Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 listopada 2012, 14:20

autor: Michał Długosz

Recenzja gry Painkiller: Hell & Damnation - remake na poziomie - Strona 2

Remake pierwszej gry z serii Painkiller miał być ostatnią deską ratunku dla tej podupadającej przez lata marki. Czy Polakom ze studia The Farm 51 udało się sprostać zadaniu?

Żeby odesłać demony tam, gdzie ich miejsce, potrzebujemy odpowiednich narzędzi. W tym aspekcie Painkiller Hell & Damnation również jest miksem pierwowzoru oraz dodatku. Korzystamy ze strzelby, typowej dla serii kołkownicy, wyrzutni rakiet, bełtacza i peema, czyli pukawek znanych z Battle Out of Hell. Oczywiście każda z nich posiada dwa lub nawet trzy tryby prowadzenia ognia, co zdecydowanie zwiększa nasze możliwości eksterminacji diabelskiego pomiotu. Dodatkowo pracownicy studia The Farm 51 dorzucili jeszcze jedną, niedostępną wcześniej broń, a mianowicie Łapacza Dusz, którego obecność podyktowana jest względami fabularnymi. To ciekawe i niezwykle przydatne urozmaicenie arsenału, dzięki któremu da się nie tylko zabijać przeciwników i wysysać z nich dusze, ale również sprawiać, że trafieni nim oponenci na chwilę stają po naszej stronie, co jest dużym ułatwieniem w starciach z przeważającymi siłami wroga.

Oprócz tego możemy przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę za pomocą kart tarota zdobywanych podczas wykonywania odpowiednich zadań na każdym z poziomów. Zostały one podzielone na dwie grupy – złote oraz srebrne. Ze złotych wolno korzystać tylko raz podczas przechodzenia danego etapu, natomiast srebrne są aktywne przez cały czas. Profity płynące z ich używania są rożne, od spowalniania czasu, do szybszego przeładowywania broni czy nawet zwiększenia limitu stosowanych kart na poziom. Ostatnim ważnym elementem przydatnym podczas walk z bestiami jest możliwość chwilowej zamiany w potężnego demona po uzbieraniu 66 dusz martwych przeciwników.

Od strony wizualnej Painkiller: Hell & Damnation nie powala, ale też nie odstrasza. Pod tym względem mamy do czynienia z reprezentantem klasy średniej, choć tak naprawdę jest to kwestia drugorzędna, bo podczas walk raczej nikt nie rwie się podziwiać widoków. Jedyne, co mi się rzuciło w oczy, to ciała poległych przeciwników wbijające się w tekstury oraz dość słaba animacja oponentów. Natomiast warstwa dźwiękowa została dobrze zrealizowana. Podczas starć przygrywa ciężka metalowa muzyka idealnie wprawiająca w nastrój do przeprowadzania bezlitosnej rzezi na hordach demonów.

Nic dobrego nie można za to powiedzieć o sztucznej inteligencji nieprzyjaciół. Wiadomo, od gry tego typu nie ma co oczekiwać przemyślanych posunięć ze strony mięsa armatniego poza potulnym wbieganiem pod celownik dzierżonej przez nas broni, ale bardzo często zdarzały mi się sytuacje, w których wróg pakował się w kąt mapy i za diabła nie chciał się stamtąd ruszyć. Było to o tyle irytujące, że musiałem przeszukiwać cały dostępny obszar, żeby go znaleźć i zabić, co dopiero umożliwiało dalszy progres. Trzeba również przyznać, że krótki czas rozgrywki w odniesieniu do pierwowzoru wydaje się zbawieniem, przynajmniej w trybie dla pojedynczego gracza, bo z czasem do zabawy powoli zaczyna wkradać się nuda, gdyż gra nie oferuje absolutnie niczego poza strzelaniem – próżno tu szukać chociażby najprostszych zagadek logicznych czy jakichkolwiek innych aktywności dających chwilę odpoczynku od ciągłego naprzemiennego klikania w prawy i lewy przycisk myszki.

Jednak nie samym trybem dla pojedynczego gracza Painkiller: Hell & Damnation stoi. Po ukończeniu kampanii solowej warto zainteresować się opcją gry wieloosobowej, bo dopiero tutaj produkcja ta pokazuje pazurki. Starzy wyjadacze poczują się jak w domu, natomiast gracze młodsi stażem mogą doznać zawrotu głowy, ponieważ rozgrywki wieloosobowe są bardzo dynamiczne i szybkie, ale też sprawiają olbrzymią satysfakcję i nie przeszkadza nawet stosunkowa mała ilość trybów zabawy. A tych jest łącznie cztery – deathmatch, team deathmatch, capture the flag oraz survival. Poza tym dla osób nieprzepadających za rywalizacją z innymi graczami przewidziano tryb kooperacji, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Painkiller: Hell & Damnation to udana próba odświeżenia serii. Widać, że pracownicy The Farm 51 podeszli do zadania poważnie i postarali się zrobić najlepszy możliwy remake, a dodatkowo stworzyli młodszym graczom dobrą okazję do sprawdzenia, jak kiedyś wyglądały pierwszoosobowe gry akcji. Natomiast ci starsi zyskali szansę na chwilowy chociaż powrót do przeszłości i to w całkiem zjadliwiej oprawie, bo niestety prawda jest okrutna – produkcje pokroju Painkillera są już tylko reliktami zamierzchłych czasów. Mimo to Hell & Damnation to tytuł, który zdecydowanie warto sprawdzić, bo wybijanie w pień setek demonów wciąż jest nadzwyczaj przyjemne.

Michał Długosz | GRYOnline.pl