autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry The Critter Chronicles - prequelu The Book of Unwritten Tales
Wyśmienite The Book of Unwritten Tales doczekało się jeszcze lepszego, choć zdecydowanie krótszego prequela. Idealne dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, skąd wziął się kosmaty Critter i jak Nate trafił do klatki Ma'Zaz.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- kapitalne dialogi i głosy postaci;
- liczne nawiązania do kultury popularnej i klasyki gier;
- wysokiej klasy humor;
- sensowne zagadki;
- oprawa audiowizualna.
- może trochę za łatwa (ale jest tryb hard);
- ciut za mało lokacji.
Jakiś czas temu miałem przyjemność recenzować grę The Book of Unwritten Tales, utrzymaną w klasycznym duchu jak najbardziej współczesną przygodówkę, która – gdyby powstała dwadzieścia lat temu – dzisiaj jednym tchem byłaby wymieniana obok takich tuzów jak The Secret of Monkey Island czy Simon the Sorcerer. Okazuje się, że dobre gry point’n'click jeszcze nie umarły i mimo wtłoczenia ich w niszę nadal potrafią bawić.
Nie inaczej jest z The Book of Unwritten Tales: Critter Chronicles, tytułem będącym prequelem wydarzeń mających miejsce w poprzedniej pozycji z cyklu. Jak dobrze pamiętamy (a jak nie, to polecam zagrać najpierw), poznaliśmy wtedy trójkę, a właściwie czwórkę bohaterów. Gnoma Wilbura, elfkę Ivo oraz awanturnika, złodzieja i poszukiwacza przygód Nate'a wraz z jego sympatycznym kudłatym przyjacielem Critterem. Autorzy słusznie uznali, że to właśnie ta ostatnia dwójka posiada największy potencjał przygodowy (w końcu to bajkowe wersje Hana Solo i Chewbaccy) i postanowili pokazać nam, jak doszło do ich spotkania.
Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy powietrzny statek Nate'a, swoją drogą wygrany w karty od pewnego pirata, zostaje zaatakowany przez bezwzględną łowczynię nagród, orczycę Ma'Zaz. Przebieg wydarzeń jest dla naszego śmiałka niekorzystny. Statek rozbija się wśród śniegów Northlandu. Los sprawia, że ścieżki Nate'a i uważanego wśród swoich za niedorajdę i głupka Crittera krzyżują się.
Na grę składa się pięć rozdziałów. W pierwszym wcielamy się w Nate'a, w drugim w Crittera, zaś w pozostałych możemy dowolnie przełączać się pomiędzy kompanami. Identyczne rozwiązanie pojawiło się już w poprzedniej grze z serii. Mieliśmy z nim do czynienia także przed wielu laty, choćby w cyklu Gobliins, a teraz również sprawdza się świetnie, urozmaicając zabawę. Bohaterowie mogą też wymieniać się między sobą przenoszonymi przedmiotami, co wielokrotnie okazuje się niezbędne do wykonania zadania.
The Book of Unwritten Tales oferowało przezabawne dialogi, częstokroć odnoszące się do wielu znanych dzieł popkultury, w tym i fantastyki. Dość przypomnieć, że jedno z głównych zadań polegało na dostarczeniu potężnego Pierścienia. Choć fabuła w Critter Chronicles jest nieco bardziej przyziemna, a polega nie na ratowaniu świata, tylko własnej skóry, to scenarzystom i autorom dialogów nie zadrżała ręka. Dialogi są bowiem kapitalne. Nate to cwaniak kuty na cztery nogi, a Critter... nie potrafi porozumiewać się normalnym językiem, tylko wydaje z siebie mało zrozumiały bełkot. Stąd – kiedy w drugim rozdziale przejmujemy nad nim kontrolę – rozkminianie i obserwacja gestów stwora, starającego się wyjaśnić podejmowane akcje i opisującego przedmioty, dostarcza mnóstwa śmiechu. Najlepsze jest to, że postacie ze świata gry bez problemu rozumieją tę dziwną mowę, a tymczasem gracz siedzi przed monitorem i drapie się po głowie. Nie chcę przy tym powiedzieć, że tytuł okazuje się na tyle trudny, iż będziemy drapać się aż do wyłysienia. Dzięki sensowności większości zagadek dość szybko można domyślić się, o co chodzi, ale to jeden z fajniejszych patentów, jakie ostatnio widziałem w przygodówkach.