Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 lipca 2002, 12:53

autor: Bolesław Wójtowicz

Arthur's Knights II: The Secret of Merlin - recenzja gry

Druga część gry przygodowej Arthur's Knights: Origins of Excalibur promowanej przez firmę Cryo, w której wcielamy się w postać Bradwena i wyruszamy na wielką, fantastyczną przygodę, która zaprowadzi nas miedzy innymi do legendarnego Avalonu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Chyba się starzeję... Nadszedł czas, by wreszcie przyznać się do tego faktu. Zapytacie, skąd ten wniosek? Czy to za sprawą “pierwszego siwego włosa” przypomniałem sobie o przemijających latach? Zapewne nienawistne lustro ukazało mi wreszcie cały bagaż lat jaki dźwigam na swoich plecach? Nie, ten fakt już od jakiegoś czasu mam za sobą i obecnie wszystkie siwe włosy raczej trudno byłoby mi policzyć... Pewnie więc reumatyzm? Poranne strzykanie w kościach, nie pozwalające podnieść się z łóżka? Nie, jeszcze na szczęście nic z tych rzeczy...

To pamięć. Racja, zakrzyknie ktoś, przecież luki w pamięci to nieodłączna oznaka starzenia się. I to niestety prawda, jednakże w moim przypadku jest akurat odwrotnie. Owszem, pamięć płata mi figle, jednakże dzieje się to w ten sposób, iż oglądając jakąś rzecz mam nieodparte wrażenie, że gdzieś to już wcześniej widziałem. Wiecie, takie deja vu...

Szczególnie mocno objawia się to wówczas, gdy mam do czynienia z grami komputerowymi. Ciągle wydaje mi się, że grę, którą aktualnie mam przyjemność oglądać na ekranie monitora, gdzieś już wcześniej widziałem. Też wam się to zdarza? Uff, co za ulga... Znacie więc to uczucie, gdy jesteście całkowicie pewni, że autorzy scenariusza gry bardzo mocno korzystali z gry X, poziomy jakie przemierzamy i zagadki, które dano nam rozwiązywać są zupełnie podobne do tych z gry Y, a potwory w podziemnych lochach niczym się nie różnią od tych z gry Z? Może więc w tym przypadku nie jest to jednak oznaka starzenia się, a raczej braku inwencji twórców nowych gier? Ich pójścia, w pogoni za łatwym pieniądzem, na zupełną łatwiznę, w przekonaniu, że gracze, złaknieni nowości i tak wszystko kupią? No jasne...

Pół biedy jeszcze, kiedy twórcy nowej gry wykorzystają niektóre elementy innej przy uważnym zachowaniu całkowitej odmienności od pierwowzoru, tak by nikt nie mógł powiedzieć, że gra A niczym nie różni się od gry B. Przymykamy wówczas oko i świetnie się bawimy, nawet w odkrywanie tych inspiracji innymi grami. Ale co zrobić, kiedy firma dzieli grę na dwie, prawie że równe części, wydaje w osobnych opakowaniach z zachowaniem odpowiedniego dystansu czasowego i stanowczo domaga się za każdą odpowiedniej zapłaty?

Jakiś czas temu miałem okazję opisywać grę pod tytułem “Arthur’s Knights” wydaną na nasz rynek przez firmę CD-Projekt. Pamięta to ktoś jeszcze? Cóż, rok to jednak spory kawałek czasu... W skrócie powiem, że opisywała ona przygody rycerza o imieniu Bradwen, nieślubnego syna króla Cadfanana stojącego na czele rodu Atrebatów. Młodzieńcowi temu, wygnanemu po śmierci ojca i przejęciu tronu przez złego brata Morganora, przyszło przemierzyć wiele krain i przeżyć mnóstwo przygód, by w końcu pokrzyżować knowania brata przeciw królowi Arturowi. W finałowym pojedynku Bradwen pokonuje Morganora, a król w zamian ofiarowuje mu tron Atrebatów. Gra, poza dość ciekawą fabułą, niezgorszą grafiką i przerażającym systemem sterowania postacią oferowała nam przede wszystkim znakomitą encyklopedię, dzięki której gracz mógł do-wiedzieć się mnóstwa interesujących rzeczy o wczesnym średniowieczu. Ot, taka sobie zupełnie przyzwoita przygodówka, jakże typowa dla firmy “Cryo”, w którą można było zagrać, ale w pamięci zbyt długo nie pozostawała.

Dlatego też, kiedy tylko pojawiły się pogłoski, że zostanie wydana druga część przygód rycerzy króla Artura, pomyślałem sobie, że wydawca, nauczony doświadczeniem, zlikwiduje wszystkie błędy, jakie popełniono podczas produkcji pierwowzoru i w ten sposób otrzymamy grę, która zapisze się złotym zgłoskami w pamięci wszystkich miłośników tego gatunku. W swojej naiwności za-pomniałem o jednym: przecież wydawcą gry jest “Cryo”. Firma ta, jakże zasłużona dla rozwoju gier przygodowych, ostatnimi czasy wyraźnie postawiła na ilość, a nie na jakość swoich produktów, licząc na to, że miłośnicy gier przygodowych, spragnieni nowych tytułów i tak kupią wszystko, co im się zaoferuje. A że potem rozlega się zgrzytanie zębów i złorzeczenia? A kogo to obchodzi...

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.