Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 21 marca 2012, 13:37

autor: Szymon Liebert

Uliczny wojownik pomnożony Żelazną pięścią - recenzja gry Street Fighter x Tekken - Strona 3

Capcom zawsze wypuszczał wiele odsłon Street Fightera. Tym razem mamy do czynienia z czymś niezwykłym – crossoverem z serią Tekken, a w szczególności z jej „tagową” odmianą. Jak wypada starcie Ryu z Kazuyą? Odpowiedź znajdziecie w recenzji.

W SFxTK można zagrać Poison, niejednoznaczną płciowo postacią z Final Fight.

W sieci jest głośno o DLC do gry, które znajduje się na płycie z nią, ale nie zostało odblokowane. Rzeczywiście Capcom znowu podpadł graczom pod tym względem. W samym Street Fighter X Tekken zawarto wbudowany sklep, z którego na razie można pobrać tylko darmowy pakiet z postacią Mega Mana i Pac-Mana.

Inną sprawą jest to, że w produkcji nie natrafiamy na zbyt wiele ciekawostek do odblokowania. Przeważnie na konto wpływają tytuły ubarwiające wizytówkę sieciową gracza (polecam wyluzowany tekst „Weekend Warrior”). Przydałoby się więcej nagród, bo tym razem jedną z atrakcji jest możliwość kreowania zarówno właściwości postaci (za sprawą wspomnianych „klejnotów”), jak i ich wyglądu.

Każdego bohatera można odziać i pokolorować – wariantów nie jest dużo, ale na pewno wnoszą jakiś pierwiastek kreatywności. Na szczęście oprócz trybu arcade i online znajdziemy parę wspomnianych samouczków, przedstawionych w postaci krótkich misji. Nie jest ich tak wiele jak w przypadku wieży wyzwań z Mortal Kombat, ale i tak zapewniają kilkadziesiąt minut dodatkowej zabawy solo. Jeśli nie lubimy trenować w pojedynkę, możemy zaprosić na arenę innych graczy z sieci lub obejrzeć powtórki z rozegranych starć.

Puszka Pandory

Mimo dobrego ogólnego wrażenia, jakie sprawia system walki, nie wszystkie pomysły są udane. Największą konsternację budzi system Pandora, powiązany z wątkiem fabularnym gry. Aktywujemy go prostą kombinacją, gdy postać ma poniżej 25% życia. Dany bohater staje się silniejszy i ma nielimitowaną energię cross przez kilkanaście sekund. Cena za to jest wysoka – jeśli nie zabijemy wroga w tym czasie, automatycznie przegramy potyczkę. W teorii rozwiązanie jest ciekawe, ale w akcji sprawdza się średnio. Czasu na wykorzystanie Pandory mamy mało i wystarczy, że przeciwnik zachowa dystans. Oczywiście zawodowcy znajdą sposób na to, jak wykorzystać ten patent – wydaje się jednak, że produkcja obyłaby się bez niego (przed premierą twórcy rozważali zresztą wycięcie Pandory).

W trybie online możemy grać w pojedynkę lub z partnerem przed ekranem. To oznacza, że w podstawowych potyczkach bierze udział maksymalnie 4 graczy. Za zwycięstwa z żywymi oponentami zbieramy punkty bojowe i otrzymujemy różne nagrody.

Na potrzeby Street Fighter x Tekken firma Capcom opracowała podobno całkiem nowy kod sieciowy. Jego założenia są jak najbardziej szczytne – ma zapewniać płynną rozgrywkę nawet wtedy, gdy pojawią się drobne lagi. Niestety, jakość grania w sieci jest największą wadą tego tytułu. Wyszukiwanie meczów trwa czasami podejrzanie długo, ale nie to jest najgorsze. Podczas samych pojedynków dzieją się bowiem prawdziwe „cuda”: znikają odgłosy uderzeń, pojawiają się opóźnienia, gra traci płynność. To sprawia, że na razie zabawa przez Internet jest raczej katorgą. Capcom musiał zdawać sobie sprawę z wadliwości tego systemu, a i tak zdecydował się wypuścić produkcję do sklepów. Miejmy nadzieję, że nie oznacza to bezsilności programistów japońskiego dewelopera wobec tych problemów. Jeśli nie uda się ich wyeliminować, gra straci jedną ze swoich głównych atrakcji.

Powyższa scenka obrazuje bolesne wrażenia z grania online.

Kwestią, która może nie jest najważniejsza dla rozgrywki, ale odrobinę doskwiera, jest samo wykonanie techniczno-artystyczne tytułu. W Street Fighter x Tekken oglądamy za dużo ekranów wczytywania – szczególnie podczas błyskawicznych walk. Niestety, „standardem” w dzisiejszych produkcjach konsolowych jest też konieczność odczekania kilku sekund po wejściu do dowolnego podmenu. Jak pisałem, rozgrywka wypada świetnie (w trybie solowym), a stylistyka gry jednym się spodoba, a innym nie. Bardzo nierówna jest muzyka – owa nierówność rozpoczyna się na poziomie „średniego utworu muzycznego” i często zapuszcza nura w obszar „absolutnie okropnych piosenek dance’owych”. Pewną rekompensatą jest to, że Capcom nawiązuje w kompozycjach do starszych produkcji. To w ogóle dość typowe podejście, przejawiające się także w stylu niezbyt ciekawych i statycznych aren, przez które przewijają się różni znani wojownicy (czasami są one dwupoziomowe, ale zmiana „nawierzchni” następuje po zakończeniu rundy).

Finiszer

Street Fighter x Tekken to gra płynniejsza i naturalniejsza od Street Fightera IV. Dzięki zderzeniu dwóch światów, „Ulicznego wojownika” i „Żelaznej Pięści”, otrzymujemy rozbudowany system walki z paroma ciekawostkami czy nowinkami, które skutecznie urozmaicają zabawę. Do tego możemy powalczyć ulubionymi bohaterami z obu serii i sprawdzić, jak poradzą sobie w mniej lub bardziej zwariowanych konfiguracjach. W produkcji brakuje jednak pewnego „odświętnego” klimatu, podkreślającego doniosłość całego wydarzenia – to po prostu kolejna bijatyka. Projektując sam system walki, twórcy nie zawsze wiedzieli, co zrobić z nowymi pomysłami, i dali ciała w kwestii grania online. Crossover jest więc całkiem udany u podstaw i gra się w niego zaskakująco przyjemnie, ale ze względu na wymienione niedociągnięcia muszę obniżyć ocenę.

Podziękowania dla Mateusza za fachową pomoc w przygotowaniu recenzji.

Szymon Liebert | GRYOnline.pl