – wyraźnie czuć, że przemierzamy rozległe Śródziemie. Przygody, które przeżywamy wcielając się w młodego Bilbo Bagginsa, to także w prostej linii nawiązanie do historii opowiedzianej w filmie. Niestety – fabularny wątek jest mocno pocięty i nie oddaje nawet w połowie tego, co widzieliśmy w kinach. W samym uproszczeniu nie byłoby nic złego, jednak w tym przypadku twórcy posunęli się chyba odrobinę za daleko. Gracze bez dokładnej znajomości ekranizacji bądź samej prozy Tolkiena w niektórych momentach nie będą mieli po prostu pojęcia o co chodzi.

Peter Jackson lubi pojawić się na moment we własnych filmach. Tak samo jak w kinowych hitach, tak i w LEGO The Hobbit, przez krótką chwilę możemy ujrzeć słynnego reżysera. Na kilka sekund pojawia się w momencie ucieczki krasnoludów z Ereboru.
Niemniej narrację należy zaliczyć do udanych – akcja toczy się w szybkim tempie, niepozwalającym sobie na jakiekolwiek przestoje. Częste zmiany scenerii, choć chwilami lekko dezorientujące, przez cały czas skutecznie angażują w to, co dzieje się na ekranie. Największym rozczarowaniem jest jednak fakt, iż gra kończy się w tym samym momencie, co Pustkowie Smauga. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że końcowy epizod zostanie wydany dopiero w grudniu – zaraz po premierze Tam i z powrotem – i to najprawdopodobniej w formie płatnego DLC. Sensowniej byłoby chyba poczekać na zwieńczenie trylogii i wówczas wydać kompletną grę, bo decyzja o pocięciu rozgrywki na części wygląda jak klasyczny skok na kasę.