autor: Maciej Kozłowski
Recenzja gry Baldur's Gate: Enhanced Edition - klasyka RPG w nowych szatach - Strona 2
Starusieńkie Baldur's Gate przeszło solidny lifting - na rynek trafiła Enhanced Edition. To jak, wędrowcze, zatrzymasz się, gdy cię prosi starzec?
Znawcy oryginału dopatrzą się również kilku interesujących nowinek w zakresie mechaniki gry i relacji między bohaterami. Ci mają teraz większą tendencję do rozmawiania ze sobą, nie stronią też od różnych uwag (dotyczy to zarówno nowych herosów, jak i części starych). Znacznie upodabnia to pierwszego Baldura do jego następcy – co zdecydowanie należy zaliczyć na plus. Jest to też widoczne w kwestiach związanych z funkcjonowaniem tej produkcji – dodano nieco czarów, jedną nową rasę i kilka niedostępnych dotychczas klas postaci. Dzięki temu rozgrywka stała się trochę głębsza.
Na tym kończy się wpływ Enhanced Edition na główną kampanię – ta pozostaje w zasadzie taka sama. Jak widać, wzbogacono ją jedynie o trzy postacie oraz mechanikę zaczerpniętą z drugiej części serii – co z pewnością nie jest najlepszym wynikiem. Gracze znający fabułę oryginału oraz dodatku Opowieści z Wybrzeża Mieczy (również zawartego w pakiecie) nie mogą się, niestety, spodziewać żadnych innowacji. Marne pocieszenie stanowi nowy tryb zabawy – Black Pits – bo nie jest on niczym innym, jak tylko zwykłą, lekko sfabularyzowaną areną. Piętnaście pojedynków z coraz trudniejszymi potworami to może niezły trening dla niedoświadczonych osób (którym zaoferowano też zwykły samouczek), ale chyba nie tego oczekiwali fani serii.
Zrobię, co w mej mocy, ale nie spodziewajcie się zbyt wiele
Baldur’s Gate: Enhanced Edition to całkiem udana propozycja, która w znacznym stopniu ulepsza praktycznie każdy aspekt oryginału. Problem z oceną tego projektu polega jednak na tym, że nie do końca wiadomo, do kogo jest on kierowany. Starzy wyjadacze machną na niego ręką – oferuje bowiem bardzo niewiele nowej zawartości, a graficzne fajerwerki to nic innego jak zwykłe udogodnienia. Ci, którzy odbili się od pierwotnej wersji tej produkcji, z pewnością nie zapałają miłością do jej uwspółcześnionej edycji – to w końcu ta sama gra. Wreszcie osoby niezaznajomione z cyklem mogą poczuć się zagubione w skomplikowanych meandrach rozgrywki, która jest już naprawdę archaiczna (co nie znaczy, że zła – po prostu dzisiejsi gracze nie są do niej przyzwyczajeni). Chociaż więc dostosowano tytuł do współczesnych możliwości technologicznych – między innymi przenosząc go na iPady, Maki i Androida (wkrótce) – to jednak trudno znaleźć dla niego odpowiedniego odbiorcę.
Prawdziwym gwoździem do trumny okazuje się jednak scena moderska – obie części Baldur’s Gate doczekały się całej masy doskonałych modyfikacji, z których większość wprowadza innowacje znacznie ciekawsze i bardziej rozbudowane niż całe Enhanced Edition. Co więcej – mody te są całkowicie darmowe, a pozycja wydana przez Kanadyjczyków kosztuje prawie dwadzieścia dolarów. Chociaż zwykle unikamy w naszym serwisie oceniania gier w kontekście ich ceny, to jednak w tym przypadku niewspółmierność jakości produktu do kosztu zakupu jest naprawdę uderzająca.
Ocena wystawiona grze z pewnością wzbudzi wiele kontrowersji – czytelnikowi należy się więc kilka słów wyjaśnienia. O ile tytułowi takiego sortu jak Baldur’s Gate nie wypada wystawić noty innej niż „10/10”, o tyle sama zawartość Enhanced Edition wprowadza tak niewiele nowych elementów, że aż wstyd pokusić się o więcej niż „szóstkę”. Jako że pod uwagę bierzemy wyłącznie elementy dodane w rozszerzeniu, ostateczny wynik może być tylko jeden.
Maciej Kozłowski | GRYOnline.pl