Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mass Effect 3: Omega Recenzja gry

Recenzja gry 4 grudnia 2012, 17:21

autor: Maciej Kozłowski

Recenzja DLC Mass Effect 3: Omega - najnowszej przygody komandora Sheparda

Mass Effect 3: Omega wprowadza kilka ciekawych elementów do kultowego uniwersum, ale brak pomysłu na rozgrywkę i monotonia lokacji dobijają najnowszą przygodę Sheparda.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji X360, PS3

PLUSY:
  • Aria T’Loak i Nyreen;
  • ciekawe umiejętności towarzyszek;
  • nowi przeciwnicy i sprzęt.
MINUSY:
  • mało zróżnicowana rozgrywka w jednej lokacji;
  • bardzo naciągana fabuła;
  • zabawa skupia się wyłącznie na walce;
  • błędy.

Każda z gier studia BioWare doczekała się przynajmniej kilku rozszerzeń, o mniejszych DLC nie wspominając. Jakość tych produkcji była i jest bardzo różna – od całkiem udanych, wprowadzających nieco ciekawych wątków (np. Leviathan), aż po zupełnie beznadziejne (niesławny Powrót do Ostagaru). Niestety, nowe rozszerzenie do Mass Effect 3 wpisuje się w tę drugą kategorię. Omega pozostawia sporo do życzenia, oferując naprawdę niewiele interesującej zawartości.

Pokonaj żołnierzy Cerberusa – w zasadzie tak można by streścić cały dodatek. - 2012-12-04
Pokonaj żołnierzy Cerberusa – w zasadzie tak można by streścić cały dodatek.

Zatęchły oddech nowości

Na pierwszy rzut oka rozszerzenie wydaje się atrakcyjnym wyborem dla wszystkich fanów komandora Sheparda – zawiera bowiem jedną nową misję (której wypełnienie zajmuje około czterech godzin), dwie grywalne postacie, trzy typy broni, kilka ulepszeń oręża oraz parę niespotykanych dotychczas umiejętności biotycznych. Nowe zadanie rozgrywa się na jednej i ciągle tej samej stacji kosmicznej – tytułowej Omedze. Lokację tę zwiedziliśmy już w Mass Effekcie 2, ale od tego czasu zmieniła się na tyle, że fani serii dojrzą w niej jedynie kilka zapamiętanych przez siebie elementów – reszta powstała całkowicie od nowa. Z powyższych słów można by więc wnioskować, że to całkiem udany dodatek – oferuje przecież sporo nowinek oraz nieco smaczków dla koneserów cyklu. Rzeczywistość nie jest jednak tak różowa.

Zacznijmy od fabuły. Aria T’Loak, znana wszystkim królowa podziemnego świata, utraciła swoje wpływy na Omedze i pragnie je odzyskać. Winnym jej upadku jest Oleg Pietrowski – najzdolniejszy generał Cerberusa. Naszym celem jest dotarcie na miejsce i przywrócenie tam porządku. Komandor Shepard nie może jednak wziąć ze sobą żadnego z dotychczasowych towarzyszy – wyłącznie dlatego, że despotyczna Asari nie przepada za tłokiem. Jako słynny w całej galaktyce pantoflarz, znany zbawca ludzkości przymyka na to oko i wyrusza na samobójczą misję – tylko po to, by pomóc kryminalistce i otrzymać od niej wsparcie w walce ze Żniwiarzami. W tle pojawia się również lesbijski wątek miłosny oraz rebelia na oblężonej stacji orbitalnej. To w zasadzie tyle – całość historii nie robi zbyt dobrego wrażenia i zawiera tyle oczywistych luk i nielogiczności, że aż włos się jeży. Co więcej – wpływ nowego wątku na fabułę podstawowej wersji Mass Effecta 3 ogranicza się jedynie do zasobów wojennych, otrzymywanych na końcu zadania. Jest to więc zupełnie osobna opowieść, niemająca praktycznie nic wspólnego z podstawową wersją gry. Po ukończeniu Omegi można wręcz odnieść wrażenie, że nie zmieniło się zupełnie nic (a podstępna Asari cały czas siedzi w Czyśćcu).

Aria jest całkiem ciekawą towarzyszką broni. - 2012-12-04
Aria jest całkiem ciekawą towarzyszką broni.
Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie
Recenzja gry Stellar Blade - piękna i bestie

Recenzja gry

Stellar Blade to dzieło ewidentnie stworzone z pasji, stanowiące ucztę dla oczu i uszu, serwujące niezłą fabułę oraz wyposażone w angażujący system walki, który jednak nie stanie kością w gardle osobom szukającym po prostu dobrej rozrywki.

Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium
Recenzja gry Broken Roads - to nie zastąpi ani Fallouta, ani Disco Elysium

Recenzja gry

Broken Roads miało zjednoczyć pod swoim sztandarem wielbicieli Disco Elysium, Tormenta i pierwszych Falloutów. Założenie było karkołomne, ale nigdy bym nie pomyślał, że ciągnięcie trzech erpegowych srok za ogon może pójść aż tak kiepsko.

Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie
Recenzja gry Rise of the Ronin - soczysty system walki w nie najlepszej oprawie

Recenzja gry

Otwarty świat Rise of the Ronin potrafi wciągnąć, a mocno osadzona w historii i polityce XIX-wiecznej Japonii fabuła zaciekawić. Tym, co zapamiętam z nowej gry studia Team Ninja, jest jednak znakomity system walki, dający masę satysfakcji.