Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 3 lipca 2002, 12:53

autor: Bolesław Wójtowicz

Arthur's Knights II: The Secret of Merlin - recenzja gry - Strona 4

Druga część gry przygodowej Arthur's Knights: Origins of Excalibur promowanej przez firmę Cryo, w której wcielamy się w postać Bradwena i wyruszamy na wielką, fantastyczną przygodę, która zaprowadzi nas miedzy innymi do legendarnego Avalonu.

Wróćmy jeszcze na chwilę do tego elementu gry, o którym już wspomniałem, a który uważam za najcenniejszą część produkcji “Cryo”, czyli do Encyklopedii. Uczciwie należy przyznać, że gry tej francuskiej firmy zawsze miały sporo walorów edukacyjnych. Nie inaczej jest i tym razem. Encyklopedia zawarta w grze stanowi wspaniałe kompendium wiedzy o wiekach średnich i za jej pośrednictwem, zwłaszcza młodsi wiekiem gracze, uzyskają możliwość zdobycia sporej dawki wiedzy o tamtych czasach. Encyklopedia, podobnie jak dziennik podróży, uzupełniana jest w miarę postępów w grze, dodawane są nowe hasła dotyczące odwiedzonych miejsc, napotkanych ludzi i ich wierzeń, dziejących się wydarzeń. W zależności od tego, którą drogą dane nam będzie wędrować, ten świat poznamy. Raz będzie to świat Celtów, odchodzących powoli w przeszłość, a raz świat, który już niedługo stanowił będzie podwaliny średniowiecza i współczesnej Europy. Wierzcie mi, grę warto przejść do końca każdą postacią, przede wszystkim po to, by móc zapoznać się z całym ogromem wiedzy zawartej w Encyklopedii.

Część pierwsza ukazała się na naszym rynku, o czym już wspominałem, za pośrednictwem firmy “CD-Projekt”, część drugą zaś otrzymujemy dzięki firmie „Cenega Polska”. Warto więc zastanowić się, co różni te wydania, które jest lepsze, a które gorsze. Sposób wydania, poza umieszczeniem części drugiej dodatkowo w pudełku DVD, co moim zdaniem powinno być już regułą, różni zdecydowanie podejście polskich dystrybutorów do metody lokalizacji, czy jak kto woli, spolszczenia gry. Przypomnę, że pierwszy odcinek przygód Bradwena został zlokalizowany kompletnie, łącznie z podłożeniem głosów polskich aktorów, co jak pisałem w poprzedniej recenzji, nie wyszło grze na dobre. Nie będę już wspominał nieszczęsnego pazia, czy też anachorety, ale ogólnie moim zdaniem panie i panowie z CDP nie postarali się wówczas zupełnie. Inaczej zabrała się do tego “Cenega”, oferując nam wersję kinową, czyli tłumacząc jedynie pojawiające się u dołu ekranu napisy. Co prawda jestem z reguły zdecydowanym zwolennikiem takiego rozwiązania, jednakże w tym przypadku znalazłem się w sporej rozterce gdy usłyszałem Merlina mówiącego po angielsku z bardzo silnym akcentem francuskim. Zresztą ten akcent pojawiał się w większości głosów, co w niektórych przypadkach dawało wprost komiczne efekty. I tak źle, i tak niedobrze... Sama gra oraz wszystkie wpisy do dziennika czy Encyklopedii zostały znakomicie przetłumaczone, a drobne błędy czy też literówki nie psują klimatu całości.

Czas podsumować to wszystko co napisałem powyżej.

Nie mnie oceniać politykę wydawniczą firmy “Cryo”, jednakże nie wyda-je mi się zbyt uczciwym wydawanie jednej gry, podzielonej na dwie części tylko po to, by z kieszeni graczy wyciągnąć więcej forsy. Będę upierał się przy twierdzeniu, że “Arthur’s Knights” część pierwsza i druga, to tak naprawdę jedna gra, gdyż zmiany jakie zaszły w jej drugiej odsłonie, czyli lekki retusz scenariusza i zmiana pory roku, to zbyt mało, by móc żądać za to praktycznie tej samej ceny, co za część pierwszą. A ocena samej gry?

Część pierwszą uznałem za dobrą, solidną grę przygodową, która ofiaruje nam wspaniałą grafikę, ciekawy scenariusz z dwoma drogami prowadzenia bohatera, wygodny interfejs, zróżnicowane zagadki, niezgorszą oprawę dźwiękową i muzyczną, a jednocześnie mającą fatalny system sterowania postacią. Użyłem wówczas określenia, że tę grę “możemy uznać jedynie za przystawkę, a nie w pełni wartościowe danie z królewskiego stołu. Apetyt na dobrą zabawę owszem podrażni, ale nie pozwoli oddać się całkowicie wszystkim rozkoszom jakie mają do zaoferowania inne, perfekcyjnie dopracowane gry przygodowe”.

Jakąż więc ocenę mógłbym wystawić jej wiernej kopii?!

Bolesław „Void” Wójtowicz