Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Ride to Hell: Retribution Recenzja gry

Recenzja gry 11 lipca 2013, 11:42

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Ride to Hell: Retribution – do diabła z takim gniotem

Ride to Hell: Retribution to najbardziej adekwatny tytuł gry w tym roku. W recenzji piszemy, że pozycja ta jest piekielnie słaba, a wydawca powinien zapłacić za próbę sprzedania jej w cenie wysokobudżetowego produktu.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. seks, marihuana, harleye, gitarowe riffy i wszystko, o czym marzysz.
MINUSY:
  1. głupia fabuła i równie głupi bohater;
  2. beznamiętne pościgi, strzelanie, walka wręcz - mówiąc krótko, cała mechanika rozgrywki;
  3. kiepska oprawa wizualna;
  4. mnóstwo rażących błędów technicznych;
  5. zamach na kieszeń gracza - próba sprzedania typowej „budżetówki” w pełnej cenie.

Ride to Hell to jeden z najbardziej adekwatnych tytułów gry w historii elektronicznej rozrywki. Produkcja zapowiedziana jeszcze w 2008 roku powróciła po latach znajdowania się w deweloperskim piekle, aby wyznaczać standardy w kategoriach narracji, grafiki, udźwiękowienia, wykonania technicznego oraz innowacji. Standardy oddolne, bo Retribution to przejażdżka wprost do infernalnych otchłani i jedna z najsłabszych gier ostatnich tygodni. Ktoś miał niesamowicie dużo odwagi, żeby sprzedawać w normalnej cenie produkt wybitnie budżetowy. Przekonacie się o tym w niniejszej recenzji, która będzie ognista i niepozbawiona kolejnych sucharów na temat nazwy tego koszmarka.

„Mam pomysła” – zdaje się sugerować mina Jake’a. - 2013-07-11
„Mam pomysła” – zdaje się sugerować mina Jake’a.

Piekło wojny

Bohaterem Ride to Hell: Retribution jest niejaki Jake, żołnierz wracający do swego rodzinnego miasteczka po wojnie w Wietnamie – skojarzenia z Johnem Rambo są jak najbardziej na miejscu. Serwowana historia okazuje się zresztą równie burzliwa, emocjonalna i brutalna, co słynny film z Sylvestrem Stallone’em w roli głównej. Powiedziałbym nawet, że Ride to Hell to Pierwsza krew gier budżetowych, chociaż – jak się zapewne domyślacie – niekoniecznie stanowi to komplement. Raczej próbę pominięcia konieczności opisania tego, jak durna, żenująca i chaotyczna jest fabuła tej pozycji. Narracyjnie to poziom, jakiego już dawno nie widziałem. I to również nie był komplement, chociaż zdanie pozbawione kontekstu brzmi nieźle. Mamy doskonały tekst reklamowy na tył pudełka!

Recenzja gry Ride to Hell: Retribution – do diabła z taką grą - ilustracja #2W grze występuje system znajdziek, którymi są dwie talie kart, poukrywanych na różnych poziomach. Na jednych znajdują się postacie z gry, poszczególne rodzaje broni i inne tego typu elementy. Drugi zbiór przedstawia prawdopodobnie... twórców Ride to Hell: Retribution. Trzeba przyznać, że to odwaga z ich strony – miło wiedzieć, kto wpuścił nas w takie maliny.

Brak kontekstu to w ogóle cecha charakterystyczna gry, którą otwiera zbitka luźno powiązanych scenek. Zamysł jest niezły – autorzy chcą pokazać przekrój tego, co się wydarzy. Wykonanie – tragiczne. Generalnie rzecz ujmując, Jake zamienia wojnę z Wietnamczykami na konflikt z gangiem motocyklowym, aby pomścić zabitego krewniaka. To, co następuje później, jest trudne do ogarnięcia moim skromnym umysłem. W dużym skrócie Jake jeździ od jednego do drugiego odzianego w skórę jegomościa, zadaje nieistotne pytania, po czym nie czeka na odpowiedź i brutalnie zabija delikwenta. Jakimś cudem udaje mu się dowiedzieć, gdzie spotka kolejną ofiarę. Dzięki temu gra może być długa, odpychająca i nudna, czyli taka, jakie lubimy. Prawda?

Poziom intelektualny scenariusza i pomysłów na zwroty akcji świetnie oddaje rezolutność i błyskotliwość głównego bohatera. Po Jake’u widać, że był na wojnie i prawdopodobnie ze trzy razy nadepnął na minę lub dostał szrapnelem w czerep. W jednej ze scen nasz protagonista postanawia wykurzyć z magazynu z marihuaną swojego oponenta, więc bohatersko podpala ulokowane wewnątrz gigantyczne cysterny z propanem. Pomijam kwestię, czemu ktoś postawił cysterny z łatwopalnym gazem pośrodku fabryki suszonych indyjskich konopi. Istotne jest to, że Jake wysadza magazyn, stojąc w samym jego centrum, podczas gdy jego przeciwnik znajduje się przy wyjściu. W następnej scenie oczywiście uciekamy z płonącego budynku, a wróg spokojnie czeka na zewnątrz. Grunt to mieć pomyślunek na zgrabny scenariusz. Widocznie komuś grunt osunął się spod nóg, co skończyło się wizytą w samym piekle. Oj, znowu nabijamy się z tytułu.

W jednej z misji pomagamy wstać dziwnemu mężczyźnie w poplamionych spodniach. - 2013-07-11
W jednej z misji pomagamy wstać dziwnemu mężczyźnie w poplamionych spodniach.

Piekielnie zła

Zastanawiałem się, czym będzie Ride to Hell od strony rozgrywki, bo z zapowiedzi wynikało, że to gra akcji z otwartym światem, w której jeździmy po okolicy stylizowanej na Teksas i tłuczemy ridersów, rednecków, członków gangów i inne prominentne amerykańskie grupy społeczne. Rzeczywiście stanowi to esencję gry, chociaż słowo esencja jest tu dość mylące – Ride to Hell to raczej rozwodniona lura, która kopa może dać tylko osobom pozbawionym jakichkolwiek rozrywek przez ostatnich dziesięć lat. Mniej więcej o tyle cofnąłem się bowiem w przeszłość, grając w to „dzieło wirtualnej sztuki”. Sztuki robienia gier przy budżecie niewystarczającym do robienia gier.

Tytuł składa się z „prostolinijnych” misji. Dosłownie prostolinijnych, bo przeważnie trzeba przejść lub przejechać pewien odcinek, po drodze eliminując oddziały przeciwników na motorach lub piechurów. Czasami bohater wpada na jakiś genialny pomysł i wtedy musimy zrobić coś bardziej skomplikowanego, ale to raczej wyjątki. Generalnie Ride to Hell przestaje zaskakiwać mniej więcej po drugim kwadransie, bo wtedy zauważamy, że gra powtarza w kółko te same rozwiązania, zwiększając tylko ich intensywność.

Braki w budżecie i zbyt wybujałe ambicje wyzierają z każdego zakamarka, czego najlepszym dowodem jest Dead End, miasteczko, z którego ruszamy na dalsze misje. Możemy zrobić w nim bodajże trzy rzeczy: sprzedać narkotyki, kupić broń i pomalować motor – żadna z tych czynności nie wpływa znacząco na szanse bohatera. Gdy tylko pójdziemy w stronę innych przybytków, gra rzuca ostrzeżenie „zawróć”. Tak pomyślany hub przeszkadza i irytuje, czemu wtóruje zresztą sposób, w jaki rozpisano misje. Wybieramy je z tablicy korkowej, do której przypięto obrazki i znaczki – długo myślałem, o co w tym wszystkim chodzi, bo wcześniejsze parę godzin gry było kompletnie linowe. W końcu zorientowałem się, że kryje się w tym pewna swoboda, bo misje można powtarzać lub czasami wykonywać w dowolnej kolejności. O ile komuś uda się rozpoznać, którą już ma za sobą, a które są zupełnie nowe.

Zawróć, te interesujące budynki w tle wcale nie są interesujące! - 2013-07-11
Zawróć, te interesujące budynki w tle wcale nie są interesujące!

Do diabła z taką grą

Budżetowość i mizeria gry nie byłyby tak dotkliwe, gdyby potyczki lub jeżdżenie okazały się przyjemne. Tak oczywiście nie jest, bo tytuł zobowiązuje – pamiętajcie, że to droga do piekła, a ta usłana różami być nie może. System walki wręcz w Ride to Hell swoje najlepsze momenty osiąga w misji, w której stajemy na ringu, aby zmierzyć się z morderczymi pięściarzami.

Jako fachowy recenzent przeprowadziłem prosty test: rozegrałem tę scenę z zamkniętymi oczami. Wygrałem każdą z walk, wduszając na oślep dwa przyciski na klawiaturze. Przypomniało mi to czasy Atari, na które było parę pozycji polegających na waleniu w klawisze. Przypomniało mi także Punch-Out!, w które niedawno ponownie grałem na Wii U (z braku innych tytułów!). Przy Ride to Hell ta legenda Nintendo jest wręcz symulatorem boksu. Nie muszę tłumaczyć, że brak wyzwania i zasad w walce prowadzi tylko do jednego: nudy. Starcia bezpośrednie męczyły mnie tak bardzo, że szybko znalazłem sposób, jak ich unikać – często można w nich wyciągnąć pistolet i po prostu powystrzelać nadbiegających osiłków.

Najmniej emocjonujące pościgi w historii – powinna głosić okładka. - 2013-07-11
Najmniej emocjonujące pościgi w historii – powinna głosić okładka.

Sposób na unikanie nudnych pojedynków pięściarskich okazał się bronią obosieczną. Szybciej trafiałem przez to na pozbawione polotu sceny pościgów, ucieczek tudzież przejazdów. Jedziemy w nich prostą trasą i omijamy samochody, przeszkody, blokady, zwalone sosny, przewrócone cysterny... Po takiej dawce przewróconych cystern już nigdy nie będę narzekać na dziury w polskich drogach. To pewnie z powodu tak licznych utrudnień w ruchu Amerykanie są nerwowi i brutalni – w Ride to Hell chcą zabić Jake’a na każdym kroku. „Podjadę do baru” – mówi Jake i nawet nie wie, że po drodze będzie musiał obić mordy dwudziestu harleyowcom. Sama walka stanowi absolutnie fascynującą serię wciskania wyświetlanych na ekranie przycisków, którym towarzyszą identyczne animacje. Kto by pomyślał, że QTE może być tak porywające. To był sarkazm, drogi internecie, ale gdyby tylko wyjąć to zdanie z kontekstu... Zaraz, chyba się powtarzam.

Najlepszym zabezpieczeniem jest nieściąganie ubrań – pouczają twórcy gry. - 2013-07-11
Najlepszym zabezpieczeniem jest nieściąganie ubrań – pouczają twórcy gry.

Bezpieczny seks

Pośmialiśmy się, a teraz pogadajmy na poważnie. Ride to Hell może pochwalić się cechą, która sprawi, że od razu kupicie tę grę. Zawarto w niej bowiem sceny seksu z przypadkowymi kobietami. Ten zabieg jest genialny z marketingowego punktu widzenia, bo przecież gry wideo są równie popularne wśród nabuzowanych testosteronem 14-latków jak dwadzieścia lat temu. Cofnięcie się mentalnie o dwadzieścia lat okazuje się zresztą przydatne, bo można przypomnieć sobie, jak wtedy traktowało się temat kobiet w grach. Autorzy postanowili osadzić swe dzieło w silnej tradycji mizoginistycznej i stworzyć jedną z najbardziej szowinistycznych opowiastek ostatnich lat. Ride to Hell: Retribution to nowa biblia dla niewątpliwie przyjemnych ludzi, którzy traktują kobiety przedmiotowo – panie są tutaj głównie po to, aby prezentować swe wdzięki. Przynajmniej w pewnym sensie, bo z podejściem do pikantnych momentów wiąże się zabawna sprawa. Otóż wszelkie „zbliżenia” odbywają się w ubraniach. Po prostu oglądamy bohatera i jego partnerkę wykonujących ruchy frykcyjne w pełnym stroju. Domyślam się, że to również kwestia budżetu – zabrakło pieniędzy na zrobienie alternatywnych, roznegliżowanych modeli postaci. Wszystko w rękach modderów, bo na razie Ride to Hell jest niezamierzonym promotorem bezpiecznego seksu.

Jake często używa głowy – głównie do rozbijania nią innych głów. - 2013-07-11
Jake często używa głowy – głównie do rozbijania nią innych głów.

Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to źle, ale kobiety to najlepsze, co Ride to Hell ma do zaoferowania. W sensie stricte technicznym, bo to po prostu najbardziej dopracowane wizualnie modele postaci. Inni bohaterowie wyglądają i ruszają się koszmarnie, dzięki czemu każdy przerywnik filmowy dostarcza niemało uciechy. Niedopracowanie cechuje w zasadzie wszystko w Ride to Hell: sterowanie na klawiaturze i myszce jest koszmarne, lokacje są puste i bezsensownie zaprojektowane, system zapisów stanu gry irytujący, a wykonanie techniczne wręcz fatalne. Gdybym miał robić kreskę na ścianie przy każdym błędzie krytycznym Ride to Hell lub konieczności restartowania gry, moje mieszkanie wyglądałoby jak cela więzienna kogoś u kresu dożywotniej odsiadki. Reasumując, Retribution to najbardziej wyblakła, pozbawiona polotu i wyssana z krzty pozytywnej energii gra, z jaką miałem do czynienia od bardzo dawna. Może niektórzy mają za dużo wrażeń na co dzień i lubią takie bezsmakowe doznania. Moje życie jest jednak na tyle nudne, że od gry oczekuję czegoś innego.

Jeśli ktoś myśli, że przesadzam, pisząc o fatalnym wykonaniu technicznym Ride to Hell, powinien zajrzeć na forum Steama i poczytać relacje ludzi. Sam miałem jeden z problemów, który uniemożliwia uruchomienie tej produkcji. Chodzi o to, że domyślnie działa ona na pełnym ekranie, ale na moim komputerze najwyraźniej nie potrafi poprawnie zainicjować tego trybu. Żeby usunąć problem, trzeba ręcznie edytować plik konfiguracyjny i grać w oknie.

Kto zasłużył na potępienie?

Na wstępie recenzji wspomniałem, jak bardzo tytuł gry oddaje jej zawartość. Z biegiem czasu zacząłem widzieć w tym drugie dno. Chodzi o to, że na podróż do piekła zdecydowanie zasługują osoby odpowiedzialne za to, że pozycja ta jest tak droga. Przygodę Jake’a wyceniłbym raczej na 19,99 zł i za tę kwotę może być to rzecz godna uwagi.

Wydawca gry będzie smażyć się w piekle. - 2013-07-11
Wydawca gry będzie smażyć się w piekle.

Mówiąc potocznie, w Ride to Hell: Retribution można grać tylko i wyłącznie dla „beki” właściwiej tytułom budżetowym. Od nich przecież nie wymaga się wiele – wystarczy parę luźnych koncepcji połatanych bez ładu i składu. Takie właśnie jest Ride to Hell. Jeśli więc szukacie ciekawej fabuły, przyjemnych postaci, chociażby szczypty swobody, pomysłowych misji, dobrze zaprojektowanego systemu walki, pasjonujących pościgów, ostrych riffów gitarowych oraz gry, która w ciągu godziny nie wysypie się ze trzy razy – kupcie jakikolwiek inny dowolny produkt w podobnej cenie. W Ride to Hell: Retribution wszystko to jest zepsute lub zaprojektowane tak, że człowiek zachodzi w głowę, jakim rozpuszczalnikiem raczyli się twórcy. W czym tkwi nawet pewne piękno i ja to piękno doceniam. Ciekawe, czy docenią je osoby, które wydadzą na to „dzieło” ponad 100 złotych?

Recenzja gry Ride to Hell: Retribution – do diabła z takim gniotem
Recenzja gry Ride to Hell: Retribution – do diabła z takim gniotem

Recenzja gry

Ride to Hell: Retribution to najbardziej adekwatny tytuł gry w tym roku. W recenzji piszemy, że pozycja ta jest piekielnie słaba, a wydawca powinien zapłacić za próbę sprzedania jej w cenie wysokobudżetowego produktu.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.