Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Impire Recenzja gry

Recenzja gry 19 lutego 2013, 15:00

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja gry Impire - Dungeon Keeper doczekał się kolejnego, przeciętnego klona

Paradox Interactive chciało zdetronizować Dungeon Keepera, ale przegrało sromotnie. Impire upadło niczym Lucyfer z niebios - szybko i z niemałym hukiem.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • przejrzyste zasady;
  • niezgorsza oprawa;
  • długa kampania;
  • odniesienia do popkultury i historii;
MINUSY:
  • powtarzalność rozgrywki;
  • niewygodny interfejs;
  • błędy i wadliwa sztuczna inteligencja;
  • nieprzemyślane i irytujące rozwiązania w mechanice;
  • zmarnowany potencjał.

Pierwszy Dungeon Keeper był na tyle wyjątkowym doznaniem, że doczekał się gromady wiernych naśladowców. Niestety, jak to zwykle bywa, powstające klony okazaywały się średnio udane: czy to w postaci średniawego Evil Genius, czy też wyjątkowo kiepskiego Dungeons. Nawet niezgorszy Overlord nie zdołał przełamać tej klątwy – wszystkie tytuły nawiązujące do demonicznego przedstawiciela klasyki okazały się co najwyżej „niezłe” (w każdym znaczeniu tego słowa). Wydane właśnie Impire również wpisuje się w tę niechlubną tradycję – jest klonem odtwórczym i nadzwyczaj wadliwym.

Magija w teorii i praktyce

Podczas zabawy wcielamy się w demona Baala, który został przywołany przez niezbyt rozgarniętego okultystę. W trakcie magicznego rytuału potwór utracił większość mocy, przez co zamienił się w pociesznego chochlika. Co zaskakujące, jedynym sposobem na odzyskanie dawnej potęgi jest czynienie jak największego zła. Co za tym idzie, rogaty sprzymierza się z makiawelicznym czarownikiem, tym samym pakując się w nie lada kabałę (nie mylić z Kabałą).

Tryb zarządzania wydaje się przejrzysty, ale ma poważne ograniczenia. - 2013-02-19
Tryb zarządzania wydaje się przejrzysty, ale ma poważne ograniczenia.
Recenzja gry Impire - Dungeon Keeper doczekał się kolejnego, przeciętnego klona - ilustracja #2

Dungeon Keeper to jedna z najbardziej oczekiwanych gier firmy Bullfrog w całej jej historii. Premiera powstającego aż trzy lata produktu była wielokrotnie przekładana – na szczęście efekt końcowy wynagrodził przedłużające się oczekiwanie. Znakomita strategia czasu rzeczywistego, podlana dużą dawką humoru, spotkała się ze sporym uznaniem, zarówno ze strony recenzentów, jak i fanów RTS-ów. Warto w tym miejscu nadmienić, że Dungeon Keeper doczekało się polskiej wersji językowej, co w tamtych czasach nie zdarzało się zbyt często. Sukces gry zachęcił twórców do stworzenia sequela – ten trafił do sklepów w 1999 roku i spotkał się z równie ciepłym przyjęciem, co pamiętny pierwowzór. Dziś Dungeon Keeper żyje w wersji online, ale produkt dostępny jest wyłącznie na rynku azjatyckim.

Fabuła jest dość pokrętna i niekoniecznie sensowna, niemniej cechuje ją spora dawka poczucia humoru. Co rusz natrafiamy na zabawne nawiązania do świata okultyzmu i magii, a podczas wykonywania poszczególnych misji trudno nie dostrzec inspiracji słynnymi dziełami popkultury. Wypada przy tym wspomnieć, że żarty mają tu dość nierówny poziom – niektóre są całkiem błyskotliwe, ale większość jest okrutnie infantylna. Ocena tego aspektu gry to jednak niełatwa sprawa – wszystko zależy od gustu gracza. Być może młodsi użytkownicy uznają dowcipy Baala za zabawne, ale ja się od nich odbiłem.

A o co chodzi w samej grze? O to samo, co we wszystkich produkcjach tego typu – budujemy mroczne kazamaty, sprowadzamy do nich coraz potężniejsze potwory, tworzymy kolejne komnaty i walczymy z drużynami nieodmiennie heroicznych śmiałków. Tak się jednak składa, że diabeł (!) tkwi w szczegółach. Twórcy postanowili wprowadzić do zabawy kilka nowych elementów, które miały urozmaicić rozgrywkę i uczynić ją przystępniejszą. Wyszło bardzo przeciętnie, co najlepiej widać na przykładzie surowców. Nie wydobywa się ich bowiem ze złóż (jak np. w Dungeon Keeperze), lecz otrzymuje podczas napadów na ludzkie wioski. Ekonomia, która na papierze wydaje się innowacyjna, szybko pokazuje swe wtórne oblicze – zamiast posyłać miniony do źródeł złota, wysyłamy zbrojne watahy do osad na powierzchni (jest to całkowicie nieinteraktywna czynność). Różnica jest więc niewielka i w dodatku irytująca – część sił zbrojnych musimy bowiem przeznaczać do zajęcia wyjątkowo nudnego i wymagającego nieustannej uwagi.

Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization
Recenzja gry Millennia. Zły sen gracza marzącego o alternatywie dla Civilization

Recenzja gry

Millennia miały doprowadzić do ekstremum to, co najlepsze w serii Civilization. Niestety, twórcom przyszło do głowy nazbyt wiele pomysłów, jak tego dokonać, i potknęli się o własne nogi.

Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały
Recenzja gry Against the Storm. City builder prawie doskonały

Recenzja gry

Zdawałoby się, że przepis na współczesnego city buildera jest prosty – robimy to, co wszyscy, dodajemy tylko jakąś oryginalną nowinkę – i gotowe, pora na CS-a. Na szczęście polscy deweloperzy z Eremite Games podeszli do sprawy zupełnie inaczej.

Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy
Recenzja Cities: Skylines 2 - ten city builder potrzebuje przebudowy

Recenzja gry

Fani city builderów musieli długo czekać na kolejną odsłonę gry o tworzeniu nowoczesnych miast. Cities: Skylines 2 nie wprowadza rewolucji do gatunku i boryka się z technicznymi problemami. Nadal jednak wciąga na długie godziny.