Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 26 marca 2012, 11:48

autor: Przemysław Zamęcki

Klasyczna strzelanina w najlepszym wydaniu - recenzja gry Sine Mora - Strona 2

Shoot'em-up to najstarszy znany ludzkości gatunek gier wideo. Po ponad czterdziestu latach od czasu powstania jego prekursora, Sine Mora redefiniuje jego ramy stając się przykładem dla kolejnych naśladowców.

Tu pojawia się kolejne ciekawe rozwiązanie. W przypadku trafienia z naszego samolociku wypada jeden lub więcej power-upów poprawiających skuteczność broni, ale jeżeli jesteśmy wystarczająco szybcy, zdążymy pozbierać je z powrotem. Możemy także spowolnić czas (a właściwie tak przyśpieszyć ruchy pilotowanej maszyny, że wszystko dzieje się w zwolnionym tempie), co oczywiście ma swoje uzasadnienie w fabule i nieraz pomaga w osiągnięciu celu, np. podczas wyjątkowo zmasowanego ostrzału. Każdy z latających pojazdów wyposażony jest także w drugie, potężniejsze działko, ale zasoby szybko się wyczerpują. Szkoda, że w trybie kampanii program nie pozwala na jego dowolny wybór, tylko wszystko zostaje narzucone z góry.

To, czego nie umożliwia kampania, można dowolnie zmieniać w trybie arcade. Zarówno wybór etapu, pilota i maszyny, jak i nieobecnej w fabule możliwości cofania czasu jest w pełni otwarty. O ile został uprzednio odblokowany. Ponadto udostępniono oddzielny tryb pozwalający przećwiczyć walki z wszystkimi napotkanymi wcześniej bossami. To oraz kilka poziomów trudności do wyboru czynią z Sine Mora tytuł wyjątkowy także pod względem przystępności. Shumpy zazwyczaj wymagają małpiej zręczności i wielu godzin ćwiczeń, by zapamiętać sekwencje wydarzeń. Powoduje to, że jest to gatunek bardzo hermetyczny. Z całą pewnością dotyczy to dzieł japońskich deweloperów – o takich tytułach jak Ikaruga czy Radiant Silvergun krążyły kiedyś legendy związane nie tylko z ich nikłą dostępnością na rynku. Tymczasem zaręczam, że na poziomie normalnym niemal każdy poradzi sobie z ukończeniem Sine Mora. Gra została fantastycznie zbalansowana i może stanowić świetne wejście w świat staromodnych strzelanek. Jeżeli na normalnym poziomie trudności idzie nam zbyt łatwo, można podnieść poprzeczkę, co znacząco zmienia reguły gry. Dla prawdziwych hardkorowców jest tryb insane, stopnie wojskowe, mnożniki punktacji i lista najlepszych wyników. Troszkę tylko żal, że przy tych wszystkich dobrach zabrakło możliwości zabawy w kooperacji.

Gra ma także coś, co cechuje najlepszych: nieustannie podsycany syndrom jeszcze jednego poziomu. Wciąż i wciąż chciałoby się napawać oczy wirtualnym światem. Jedyny zgrzyt, który dla niektórych wcale nim być nie musi, a wręcz przeciwnie, może zostać uznany za swoisty atut, polega na zaproszeniu do nagrań tylko węgierskich aktorów. Wszystkie postacie bez wyjątku mówią w języku podobnym do mowy Madziarów, co mnie osobiście nie do końca przypadło do gustu. Ale rozumiem, że taki zabieg wykonano po to, by uczynić grę bardziej egzotyczną. Napisy oczywiście pozostawiono w języku angielskim.

Sine Mora niewątpliwie spełnia pokładane w niej nadzieje. W tej chwili jest to moim zdaniem najlepiej przemyślany i najładniejszy shump dostępny na konsole obecnej generacji. Gra niezwykła pod względem artystycznym, z piękną grafiką i dobrą, choć nie narzucającą się ścieżką dźwiękową autorstwa Akiry Yamaoki, doskonale znanego graczom nie tylko z serii Silent Hill. Tytuł, z którego – mam nadzieję – przykład czerpać będzie w przyszłości cały gatunek. Dzieło wyznaczające nowe standardy.

Przemysław Zamęcki | GRYOnline.pl

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej