Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 listopada 2012, 09:00

autor: Grzegorz Bobrek

Recenzja gry Call of Duty: Black Ops II - zimna wojna przyszłości - Strona 2

Call of Duty: Black Ops II miał zadatki na najbardziej innowacyjną część serii. Nieliniowa kampania, dopracowany multi, powrót zombie - czy wszystko poszło po myśli Treyarchu?

Pomimo tych wszystkich wad za wiele elementów należy kampanię pochwalić. Podział na dwie epoki – lata osiemdziesiąte i 2025 rok – pozwala na ciekawe eksperymenty i wyprawy w przeróżne zakątki objętego konfliktem globu. W XX wieku odwiedzamy Angolę, Afganistan i Panamę, a zadania z niedalekiej przyszłości zabierają nas do futurystycznej metropolii na otwartym morzu, południowoamerykańskiej dżungli i zniszczonego kataklizmem miasta w Pakistanie (klawy pomysł z pływającymi przeszkodami!). Nudzić się tu nie sposób – raz pędzimy na koniu pomiędzy rosyjskimi czołgami, chwilę później sterujemy małym robotem i staramy się zeskanować siatkówkę oka wysokiego urzędnika, aby na koniec być świadkiem nocnego desantu. Pewne sceny oskryptowano wręcz perfekcyjnie – widać, że w przeciągu lat ludzie z Treyarcha sporo nauczyli się od swoich starszych kolegów z Infinity Ward. Nie brak pewnych klisz i tuzinkowych patentów, ale nadal spełniają one swoje zadanie – gra zabiera nas na niesamowitą przejażdżkę rollercoasterem, pełną dynamicznych strzelanin, pojedynków w zwolnionym tempie oraz pełnoprawnych sekwencji pościgowych z samochodami w rolach głównych. W każdej lokacji czekają też opcjonalne sekrety, ułatwiające często pokonanie kolejnej przeszkody na naszej drodze. Może to być ukryty panel zapewniający kontrolę nad wieżyczkami strażniczymi albo skrzynia z rzadkim egzemplarzem broni. Na plus należy zaliczyć także wprowadzenie do kampanii pewnej formy rozwoju postaci. Wraz z postępami otrzymujemy coraz lepszy ekwipunek oraz – za wykonywanie określonych wyzwań – specjalne umiejętności, które w znaczny sposób modyfikują zachowanie bohatera. Graczom oddano pełną kontrolę nad wyposażeniem, co pozwala na szerokie eksperymentowanie z różnymi kombinacjami przedmiotów, dodatków do broni i perków. Tego w singlu do tej pory nie było.

Gdybym miał porównać kampanię z Black Ops II z tymi z innych gier z serii, to najchętniej jako przykład przytoczyłbym poziom z Modern Warfare 2. Tutaj także intryga szyta jest grubymi nićmi, scenariusz ledwie trzyma się kupy i kolejne niewyobrażalne sceny aż proszą się o grupowy facepalm. Nadal jednak gra potrafi dostarczyć niepowtarzalnych, choć tanich emocji, bardzo znajomych fanom gatunku, niemniej skutecznych w swojej przerysowanej prostocie. Wątpię, aby wiele zakończeń jakoś specjalnie zachęcało do wielokrotnego przechodzenia wszystkich misji, jednak pewne modyfikacje utartej formuły uważam za krok odważny, choć czasem nie do końca przemyślany. Odniosłem wręcz wrażenie, że Call of Duty nadal najlepiej radzi sobie z ustalonymi z góry filmowymi sekwencjami, podczas gdy pewne elementy nieliniowości okazały się jedynie średnio udaną próbą dogodzenia malkontentom, co – jak przypuszczam – da im tylko kolejny argument do krytykowania Activision. Nie przywiązywałbym się jednak zbytnio do trybu single. Jego zawartość względem drugiej pozycji w pakiecie jest zaiste mizerna i to w trybie multiplayer spędzicie wielokrotność czasu poświęconego na perypetie familii Masonów.

Treyarch niby wziął za podstawę mechanikę skutecznie wypracowaną w przeciągu ostatnich lat, ale uległa ona największym modyfikacjom od czasu legendarnego Modern Warfare z 2007 roku. Po pierwsze – zapomnijcie o klasycznej formie rozwoju postaci. Teraz do rąk dostajemy narzędzie Pick 10 pozwalające na dowolne kreowanie klasy żołnierza. Koniec z wymogiem posiadania broni zapasowej (ba! nawet głównej!), dwóch rodzajów granatów czy perków. Czujecie się dobrze z samą strzelbą obudowaną trzema dodatkami? Chcielibyście mieć więcej ładunków wybuchowych za pasem? Podobają Wam się dwie umiejętności z tego samego zestawu? Wszystkie te opcje są dostępne. Nowy system jest absolutnie rewelacyjny. Już na piątym poziomie doświadczenia ilość kombinacji okazuje się imponująca, a z czasem tylko rośnie (poprzez odblokowywanie kolejnych elementów z listy). W trakcie starć sieciowych byłem ciągle pod wielkim wrażeniem otwartości klas – nie dało się praktycznie spotkać dwóch identycznych żołnierzy, a stworzenie własnej mieszanki cech sprawia ogromną satysfakcję.

Pick 10 nie miałby większego znaczenia, gdyby nie mapy, a te są w dużej mierze pierwszorzędne. W Black Ops II niemal każda lokacja zapewnia mnóstwo zakamarków, przejść, wielopoziomowych budynków i sprytnych skrótów. Innymi słowy możemy zapomnieć o niskim poziomie aren z Modern Warfare 3. Nadal rozmiar map daleki jest od ideału – widać ograniczenia silnika i konsol – ale na zamkniętej przestrzeni zmieszczono znacznie więcej zawartości niż poprzednio. Stąd przy walkach 6 na 6 bardzo rzadko dochodzi do dzikiego spawnowania i tłoku w określonych miejscach czy tunelach. Najlepszym przykładem jest tu Turbine, gdzie labirynt wśród skał poprzedzielano szczątkami samolotu na w miarę otwartym terenie, a pojedynki snajperskie odbywają się tuż obok brutalnych starć na krótki dystans. Pakiet map startowych wydaje się na tyle solidny, że nie powinna powtórzyć się sytuacja z Modern Warfare 3, w którym dopiero zestaw Collection 1 nadawał się do mocniejszego ogrania. Podobnie jak w pierwszych Black Opsach miłośnikom multiplayera czternaście początkowych aren spokojnie wystarczy na dziesiątki godzin zabawy, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę sporą dawkę trybów rozgrywki. Czego tu nie ma!