autor: Przemysław Zamęcki
Do trzech razy sztuka – recenzja gry WRC 3 - Strona 2
Jeżeli powiedzenie „do trzech razy sztuka” jest prawdziwe, to WRC 3 jest doskonałym tego przykładem. Grą w każdym calu lepszą od poprzednich, niemal zasługującą na tytuł królowej rajdów, co udowadniamy w naszej recenzji.
Nie podobają mi się także niemalże skopiowane z Dirta zawody polegające na rozbijaniu autem piankowych bloków. Zmianą jest tylko umieszczenie na trasie przejazdu brył, po uderzeniu w które odejmowane są punkty, trzeba więc uważać. Gra spokojnie mogłaby się obyć i bez tych pianek. Ta sama uwaga dotyczy także wyścigów w drifcie.
Ostatnim modułem jest multiplayer, w którym rywalizując z innymi kierowcami przez Internet, zdobywamy kolejne poziomy doświadczenia. Standardem dla wcześniejszych odsłon była także możliwość zagrania w trybie gorącego krzesła, który i w części trzeciej jest obecny.
Każdy, kto miał okazję zetknąć się z poprzednimi wydaniami WRC, przyzna chyba, że wizualnie seria nie zrywała beretów z głów. Plasowała się wręcz gdzieś w niskiej strefie stanów średnich, strasząc rozpaćkanymi teksturami, tragicznym oświetleniem i bezdrożami o szerokości pół kilometra. W tym wszystkim najbardziej sensownie wyglądały modele samochodów, do których zaimplementowano niezły wizualny model zniszczeń. Nowy silnik graficzny odpowiedzialny za napędzanie WRC 3 znacznie poprawił ten stan rzeczy. Szczególnie pod względem wykorzystania źródeł światła – lokacje wyglądają bardziej naturalnie i interesująco. Dobre wrażenie robi gwałtowna zmiana oświetlenia – wjechanie pod baldachim drzew wprost z rozpalonej słońcem drogi powoduje, że na chwilę można stracić orientację. Żeby nie było za różowo, warto wyjaśnić, że pomimo naprawdę mocnego podkręcenia jakości oprawy graficznej WRC 3 wciąż nie jest tak ładne jak chociażby ostatni Dirt. Twórcy chwalą się nowymi efektami cząsteczkowymi, ale – szczerze mówiąc – jakoś niespecjalnie to widać. Rozbryzgi wody po wjechaniu w kałużę wyglądają dokładnie tak samo marnie jak wcześniej, mam też wrażenie, że unoszących się za samochodem chmur kurzu również nie zmieniono.
Poprawiono za to – i to znacznie – nawierzchnię. Skok jakościowy jest ogromny, drogi są w końcu należycie wąskie, pełne dziur i kręte, co znakomicie zwiększa nie tylko realizm, ale i stopień trudności. To już nie te płaskie szosy, na których z palcem w nosie da się nawrócić osiemnastokołowcem. WRC 3 jest pod tym względem klasą samą dla siebie i wyzwaniem rzuconym w twarz brytyjskim puddingom.
Co słyszę?
Ano słabe dźwięki silników. Niestety, w tej kwestii Milestone dało ciała, samochody nie brzmią jak rasowe glebogryzarki, a bardziej jak zabawki. Na szczęście spece od oprawy audio przyłożyli się do pozostałych efektów. WRC 3 to chyba najlepiej zrealizowane rajdy pod względem hałasu dochodzącego do kabiny auta. Każde naprężenie karoserii, stukot silnika, uderzenie płytą podłogową o nawierzchnię zostało znakomicie odwzorowanie. Pojawiły się także nowe głosy pilotów i raczej nie mam do nich zastrzeżeń. Może poza tym, że przy wyjątkowo krętych trasach niektóre komendy są nieco opóźnione i można się niemile rozczarować, ocierając boczkami o bandę.