Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 14 grudnia 2000, 16:46

autor: Piotr Pietruszka

Icewind Dale - Dolina Lodowego Wichru - Strona 2

Firma Black Isle zaszczyciła nas swoją nową produkcją „Icewind Dale”. Jest to przygoda, która dzieje się w Dolinie Lodowego Wichru, a opowiada o walce z złem, które gnębi mieszkańców Kuldahar.

Pierwszy kontakt z grą to wybór rodzaju rozgrywki – oprócz trybu dla pojedynczego gracza mamy do wyboru tryb Multiplayer. Możemy grać po sieci lokalnej, za pomocą modemu, przez Internet a także przez połączenie szeregowe . Przechodzimy teraz do kreowania bohaterów, bohaterów (w liczbie mnogiej), gdyż w porównaniu z „Baldurs Gate” tutaj od podstaw tworzymy całą drużynę. Z jednej strony jest to ogromny plus – tworzymy sobie takie postacie jakie lubimy, z drugiej wiemy, ze nie spotkamy już nikogo kto będzie się chciał do nas przyłączyć. Do wyboru mamy wszystkie rasy dostępne w świecie Forgotten Realms – m. in. ludzi, elfów, krasnoludów, niziołków i półelfów. Następnie wybieramy profesję – wojownik, druid, bard, kapłan, mag, paladyn, ranger czy złodziej. Kolejny nasz wybór to dźwięki jakimi będą do nas mówili nasi przyjaciele (mała uwaga: dźwięki są tak skąpe, ze po 15 minutach gry znamy je wszystkie na pamięć i mamy ich serdecznie dość (). W mojej ekipie morderców znalazł się z paladyn, mag, kleryk, wojownik, złodziej i ranger i uważam, ze jest to dość dobry układ (należy pamiętać o magu, bez niego w dalszych etapach nie da się przeżyć). Zmiany składu naszej ekipy możemy dokonać także w trakcie gry oraz podczas każdego wczytywania zapisanej gry (co po pewnym czasie staje się nieco uciążliwe). Po skompletowaniu naszej drużyny oglądamy „intro”, nieco gorsze niż w „Baldurs Gate”, w którym narrator – stary mędrzec opowiada nam bardzo klimatycznym głosem o wyniszczającej wojnie jaką toczyli mieszkańcy doliny z armią złego czarnoksiężnika, którą wygrywają (po raz kolejny () ci dobrzy dzięki poświęceniu się głównego bohatera (inną teorie ma kapłan w pierwszej wiosce (). Stan dobrobytu trwa niestety niezbyt długo. Jak w każdej historii (musimy mieć co robić) zło jednak się odradza i ... tu pojawiamy się my. A miejscem naszego startu jest ... TAWERNA! (Tada!!!) Ileż ciekawych historii zaczyna się od pospolitej karczmy (np. wszystkie przygody Conana lub większość sesji RPG), więc autorzy chcą od razu nas przenieść w krainę, gdzie będziemy się czuli jak na własnych śmieciach.

Pierwsze wrażenie po wejściu do gry – nic się nie zmieniło od Baldurs Gate, nawet starszy Planescape miał poprawioną grafikę. Ponadto przeżywamy mały szok, gdy widzimy, że rozdzielczość wynosi tylko 640:480. Przy dzisiejszych produkcjach jest to trochę mało. Na szczęście w grach cRPG grafika nie jest aż tak istotna jak w Quake, gdzie liczy się każda klatka animacji. Gdy minął pierwszy szok wchodzimy do opcji i zaznaczamy „Maksymalna ilość HP na poziom”. Jedyna znacząca zmiana w stosunku do Wrót Baldura, która rzuca się w nasze oczy. Wreszcie nie musimy zapisywać gry i próbować, żeby nasz bohater miał jak najwięcej punktów życia. Ci którzy chcą być fair w stosunku do siebie mogą tej opcji nie włączać, ale ja uważam, ze jest ona bardzo pożyteczna.