Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 stycznia 2013, 13:31

autor: Szymon Liebert

Recenzja Anarchy Reigns - sieciowej gry akcji od twórców Bayonetty i Vanquish - Strona 3

Platinum Games zrobili to ponownie. Stworzyli produkcję, która wygląda tak sobie, ale pod względem frajdy z rozgrywki prezentuje najwyższy poziom. Oto Anarchy Reigns, multiplayerowa bijatyka i czarny koń slasherów 2013 roku.

Moje ulubione momenty w Anarchy Reigns miały miejsce podczas grania w tryby Tag Battles, Death Ball, Battle Royale czy Cage (wszystkich jest ponad tuzin). W pierwszym z nich uczestnicy zostają podzieleni na dwuosobowe drużyny, w ramach których mogą przeprowadzać wspólne ataki. Sekwencje wymagają oczywiście pewnej synchronizacji, ale są zaprojektowane tak, że da się je stosować nawet bez komunikacji. Death Ball to – mówiąc krótko – futbol amerykański: dwie drużyny walczą na boisku o piłkę i próbują przedrzeć się z nią do bramki przeciwników. Prosty system podań i możliwość „strzelenia gola” z odległości oferują sporo taktyk. Apogeum anarchii osiągnięto w Battle Royale. Tu w jednym momencie okłada się kilkunastu graczy. Wszystko wybucha, krzyczy, jest rozrywane na strzępy – w takt świetnie dobranej, szybkiej, hip-hopowej muzyki. System walki sprawdza się zarówno w tych kilkunastoosobowych tyglach, jak i w kameralnych pojedynkach „jeden na jednego” (to właśnie tryb Cage), gdzie da się wykończyć wroga jedną precyzyjną sekwencją ciosów.

Mnogość trybów nie pozwala się nudzić. - 2013-01-15
Mnogość trybów nie pozwala się nudzić.

Nie zamierzam nikogo czarować, że gra jest wolna od błędów. Nic bardziej mylnego. W tak chaotyczną rozgrywkę wpisane są pewne uproszczenia czy ograniczenia technologiczne. Czasami szaleje kamera, zawodzi fizyka, opóźnienia generują dziwaczne sytuacje. Raz czy dwa na kilkadziesiąt starć online zacięły się też postacie innych graczy, co zapewne ponownie ma związek z lagami. Sam system wyszukiwania meczów działa kapryśnie – mnie jednak przeważnie udaje się rozpocząć grę stosunkowo szybko (wiele zależy od ustawień sieci). Generalnie więc nie trafiłem na znaczące wpadki typowych tytułów multiplayer, chociaż – jak wszyscy wiemy – to kwestia indywidualna.

Platyna nie rdzewieje

Mam wrażenie, że Anarchy Reigns należy do tej kategorii gier, które dla jednych są spełnieniem marzeń, a inni z miejsca uznają je za zaledwie przeciętne. Przy pierwszym kontakcie nie pokazuje ona bowiem swojego potencjału. W kampanii solowej wydaje się stosunkowo prosta, co kontrastuje z wymagającym i przez to być może trudnym do przyswojenia multiplayerem. Wizualnie też prezentuje się bardzo nierówno – imponują rozmiary map, liczba interaktywnych obiektów i design postaci oraz potworów. Odstraszają okropne tekstury czy potraktowany po macoszemu system fizyki i destrukcji. Znikające zniszczone obiekty i pewna burość oprawy stanowią wydumane zarzuty – to gra o walce napompowanych cyborgów, mutantów i ludzi, a nie wycieczka do ciepłych krajów. Anarchy Reigns jest dobre w tym, w czym powinno być: to świetna bijatyka wieloosobowa. I w tych kategoriach powinno się oceniać tę grę.

Kolejny elektryzujący atut w rękawie Platinum Games. - 2013-01-15
Kolejny elektryzujący atut w rękawie Platinum Games.

Platinum Games po raz kolejny zaproponowało tytuł radosny, zdystansowany i widowiskowy. Pod pozorną niedbałością kryje się świetnie zaprojektowana produkcja, którą warto kupić teraz, póki grają w nią ludzie. Za kilka miesięcy pozostanie Wam co najwyższej niezła kampania solowa i walki z botami. W związku z tym pozwólcie, że już zakończę i powrócę do siania chaosu.

Szymon Liebert | GRYOnline.pl