Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 maja 2002, 10:16

autor: Borys Zajączkowski

Starmageddon - recenzja gry - Strona 2

Starmageddon to nowa produkcja firmy Lemon Interactive, rodzimego dystrybutora gier, określana jako „kosmiczny RTS 3D nowej generacji”.

Z tego jednak co widać, zawsze jest to jedna prostokątna bitmapa, a dość się przyjrzeć byle globusowi, by się przekonać, że to się nie może udać. Stąd ilekroć kamera powędruje pionowo do góry lub w dól, tylekroć oczom naszym ukaże się swoiste zakrzywienie przestrzeni na podobieństwo pomiętego papieru, które momentalnie przypomina, że nasze walki nie rozgrywają się w rzeczywistym wszechświecie.

Dźwięk w „Starmageddonie” również stoi na przyzwoitym poziomie i nie byłoby powodu o nim wspominać, gdyby nie pewien szerszy problem, z którym borykają się niemalże wszystkie polskie produkcje. Problem, o którym pisałem już wielokrotnie, który sprawia mi osobiste cierpienie i znacząco umniejsza moją dumę z bycia Polakiem – problem, o którym będę pisać dopóki on nie zniknie albo ja nie przestanę pisać recenzji: głosy. Zanim bowiem dostałem w swoje ręce polską wersję gry, miałem sposobność zapoznać się z wersją beta do wydania anglojęzycznego, w którym lektorzy byli okay. W zasadzie kwestie wygłaszane w rodzimym języku nie brzmią bardzo źle (a może ja już się przyzwyczajam do ich tragicznego poziomu), ale wiele z nich brzmi co najmniej nienaturalnie. I nie potrafię tego zrozumieć. Jedyne, co mi przychodzi do głowy na wytłumaczenie tego zjawiska to to, że każdy jeden nasz rodak, gdy kazać mu wygłosić byle dwa słowa, zaczyna się czuć wielkim aktorem. Dlaczego angielski lektor (oj, mam nadzieję, że nie są to Polacy, którzy po angielsku potrafią a po swojemu już nie) potrafi powiedzieć „battleplan activated” po prostu: od „b” do „d”, polski lektor zaś w „plan taktyczny aktywowany” zmieści przynajmniej ze dwa skoki intonacji? Powtarzam jednak, że na tle pozostałych polskich wersji językowych „Starmageddon” i tak ma się nieźle, a cała reszta pojawiających się w grze dialogów międzyludzkich daje się słuchać nawet z przyjemnością.

Dialogów zaś jest w grze sporo, gdyż stanowią one integralną część fabuły, która – podobnie jak w -przypadku niezapomnianego „Homeworlda” – ma tu znaczenie kluczowe. Jednakże opowiedziana w „Starmageddonie” historia jest znacznie nam bliższa i przez to gracz ma szanse dużo lepiej się identyfikować z postaciami, na które wpływa. Jest oto odległa przyszłość – lecz jest to przyszłość Ziemi – i rozpoczęła się kolonizacja innych planet. Jedna z nich już znajduje się w zasięgu wpływów ludzkości, druga, nadająca się do zasiedlenia, została niedawno zlokalizowana. W kierunku „trzeciej Ziemi” wyruszyła stosowna flota dowodzona przez „słonecznych nurków” – wysoko wykwalifikowanych pilotów zdolnych mocą swojego umysłu kierować statkami o rozmiarach miasta. I wówczas to okazało się, że homo sapiens nie jest jedynym gatunkiem sapiens nawet w granicach Drogi Mlecznej. Niestety z oczekiwanej wymiany naukowo-kulturalnej okazują się być nici, gdyż obcych – Daemonów oraz Vitechian – charakteryzują chroniczne skurcze w palcu wskazującym lub w innym organie o podobnej funkcji militarnej. Widać, że byłoby z tego opowiadanie SF, a przynajmniej są powody, by rozwój wydarzeń gracza wciągnął. Aczkolwiek nie do końca jestem przekonany do pomysłu, by w całość wpleść wątek romansowy objawiający się nieustającym flirtem dwójki pilotów...