Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 19 grudnia 2012, 10:54

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja gry Guardians of Middle-Earth – League of Legends spotyka Władcę Pierścieni - Strona 2

Guardians of Middle-Earth to odważna próba przeniesienia mechaniki MOBA na konsole. Czy na padzie da się dobrze dżunglować?

W grze możemy pokierować jednym z dwudziestu dwóch bohaterów znanych głównie z kart powieści Tolkiena (w nadchodzących dodatkach DLC dojdzie kolejnych ośmiu). Wśród nich nie zabrakło kultowych postaci, takich jak Legolas, Sauron czy Gollum. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zagrać którymś z mniej znanych herosów (np. Eowiną, Arathornem lub niekanonicznym Agandaurem) – oni również zostali ciekawie przedstawieni i doskonale wpisują się w filozofię zabawy. Każdy z bohaterów dysponuje czterema unikalnymi umiejętnościami i znacznie różni się od pozostałych – co należy rozumieć jako zaletę. Pomińmy przy tym fakt, że starcie czarnoksiężnika z Angmaru z Hildifonsem Tukiem nie ma najmniejszego sensu z perspektywy historii uniwersum – wszak nie o fabułę tu chodzi, a o radosną młóckę!

Kiedy kilka postaci korzysta z umiejętności, na ekranie praktycznie nic nie widać. - 2012-12-19
Kiedy kilka postaci korzysta z umiejętności, na ekranie praktycznie nic nie widać.

Poszczególni herosi dzielą się na klasy – jedni idealnie sprawdzają się w walce wręcz, podczas gdy inni wolą strzelać z łuku. Polem bitwy jak zawsze manipulują magowie, a cały zespół wspierają wszelkiej maści kapłani i obrońcy. Szkoda tylko, że niektóre postacie są tragicznie niezbalansowane. Agandaur potrafi zabić całą drużynę przy pomocy jednego czaru, natomiast Galadriela jest praktycznie bezużyteczna. Można się co prawda spierać, czy role bohaterów nie sprawdzają się lepiej (lub gorzej) w zależności od konkretnych sytuacji – umówmy się jednak, że dwie dostępne w tej chwili mapy nie oferują zbyt wielkiego zróżnicowania w tym zakresie. Na pierwszej, stanowiącej jeden tylko korytarz, bezkonkurencyjni będą czarodzieje zadający potężne obrażenia obszarowe, natomiast na drugiej, klasycznej, podzielonej na trzy „ścieżki, wszechpotężni okażą się zabójcy (np. Gollum). Osobnym problemem jest również to, że niektórzy herosi nie mają najmniejszych szans w starciu z innymi – np. Legolas będzie zawsze ustępował Uglúkowi. Problem zostałby rozwiązany, gdyby dało się kupować odpowiednie przedmioty – ale tych, jak już wiemy, nie ma w ogóle.

Nawet jeśli przeciwnik posiada potężniejszą postać niż my, to jednak zawsze istnieje szansa na zwycięstwo – wszak wróg może nas nie trafić. Guardians of Middle-Earth w dużym stopniu stawia na zręczność i precyzję graczy – poszczególne ciosy muszą być wymierzane bardzo dokładnie, w przeciwnym razie po prostu chybiają celu (chociaż raz wystrzelone pociski „ścigają” uciekającego, ale namierzonego wcześniej wroga). Duży aplauz należy się twórcom za to, jak dobrze dostosowali sterowanie postaciami i specyfikę gry do wyzwań oferowanych przez konsolowe pady. Pole ataku poszczególnych bohaterów jest na tyle szerokie, by trafienie przeciwnika nie sprawiało wielkich kłopotów, ale również na tyle wąskie, by zmusić gracza do wytrwałego treningu. Chociaż każdy z herosów dysponuje całą serią różnorodnych umiejętności i dodatkowych możliwości (komendy, eliksiry), kierowanie nimi pozostaje intuicyjne i wygodne. Pozwala to na łatwe „wejście” w grę.

Powrót króla (?)

Guardians of Middle-Earth ma sporo wad. Do tych wymienionych wcześniej warto dodać: brzydką oprawę, zbyt efektowne czary (często nie wiadomo, co się dzieje) oraz niedociągnięcia techniczne. Szczególnie ten ostatni element potrafi zaboleć – lagi są tu na porządku dziennym, podobnie jak przypadkowe rozłączenia (nie można powrócić do raz opuszczonej rozgrywki!) oraz długi czas oczekiwania na pozostałych graczy (nawet do 10 minut). Do tego AI komputerowych bohaterów – zastępujących żywych uczestników zabawy – jest absolutnie beznadziejne. Skąd więc tak wysoka ocena tej pozycji?

Ułamki sekund potrafią zadecydować o zwycięstwie lub porażce. - 2012-12-19
Ułamki sekund potrafią zadecydować o zwycięstwie lub porażce.

Wynika ona głównie z bezkonkurencyjności tytułu na rynku konsol (Awesomenauts to zupełnie inna gra) oraz autentycznej, niczym nie skrępowanej radości, jaką sprawia udział w zmaganiach. Chociaż w najnowszym dziele Monolith Productions aż roi się od wad, to jednak nie sposób odmówić mu swoistego uroku. Rozgrywka pozostaje przyjemna niezależnie, czy jesteśmy weteranami gatunku, czy też totalnymi leszczami. Uproszczenia mogą razić znawców tematu, jednak nie czynią tej produkcji niegrywalną – co najwyżej mniej rozbudowaną. Jako medium dostarczające prostej rozrywki Guardians of Middle-Earth sprawdza się bardzo dobrze. A o to przecież chodzi.

Maciej Kozłowski | GRYOnline.pl