Recenzja gry King’s Bounty: Wojownicy Północy – powtórka z rozrywki - Strona 3
Wojownicy Północy to solidne rozszerzenie znanej i lubianej formuły, jednak deweloper wystawia cierpliwość fanów na wielką próbę. Zmian względem Wojowniczej Księżniczki jest tu zdecydowanie za mało.
Wojownicy Północy nie ustrzegli się, niestety, kilku uciążliwych wad, co jest zaskoczeniem – choć poprzednie produkcje firmy Katauri Interactive nie były wolne od mankamentów, to jednak miały one w nich zdecydowanie mniejsze natężenie. Drażnią przede wszystkim błędy techniczne. Gra lubi wysypywać się bez powodu, np. nagminnie po rzuceniu zaklęcia Justice, niektórych questów w ogóle nie da się zaliczyć, nie działa też część steamowych osiągnięć związanych z fabułą. Na szczęście Rosjanie dostrzegają problem i w miarę systematycznie publikują kolejne łatki.
Za swoje powinni dostać ponadto projektanci map. Zdarzają się sytuacje, że stwór ugrzęźnie w takim miejscu, do którego w żaden sposób nie można dotrzeć (na szczęście nie trafiło mi się tak, by zaklinowały się istoty bezpośrednio związane z jakimś zadaniem), podobny problem dotyczy zresztą leżących tu i ówdzie przedmiotów – nie można ich podnieść. Szkoda również, że autorzy wciąż nie wprowadzili różnych ułatwiających życie rozwiązań, choć już dawno apelowali o nie najbardziej oddani fani. Brakuje na przykład tak prozaicznej rzeczy jak proste zestawienie na jednym ekranie, wskazujące, w którym miejscu dostępne są poszukiwane przez nas jednostki. O ile na początku zmagań zapamiętanie oferty sklepów nie nastręcza trudności, tak później, po odkryciu kilkudziesięciu punktów rekrutacji wojsk, można się w tym pogubić.
Oprawa graficzna jaka jest, każdy widzi – autorzy ani myślą usprawniać swój silnik, wskutek czego ich najnowsze dzieło prezentuje w tej kwestii dokładnie ten sam poziom co Legenda. A poprawa w tej dziedzinie przydałaby się nie tylko ze względu na fajerwerki wizualne. Serii King’s Bounty pomogłyby przede wszystkim większe mapy, ileż razy w końcu można eksplorować maleńkie wysepki? W Wojownikach Północy mocno zawodzi też muzyka. Co prawda cykl prezentuje pod tym względem bardzo wysoki poziom, ale produkt oferuje zaskakująco mało wcześniej nieznanych melodii. Jeśli ktoś spędził ponad dwieście godzin z poprzednimi odsłonami, oklepane do bólu motywy zaczną go prędzej czy później irytować. Dla porządku dodajmy, że nowe kawałki są świetne (w jednym słychać nawet odwołania do ścieżki dźwiękowej z filmu The Thing Johna Carpentera), ale jest ich, niestety, za mało, by zaliczyć ten aspekt na plus.
Wojownicy Północy to przyzwoity produkt, który zapewnia wiele godzin dobrej zabawy, ale pozostawia też spory niedosyt. Rosjanie wykazują zbyt mało inwencji w urozmaicaniu kolejnych odsłon tej serii, nie wprowadzają też żadnych istotnych usprawnień, które wskazywałyby na ciągły progres. W tej kwestii Wojownicza księżniczka oferowała więcej, np. możliwość latania, kompletnie przebudowany i lepiej rozwiązany system rozwoju umiejętności wykorzystujących Szał, a także zestaw zupełnie nowych lokacji. Ostatnia gra czerpie natomiast garściami z dorobku wcześniejszych części, nie dodając tak naprawdę niczego intrygującego. Tej serii niewątpliwie potrzebna jest rewolucja, a w zasadzie zbudowany od zera pełnoprawny sequel. Na razie – mimo wszystkich wymienionych w tekście nowinek – czuję się, jakbym wciąż grał w to samo. W przypadku pięciogodzinnej strzelaniny na jedno popołudnie nie ma to większego znaczenia, ale przy tak czasochłonnej strategii – jak najbardziej tak. Czekam zatem cierpliwie na więcej, licząc jednak, że kolejna gra z serii zaskoczy nas zupełnie innym podejściem do tej wykazującej ogromny potencjał marki.
Krystian Smoszna | GRYOnline.pl