Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 lutego 2012, 11:46

autor: Filip Grabski

Lepiej późno, niż wcale - recenzja gry Alan Wake na PC - Strona 2

Klimatyczny tytuł z Xboksa 360 potrzebował dwóch lat, żeby zawitać na PC. Gracze nie posiadający konsoli Microsoftu powinni się cieszyć, bowiem gra prezentuje się znakomicie.

Ogniem i mieczem

Alan Wake jest w dużo większej mierze efektowną strzelanką niż bardzo interaktywnym filmem. Za dnia jesteśmy bezpieczni, więc zwiedzamy, rozmawiamy, szukamy przedmiotów, podążamy do celu (nierzadko za kierownicą pojazdów – to sympatyczna odskocznia od standardowego „run'n'gun” i wyraźna pozostałość po pierwotnie projektowanej otwartej strukturze gry), zaś gdy zapada zmrok, bardzo blisko zaprzyjaźniamy się z latarką i rewolwerem. W nocy mroczna obecność rośnie w siłę i rzuca nam pod nogi kłody (dosłownie, choć często walczymy też z innymi owładniętymi przez cienie przedmiotami, wliczając w to pojazdy). Na każdym kroku zaś napotykamy Opętanych – zwykłych ludzi, którzy skryci za ruchomym, czarnym całunem, wykonują polecenia złej mocy. By ich pokonać, trzeba ich najpierw oświetlić, likwidując cienistą osłonę, a potem potraktować tradycyjnym ołowianym pakunkiem. Alan (jak się okazuje – pisarz-rewolwerowiec... przymknijcie na to oko i będzie OK) ma dostęp do zwykłego sześciostrzałowca, dwóch rodzajów strzelb, karabinu myśliwskiego i niezwykle skutecznych w walce z ciemnością generatorów światła pod postacią flar, granatów błyskowych i wyrzutni rac.

Proporcje wykorzystywania w grze ognia (światło) i miecza (broń) do zwykłego „przygodówkowania” (choć uprzedzam – zagadek w grze w zasadzie nie ma) są jak 75 do 25. Zdecydowana większość to hasanie po lesie/ciemnych budynkach i opędzanie się od wrogów. Sprawia to wiele frajdy i w zasadzie się nie nudzi, poza wspomnianymi ostatnimi godzinami grania, ale nie pogniewałbym się, gdyby akcenty zostały rozłożone nieco inaczej.

Ciemność jest piękna

Jeśli ktoś rzuci Wam w twarz „phi, dwuletnia gra z konsoli nie może być ładna”, pokażcie mu dzieło Remedy w akcji. Alan Wake jest wyjątkowo urodziwą produkcją, która zawstydzi niejednego hiciora bezbłędną grą świateł i cieni - to trzeba zobaczyć w ruchu. Przy całej swej krasie Alan Wake bardzo łagodnie obchodzi się ze sprzętem, pozwalając cieszyć się wysokimi detalami również na komputerach, niemających szans w tabelkach prezentujących wyniki z 3D Marka. W zasadzie tylko jedna rzecz odstaje od całości – animacja twarzy i nieco dziwnie wyglądające przerywniki filmowe (to stworzone na silniku gry i przykryte toną efektów sekwencje). To jednak naprawdę niewielki detal.

Równie wysoką klasę prezentuje sfera dźwiękowa. Voice-acting jest pierwszej próby, wszystkie dolatujące z głośników gwizdy, wichry, strzały czy krzyki „robią dobrą robotę”, a stworzona przez Petriego Alanko ścieżka dźwiękowa idealnie buduje klimat (i nadaje się do słuchania poza grą). Rewelacja!

Świat Alana Wake’a pełen jest odniesień do współczesnej popkultury. Prócz tych najbardziej oczywistych mrugnięć okiem do twórczości Stephena Kinga (m.in. Mroczna połowa, Lśnienie) w grze odnajdziecie elementy inspirowane serialami telewizyjnymi (Zagubieni, Miasteczko Twin Peaks, Strefa mroku), a także bezpośrednie odwołania do poprzedniego hitu Remedy – serii Max Payne (głos narratora w jednej z sekwencji, buteleczka środków przeciwbólowych i efekt bullet time’u w przerywniku filmowym). Miejcie oczy otwarte, a na pewno odkryjecie ich dużo więcej.

Zaspokojony odbiorca

Patrząc na umieszczoną na starcie recenzji ocenę oraz ogólny wydźwięk tego, co zdążyliście już przeczytać, niewątpliwie domyślacie się, że Alan Wake bardzo przypadł mi do gustu. Nie jest to oczywiście gra pozbawiona wad. Część z nich wypunktowałem powyżej, można się też przyczepić do faktu, że produkcja ta jest bardzo liniowa, pozwalając tylko w kilku miejscach na głębszą eksplorację terenu, brakuje też prawdziwego strachu, jaki towarzyszył wielu graczom podczas obcowania np. z Silent Hill 2. Są to jednak, moim zdaniem, naprawdę niewielkie rysy na okładce tej wspaniałej opowieści. Alan Wake to gra przemyślana, wciągająca na kilka porządnych wieczorów (przejście 6 odcinków zajęło mi nieco ponad 12 godzin, a nie udało mi się odszukać wszystkich znajdziek), sprzedawana w dystrybucji cyfrowej za bardzo przyzwoitą równowartość 80 złotych (raz nieco więcej, raz nieco mniej – w zależności od wybranej usługi). Dodatkowo w prezencie dostajemy dwa DLC, które w ciekawy sposób kontynuują historię pisarza i gwarantują jeszcze jakieś 3 godziny zabawy. Podsumowując, Alan Wake czuje się na pecetach świetnie (wszak, mimo uproszczeń, powstawał właśnie z myślą o nich), a ja czuję się świetnie po zakończeniu zabawy.

Filip Grabski | GRYOnline.pl

Filip Grabski

Filip Grabski

Z GRYOnline.pl współpracuje od marca 2008 roku. Zaczynał od pisania newsów, potem przeszedł do publicystyki i przy okazji tworzył treści dla serwisu Gameplay.pl. Obecnie przede wszystkim projektuje grafiki widoczne na stronie głównej (i nie tylko) oraz opiekuje się ciekawostkami filmowymi dla Filmomaniaka. Od 1994 roku z pełną świadomością zaczął użytkować pecety, czemu pozostaje wierny do dzisiaj. Prywatnie ojciec, mąż, podcaster (od 8 lat współtworzy Podcast Hammerzeit) i miłośnik konsumowania popkultury, zarówno tej wizualnej (na dobry film i serial zawsze znajdzie czas), jak i dźwiękowej (szczególnie, gdy brzmi ona jak gitara elektryczna).

więcej