Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 19 października 2012, 18:30

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Forza Horizon - szalone wyścigi w stanie Kolorado - Strona 2

Playground Games robi skok w bok i zabiera nas do Kolorado na szalony festiwal wyścigów Horizon. Czy mamy w końcu godnego następcę Test Drive Unlimited i Burnout Paradise?

Tylko z obowiązku wspominam o wyzwaniach sponsorów polegających na przejażdżce i pstryknięciu fotki czy – uwaga – kręceniu kolejnych bączków na wytyczonym odcinku na czas. Nie ma tu nigdzie miejsca na choćby odrobinę szaleństwa. Tak, otwarty świat Forzy Horizon jest piękny (nie trzeba opisywać, wystarczy popatrzeć na screeny), ale wszystkie te wizualne wspaniałości pozwala polizać jedynie przez barierkę – nie daje żadnej swobody i odskoczni od wytyczonej ścieżki. Cykl dnia i nocy wypada wspaniale: niebo w zależności od pory dnia tryska feerią barw, w nocy światła reflektorów fantastycznie rozświetlają mrok. Czegoś takiego jeszcze nie było. Jednak po kliku godzinach nawet to powszednieje, a po drogach snuje się tylko nuda.

Gabloty zaparkowane w samym centrum festiwalu.

Tak naprawdę sercem gry nie jest jednak otwarty świat, tylko cykl imprez, w których bierzemy udział. Zaczynamy oczywiście od najsłabszych samochodów, by wraz z wygranymi wyścigami zdobywać kolejne różnokolorowe opaski na rękę i odblokowywać coraz bardziej wymagające „eventy”. Auta, tak jak w Motorsporcie, zostały podzielone na klasy wraz z przypisanymi doń numerkami symbolizującymi ich moc. Pozostawiono także możliwość tuningu fur, również wizualnego. Wzorem poprzedniej części wszystkie wozy mają ślicznie i z detalami wymodelowane wnętrza, więc w zależności od preferencji możemy sterować nimi zarówno z kabiny, jak i ze zderzaka, maski czy dwóch kamer umieszczonych za autem.

Niestety, całe to bogactwo wraz z oprawą graficzną wymagało pewnych ustępstw i poza kosmetycznymi w Forzy Horizon nie doświadczymy żadnych uszkodzeń. Zresztą po włączeniu odpowiedniej opcji w menu samochód nawet po staranowaniu pozostaje czysty i gładki niczym pupcia niemowlaka. Istnieje także możliwość wyboru trybu jazdy pomiędzy zręcznościowym a symulacyjnym, ale jakości zwykłej Forzy w trybie symulacji też nie ma co oczekiwać. I to nawet po wyłączeniu wszelkich wspomagaczy, co zresztą polecam uczynić, bo z kontrolą trakcji czy ABS-em najbardziej nerwową maszynę prowadzi się jak dziecięcy wózek z owym niemowlakiem o czystej pupci. Tak, Horizon to pozycja zdecydowanie nie dla harkorowych fanów szybkości.

Na drodze spotyka się bardzo różne pojazdy.

Co przecież w żadnej mierze nie może być zarzutem. Ale czy nowa Forza sprawdza się również jako typowy przedstawiciel gry środka? To zależy od oczekiwań. Wyścigi, w których bierzemy udział w normalnym trybie, dopiero z czasem stają się wymagające. Sądzę, że nie wcześniej niż ok. czterdziestego, może nawet później. Tyle tylko, że moje oko mówi mi, że im dalej, tym konsola bardziej oszukuje i przeciwnicy posiadający identyczny samochód zawsze będą jechać szybciej niż my. Sposobem na to jest późniejsze hamowanie na zakrętach i walenie w nich bezpardonowo, by odbijając się od delikwenta, wysforować się przed niego. Nie całkiem współgra to z ideą fair play i jest śmiesznie znajome fanom starych Gran Turismo, ale skoro działa? Nie wiem też, czy Forza Horizon ma szansę spodobać się fanom serii Need for Speed. Choć zręcznościowy, model jazdy w produkcji Playground jest jednak bardziej wysublimowany i trudniejszy do opanowania.

Tradycyjnych wyścigów z punktu do punktu czy też takich, w których liczymy okrążenia, jest mnóstwo. Do tego stopnia, że po kilku godzinach zabawy i swobodnej jazdy, zna się już każdy zakręt i każdy niuans trasy, przez co tysiąc pięćsetny przejazd tą samą drogą nie robi żadnego wrażenia. A przypominam, że choć to gra arcade, to poza samym zostawieniem oponentów w tyle innych atrakcji nie przewidziano. Abyśmy się więc nie nudzili, zmajstrowano coś na podobieństwo autologu, który po raz pierwszy sprawdził się w Burnout Paradise. Po każdych zawodach otrzymujemy informację, kto z listy naszych znajomych uzyskał lepszy wynik. Twórcy wchodzą graczowi na ambicję, zachęcając do pokazania, kto tu rządzi. I zapewne niektórym takie rozwiązanie bardzo przypadnie do gustu. Innym, z racji wygranych na poziomie 100, 500 czy 1000 kredytów, zwyczajnie nie będzie chciało się marnować na to czasu.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej