Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 marca 2014, 12:43

autor: Luc

Recenzja gry Titanfall - dynamicznego FPS-a twórców serii Call of Duty - Strona 4

Rewolucji w gatunku shooterów oczekiwaliśmy od dawna. Dzięki Titanfall od studia Respawn Entertainment, bieganie z karabinem w dłoni znów przyprawia o dreszcze, a szereg innowacji sprawia, że nawet poza kokpitem Tytana, nie sposób się nudzić.

Co istotne, każdą z maszyn możemy modyfikować – zmiana broni oraz umiejętności z reguły nie wpływa znacznie na sposób gry, pozwala jednak na pewną dozę elastyczności, dzięki czemu nawet setne wezwanie Atlasa potrafi przyprawić o ciarki na całym ciele. Dowolnie dostosowywać możemy także samych pilotów – w ich przypadku zakres dostępnych pukawek oraz umiejętności jest znacznie szerszy, choć i tutaj liczby nie rzucają na kolana. Kolejne karabiny, ulepszenia oraz perki odblokowujemy wraz z rozwojem naszej postaci - twórcom udało się jednak uniknąć sytuacji, w której wysokopoziomowi gracze posiadają potężniejsze umiejętności. W przypadku Titanfall, większe doświadczenie, oznacza jedynie więcej opcji do wyboru!

W naszym rękawie znajdzie się miejsca dla aż trzech asów.

Uwaga ta tyczy się także tzw. „burn cards”, czyli jednorazowych buffów, które wybieramy przed rozpoczęciem meczu. Nie są to znaczące usprawnienia, jednak ich obecność niekiedy ułatwia rozgrywkę – do naszej dyspozycji trafiły m.in. „zamiana broni na potężniejszy odpowiednik” czy choćby „skrócenie czasu oczekiwania na Tytana”. Ich efekty trwają jedynie podczas jednego życia, a każdorazowe użycie danej karty wykreśla ją z naszego arsenału. Pula, spośród której możemy je wybierać, została ograniczona, z czego podczas samego spotkania wykorzystamy zaledwie trzy z nich, co zapobiega rażącym nadużyciom. Warto również wspomnieć o tym, że za wykonywanie zadań oraz zdobywanie osiągnięć w trakcie meczów (począwszy od 7 poziomu) otrzymujemy po kilka losowych kart, co nieustannie odnawia nasz szybko kończący się zapas. Rozwiązanie zgrabne, efektywne i doskonale zbalansowane. Wielki plus!

Czy to aby nie rodzinne zdjęcie naszego Tytana?

Progresja naszego pilota nie zatrzymuje się po osiągnięciu maksymalnego, 50 poziomu. W grze funkcjonuje system tzw. „generacji”, który pozwala na zresetowanie zdobytego doświadczenia i rozpoczęcia całego procesu od nowa. Dodatkowo, tracimy wszystkie odblokowane umiejętności, jednak w zamian zyskujemy specjalne odznaczenie widoczne obok naszej ksywki. Fani „prestiżu”, znanego z serii Call of Duty powinni być zachwyceni.

Nie wychylać się przed szereg!

Odrobinę mniejszy wybór czeka nas w menu trybów rozgrywki. Wbrew temu, czego można by się spodziewać po grze całkowicie skupionej na multiplayerze, zróżnicowaniem form zabawy Titanfall nie grzeszy. Oprócz otępiałych botów, to niestety największa wada dzieła Respawn Entertainment. Przy pomocy mechów poszalejemy w zaledwie pięciu, mało oryginalnych trybach. Oprócz Attrition, czyli klasycznego drużynowego deathmatcha, swoich sił możemy spróbować także w Hardpoint (klasyczna Dominacja), Capture the Flag, Pilot Hunter (deathmatch, ale punkty dostajemy jedynie za zabijanie pilotów) oraz Last Titan Standing, gdzie wszyscy rozpoczynają za sterami Tytana i tylko jednym życiem na koncie. Niestety, opcja tworzenia własnych, prywatnych gier póki co jest niedostępna.

Pomimo gigantycznych rozmiarów, Lewiatany są całkowicie niegroźne.

Trybów zbyt wielu więc nie ma, szczęśliwie jednak wszelkie przejawy monotonii z sukcesem niweluje całkiem spora pula dostępnych, bitewnych scenerii. Wszelkiej maści potyczki możemy rozgrywać na piętnastu, mocno zróżnicowanych mapach. Od strony typowo projektowej, niemal wszystkie rzucają na kolana i to już od pierwszych sekund. Bardzo sensownie skonstruowane, niezwykle klimatyczne, z mnóstwem ciekawych miejsc, pozwalających na wykonanie efektownych manewrów, a także w pewnym stopniu interaktywne, gwarantują naprawdę długie godziny świetnej zabawy. Na niektórych znajdziemy nawet takie elementy jak specjalne linki do zjeżdżania czy chociażby automatyczne wieżyczki, które ostrzeliwując graczy, potrafią mocno zaleźć za skórę. Oczywiście w grze pojawiły się także potwory, nie odgrywają one jednak większej roli. Latające bestie porywają jedynie postacie kontrolowane przez SI, zaś gigantyczne monstra o charakterystycznych, długich kończynach, po prostu przechadzają się majestatycznie w tle. To niewiele, ale przyznać trzeba, że batalie zyskują dzięki temu dodatkowego smaczku.