autor: Piotr Pietruszka
Icewind Dale - Dolina Lodowego Wichru - Strona 4
Firma Black Isle zaszczyciła nas swoją nową produkcją „Icewind Dale”. Jest to przygoda, która dzieje się w Dolinie Lodowego Wichru, a opowiada o walce z złem, które gnębi mieszkańców Kuldahar.
Gra ta nie jest trudna – akcja biegnie prawie sama – jedynym problemem mogą to hordy potworów zamieszkujące wszystkie przemierzane lochy. Jest ich ogromna ilość rodem z bestiariusza AD&D i cały czas pojawiają się nowe, tak że na nudę nie można narzekać. Możemy tu spotkać np. śnieżne i zwykłe trolle, „zamarznięte” i płomienne salamandry, olbrzymów, Yetich i mnóstwo, mnóstwo innych postaci. Jedyne na co można narzekać to monotonia – ile razy można zabijać te potworki. Ja w takich momentach marzyłem o jakiejś ciekawej rozmowie lub historii lub o kompletowaniu jakichś przedmiotów (np. w sklepie (). Zasada gry strasznie przypomina słynny hit Blizzarda – Diablo I lub II . Różnica jest taka, że w „Icewind Dale” walczymy grupą bohaterów, a w Diabełku jedną osobą. I tyle różnic (w sensie zasad gry).
Podsumowując jeśli ktoś lubi walkę przetykaną gdzieniegdzie jakimiś dialogami i zadankami to gra ta jest wprost dla niego, natomiast osobom ceniącym to, co w RPG najpiękniejsze polecałbym chociażby „Baldurs Gate”, nie wspominając już o Planescape. Oczywiście także osoby, które przeszły już obie te gry wraz z dodatkami i cierpią na chroniczny brak jakiegoś ciekawego RPG i nie mogą się doczekać już drugiej części „Wrót Baldura” to gra ta powinna im się spodobać. Nie wysnuwając żadnych pretensji o grafikę i warstwę fabularną, bierzemy miecz w garść (czy co tam jest pod ręką, tak siekierka do rąbania cukru też może być, liczą się przecież intencje () i wyruszamy na podbój nowych krain i na wieczne poszukiwanie uciekającego nam dobra.
„... Zakapturzone postacie powoli przesuwały się korytarzem. Na przedzie szedł wysoki, w świecącej zbroi, rosły mężczyzna. W mithrilowej tarczy odbijały się błyski okolicznych, dość rzadkich pochodni. Tuż za nim kroczył ciemny elf, który najwyraźniej kierował poczynaniami swojego kolegi. Doszedłszy do rogu korytarza elf wychylił się zza węgła, popatrzył chwilkę na dość długi korytarz, kończący się komnatą odwrócił się po chwili w stronę reszty swojej drużyny. Powoli, żeby nie zabrzęczał miecz przypięty do jego boku, z plecaka wyjął jakiś flakon, odkorkował go, przechylił w stronę ust aż z butelki w jego usta wlał się srebrzysty napój.. Na jego twarzy pojawił się zagadkowy uśmiech. W tym samym czasie wszyscy jego towarzysze wyjęli różnokolorowe flakony napoje i uczynili z nimi to samo co towarzysz. Jeden z nich wyjął z pasa rulon, rozłożył go i w świetle migającej pochodni zaintonował cichutką pieśń. Po chwili wokół niego utworzyła się cieniutka aura koloru błękitnego. Po tym fakcie wszyscy powoli ruszyli w kierunku komnaty. Im bliżej zaś niej byli tym głośniejszy stawał się jakiś dźwięk, wwiercając się w uszy i każdy zakamarek mózgu. Po chwili na twarzy paladyna, idącego ponownie na przedzie pojawił się wyraz przerażenia. Odwrócił się gwałtownie, rzucił jakieś słowo, które brzmiało jak jakieś stare, krasnoludzkie przekleństwo, a następnie ruszył szybko w kierunku źródła dźwięku. Za nim zaś ruszyła reszta drużyny cały czas przyśpieszając kroku...”
Alchemik