Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 maja 2013, 15:00

autor: Tomasz Chmielik

Recenzja gry Call of Juarez: Gunslinger - western od Techlandu ma się dobrze - Strona 3

Gunslinger to świetny powrót do korzeni serii Call of Juarez, który pozwala zapomnieć o słabym The Cartel. Techland opowiada wciągającą historię Silasa Greavesa, poszukującego zemsty i sprawiedliwości łowcy nagród.

Mapy wykorzystane w trybie akcji pochodzą z kampanii, zmieniają się więc wyłącznie zasady rządzące rozgrywką, a nie jej otoczenie. Muszę przyznać, że po skończeniu gry jest to miła odmiana, która pozwala na wypróbowanie innych rodzajów uzbrojenia niż te, na które zdecydowaliśmy się, śledząc losy Silasa Greavesa.

Łyżka dziegciu w beczce miodu

Dotychczas pisałem o Gunslingerze w samym superlatywach, czas więc na przyjrzenie się temu, co Techlandowi nie wyszło. Do minusów tej produkcji niewątpliwie należy zaliczyć źle pomyślany sposób otrzymywania przez Silasa obrażeń oraz słaby system pojedynków rewolwerowych.

Z każdym kolejnym trafieniem obraz ciemnieje coraz bardziej. - 2013-05-27
Z każdym kolejnym trafieniem obraz ciemnieje coraz bardziej.

Każdy fan FPS-ów wie, że standardem w tego typu grach (który został opracowany w ciągu ostatniej dekady) jest ściemnianie się obrazu, gdy prowadzony przez nas bohater przyjmie zbyt dużą dawkę ołowiu. Należy się wtedy ukryć, poczekać, aż obraz na powrót się rozjaśni, i wrócić do walki z pełnym zapasem sił. Niestety w Gunslingerze jest to niezwykle wkurzające. W momencie, w którym otrzymamy zbyt dużo obrażeń, ekran ściemnia się bowiem tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie dostrzec wrogów. To zaś niejednokrotnie prowadzi do rozpoczęcia zabawy od ostatniego automatycznego zapisu, ponieważ trudno się ukryć, uciekając niemalże na ślepo. Często zdarza się również sytuacja, kiedy jesteśmy poważnie ranni, a zostaje nam do zabicia ostatni przeciwnik i wystarczyłoby oddać jeden celny strzał, aby wygrać starcie. Niestety, kiepsko strzela się do kogoś, kto całkowicie zlewa się z otoczeniem.

Druga denerwująca rzecz to system pojedynków rewolwerowych. Nie rozumiem, dlaczego Techland zrezygnował z rozwiązania, które wyśmienicie sprawdzało się w Bound in Blood, na rzecz zupełnie nieintuicyjnego mechanizmu. Przypomnę, że tam cała zabawa polegała na trzymaniu ręki blisko kabury i obchodzeniu przeciwnika w taki sposób, aby pozostawał on w środku pola widzenia. Kiedy wybrzmiewał odgłos dzwonu, należało szybko złapać za rewolwer, wycelować i strzelić. Proste, intuicyjne rozwiązanie.

System pojedynków rewolwerowych nie jest łatwy do opanowania. - 2013-05-27
System pojedynków rewolwerowych nie jest łatwy do opanowania.

W Gunslingerze zmieniono to na coś, co nie działa zbyt dobrze. Przede wszystkim musimy zwracać uwagę na dwie rzeczy – trzymanie dłoni jak najbliżej kabury (klawisze A i D) oraz namierzanie przeciwnika za pomocą myszki. Ładuje to dwa paski: szybkości dobycia oraz koncentracji. Jeśli zaniedbamy pierwszy, nie zdążymy na czas wyjąć broni, jeżeli drugi, dobędziemy jej szybciej niż przeciwnik, ale raczej go nie trafimy. Z czasem można nauczyć się wykonywać to poprawnie, jednak na początku jesteśmy rzucani na zbyt głęboką wodę. Wkurzamy się, ciągle powtarzając ten sam przegrany pojedynek, ponieważ nie potrafimy jeszcze odpowiednio zarządzać obydwoma paskami naraz. Później zresztą wcale nie jest dużo lepiej, gdyż dochodzą pojedynki z dwoma przeciwnikami, pomiędzy którymi trzeba się przełączać, wciskając spację. Czegoś tak denerwującego dawno nie widziałem w żadnej grze komputerowej.

Ale – jak to mówią – praktyka czyni mistrza. - 2013-05-27
Ale – jak to mówią – praktyka czyni mistrza.

Werdykt

Nowe Call of Juarez to udana gra, która co prawda nie ustrzegła się pewnym błędów, ale po fatalnym The Cartel pchnęła serię z powrotem na dobre tory. Świetna komiksowa grafika, interesująca i dobrze opowiedziana historia oraz emocjonujące strzelaniny to zdecydowane zalety Gunslingera. Najpoważniejszymi zaś wadami są: kiepski system pojedynków oraz źle rozwiązany sposób otrzymywania obrażeń. Na szczęście dobre strony przeważają nad złymi, a śledzenie losów Silasa Greavesa wciąga bez reszty i wręcz nie pozwala oderwać się od komputera. Techland powrócił tym tytułem z dalekiej podróży i udowodnił, że nadal potrafi robić dobre gry w konwencji Dzikiego Zachodu.

Tomasz Chmielik | GRYOnline.pl