Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 2 listopada 2012, 11:22

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Need for Speed: Most Wanted - NFS na modłę Burnout Paradise - Strona 2

Criterion Games po raz drugi próbuje przywrócić blask marce Need for Speed. To tytaniczne zadanie, nawet dla tak doświadczonej ekipy, mającej na swoim koncie fantastyczną serię Burnout.

Dla każdego z modeli samochodów przewidziano pięć wyścigów. Jeden na poziomie łatwym, dwa na średnim i dwa na trudnym. Niby to niewiele, ale pomnożone przez liczbę dostępnych aut daje całkiem zadowalający wynik, a przede wszystkim skłania do korzystania ze wszystkiego, co przygotowali autorzy, a nie wyboru jednego czy dwóch ulubionych pojazdów. Celem zmagań są oczywiście wspomniane wcześniej speed points, ale także możliwość zdobycia ulepszeń auta, które potem da się w dowolnej chwili wykorzystać czy zmienić. Nawet podczas samego wyścigu, o ile ktoś dysponuje trzecią ręką i małpią zręcznością. Nie każdemu takie rozwiązanie się spodoba, ale nie ma co się oszukiwać – cykl Need for Speed, z wyjątkiem Shiftów, nigdy nie miał ambicji być realistycznym symulatorem. Od zawsze są to tylko, a może aż, niezłe „arkadówki” i rozwiązania zastosowane w tej części nie powinny nikogo rozsądnego a priori odrzucić. Możliwość zmiany opon z fabrycznych na terenowe czy szosowe, zamontowania dwóch rodzajów nitro lub zwiększenia wytrzymałości nadwozia i kilku innych elementów to bardzo skromna pomoc w stosunku do oferty konkurencji. Gdy się jednak zastanowić nad istotą rozgrywki, zamieniającej się najczęściej w istne destruction derby, fakt potraktowania tuningu nieco po macoszemu staje się zrozumiały.

Orientację podczas wyścigu ułatwiają wielkie napisy wskazujące punkty kontrolne, przez które trzeba przejechać. - 2012-11-02
Orientację podczas wyścigu ułatwiają wielkie napisy wskazujące punkty kontrolne, przez które trzeba przejechać.

Bo Most Wanted, dokładnie tak jak Burnout Paradise, to w dużej mierze gra nastawiona na totalną rozwałkę, podkreślaną zwolnieniami animacji i specjalnymi ujęciami kamery w przypadku kraks. W trakcie wyścigu nie liczy się jedynie to, kto szybciej dojedzie do mety, ale również spychanie oponentów i taranowanie ich, za co też otrzymujemy punkty. To, co w Hot Pursuit było subtelnym dodatkiem, teraz nabrało pełnej mocy. Już nie tylko stawiamy czoła ścigającym nas radiowozom, ale wyżywamy się na wszystkim, co nawinie się przed maskę. Oczywiście starając się jednocześnie unikać zderzeń z neutralnymi pojazdami. Blacha karoserii deformuje się, wypadają szyby – autorzy przygotowali całkiem niezły model wizualnych zniszczeń – możemy nawet stracić opony, co odbija się choćby na osiąganej szybkości i manewrowości. W sukurs w takim przypadku przychodzą porozmieszczane przy drodze warsztaty. Wystarczy przez taki przejechać, by natychmiast naprawić wszystkie szkody i na dodatek zmienić kolor nadwozia. Przypomnijcie sobie, gdzie rozwiązano to w identyczny sposób. No właśnie: w Burnout Paradise.

Model jazdy to czysta zręcznościówka, ale mam wrażenie, że bez tendencji do przesadnego driftu na kilometr. Owszem, driftuje się łatwo i właśnie w ten sposób pokonuje przy pełnej prędkości większość zakrętów, ale względem chociażby takiego Hot Pursuit zostało to trochę ograniczone. W pierwszym kontakcie z grą zdecydowanie też przeszkadza zbyt wrażliwe sterowanie, do którego trzeba się przyzwyczaić. Niestety, twórcy nie przewidzieli w opcjach ustawienia jego czułości.

W wolnych chwilach możemy pobawić się na przykład w niszczenie bilboardów. - 2012-11-02
W wolnych chwilach możemy pobawić się na przykład w niszczenie bilboardów.

Wyścigi w Most Wanted są pełne emocji, tego nie sposób im odmówić. Jest dokładnie tak jak w Burnout Paradise – chwila nieuwagi i już z pełną mocą walimy w postronne auta. Co ważniejsze, nie wszystkie zawody mają miejsce na normalnych drogach. Część z nich odbywa się na placach budowy, na plaży czy w piętrowych garażach. Istnieją także takie, w których na przykład na danym odcinku trzeba utrzymać lub przekroczyć wymaganą średnią prędkość. Nie powoduje to szybkiego zmęczenia grą, powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. W związku z tym, że na poziomie trudnym naprawdę nie jest łatwo, dopadł mnie syndrom powtarzania do upadłego lub przynajmniej do czasu, kiedy w końcu przyjadę pierwszy. A kiedy to się udało, chciałem jeszcze. Dokładnie tak jak przy Burnoucie, którego – co tu dużo mówić – niezwykle sobie cenię. Przy okazji, aby rozpocząć wyścig, trzeba podjechać autem w stosowne miejsce i nacisnąć jednocześnie gaz i hamulec. Znamy to już z... tak, tak, zgadliście.

Widowiskowe kraksy są na porządku dziennym. I nocnym. - 2012-11-02
Widowiskowe kraksy są na porządku dziennym. I nocnym.

Chciałbym także pochwalić Criterion za przygotowanie dla każdego, dosłownie każdego, wyścigu odmiennych animacji, które można obejrzeć przed startem. Niektóre z nich są raczej zwyczajne, część trochę zwariowana, a część zupełnie odlotowa, prezentując wręcz narkotyczne wizje. Muszę przyznać, że to bardzo interesujące doświadczenie.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej