autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Lollipop Chainsaw - piła mechaniczna i minispódniczka kontra zombie
Słodka rozprawa z zombie za pomocą piły mechanicznej i głowy ukochanego. W tle lizaki, krwiożercze bestie i minispódniczka. Takie rzeczy tylko u Japończyków.
- całkiem przyzwoity i efektowny system walki;
- gimnazjalny humor zabarwiony erotyką da się strawić;
- przyjemne udźwiękowienie.
- powtarzalność i schematyczność;
- miejscami źle zbalansowany poziom trudności;
- dość krótka.
Szczerze mówiąc, nie wiem, z czego wynika ta nadprodukcja zombie w grach. Kiedyś tłumaczyłem to sobie faktem, że z takim żywym trupem można zrobić dosłownie wszystko, a o jego prawa nie upomni się żadna organizacja. Dziś skłonny jestem przyznać rację tym, którzy twierdzą, że denatów łatwiej picuje się programistom – jakaż oszczędność linijek kodu opisującego sztuczną inteligencję. Zombie na wojnie, zombie w laboratorium, zombie w szkole średniej San Romero. Ten ostatni przypadek jest wyjątkowo ciekawy. Co by się stało, gdyby Twoją szkołę nawiedziła plaga zombie, zamieniając uczniów i personel nauczycielski w nieumarłe monstra. Nie, nie myśl teraz o świętowaniu, ale postaw się w roli nastoletniej, no dobrze, osiemnastoletniej pannicy w stroju cheerleaderki zajmującej się eliminacją gnijących pokrak, której chłopak właśnie został przez jedną z nich ugryziony.
Co robisz? W imię romantycznej solidarności również dajesz się ugryźć? Uciekasz z krzykiem do mamusi? Czy odpiłowujesz głowę chłopaka od korpusu, wieszasz ją sobie u pasa, skąd jest bardzo dobry widok na to i owo i zabierasz się za likwidowanie potworów? Juliet Stirling z urokiem nastoletniej lolitki nie zastanawia się ani chwili i wybiera opcję numer trzy. W końcu pochodzenie z rodziny łowców do czegoś zobowiązuje. Uzbrojona w pompony i piłę spalinową dziewczyna przemierza płonące korytarze szkoły i pobliskie lokacje w celu odkrycia prawdy o pladze zombie, dekapitując przy okazji setki, jeśli nie tysiące, byłych kolegów.
Lollipop Chainsaw jest typowym przedstawicielem slasherów, w których – miast uczyć się na pamięć dziesiątków kombinacji ciosów – brniemy przed siebie, stąpając w kałużach juchy. Gra przeznaczona jest raczej dla starszych odbiorców z powodu połączenia estetyki gore z seksizmem, choć wszystko to i tak nurza się w gimnazjalnym nierzadko humorze niekiedy tylko wysublimowanym. W końcu siłą sprawczą tego dzieła jest Suda51, pan znany z łączenia różnych interesujących konwencji.
Pomimo takiej mieszanki, licznych podtekstów erotycznych i prymitywnych gagów, o dziwo, w Lollipop Chainsaw gra się całkiem przyjemnie. W dużej mierze jest to spowodowane stylem artystycznym produkcji, który całymi garściami czerpie z estetyki komiksu amerykańskiego, oraz dość elastyczną i całkiem efektowną mechaniką walki. W trakcie niej korzystamy z wszystkich czterech podstawowych przycisków pada, które odpowiadają za uderzanie pomponami, wykonywanie przeskoków ponad przeciwnikami oraz cięcia niskie i normalne piłą spalinową. Pomagamy sobie możliwością namierzania jednego celu. To wszystko w odpowiednich kombinacjach całkowicie wystarcza, aby ukończyć grę na poziomie normalnym. Jeżeli jednak chcemy nauczyć Juliet nowych ciosów, co jakiś czas możemy je zakupić w specjalnych maszynach. Podobnie zresztą zwiększamy siłę czy zdrowie, które w trakcie zabawy odnawiamy tytułowymi lizakami.
Walka z przeciwnikami odbywa się najczęściej w bardzo schematyczny sposób. Zwykłe zombie nie stanowią większego problemu nawet w dużej masie. Trochę szkoda, że z mocniejszymi oponentami, których rozpoznajemy po tym, że mają paski zdrowia, walczy się niemal zawsze identycznie – skok za plecy i piłowanie. Zero wyszukanej taktyki. Nieco lepiej prezentują się starcia z prawdziwymi bossami, których na swojej drodze napotykamy kilku. Przyznam, że spodobały mi się ich projekty: szalony zombie punk czy zombie wiking black metalowiec wywołują autentyczny uśmiech na twarzy. Zdecydowanie za dużo jest za to tzw. quick time eventów, które pojawiają się nawet wtedy, kiedy postać zostanie powalona na ziemię. Elementy te wydają się też o tyle zbędne, że wcale nie stanowią większego wyzwania, ponieważ mamy dostatecznie dużo czasu na spokojną reakcję. Ot, bardziej takie przeszkadzajki niż coś przydatnego czy urozmaicającego grę.