Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 lutego 2012, 13:31

autor: Adam Kusiak

"Wiatraki" nad Seattle – recenzja gry Take on Helicopters - Strona 2

Odpowiedzialne za Operation Flashpoint i serię ArmA studio Bohemia Interactive odchodzi od wojennych klimatów na rzecz, wydawałoby się, spokojnego życia w cywilu. Przed Wami recenzja nowego symulatora śmigłowców Take on Helicopters.

Czy to ArmA II czy Take on Helicopters?

Każdą maszyną lata się inaczej, a jeśli podczepiliśmy pod nią spory kontener, to możemy być pewni, że helikopter będzie zmagał się z tym solidnym ciężarem. Jeśli chcemy utrzymać realną kontrolę nad śmigłowcem, konieczne jest jego trymowanie. Takie elementy jak wpływ siły wiatru, skłonność do dryfowania w zawisie czy efekt przyziemny zostały wzięte przez twórców pod uwagę. Lądowanie i start są oddane o wiele lepiej niż w serii ArmA, stykając się z ziemią z odrobinę większą prędkością, nie jesteśmy zagrożeni eksplozją czy natychmiastowym przylepieniem się do podłoża. Twórcy nie zapomnieli także o autorotacji, więc jeśli znajdziemy się w sytuacji awaryjnej, możemy spróbować wykonać lądowanie autorotacyjne. Oczywiście, jeśli żaden z powyższych terminów nic nam nie mówi, należy ustawić poziom trudności dla początkujących i po prostu cieszyć się resztą gry.

Take on... Real Virtuality 3

Silnik zastosowany przez Bohemię Interactive w Take on Helicopters ma za sobą długą drogę rozwojową, jego nową odsłonę zobaczymy w ArmA 3. W przypadku ToH-a nie ma już tak ogromnych problemów z wydajnością jak uprzednio w ArmA. Tym razem, oprócz opcji zwykłego pola widzenia, dostaliśmy możliwość ustawienia zasięgu wyświetlania obiektów. Efekt jest taki, że grę da się odpowiednio skonfigurować, aby działała płynnie nawet na starszych komputerach. Problemy wydajnościowe nie zaprzątają już nam głowy i można skupić się na podziwianiu Seattle, a trzeba przyznać, że pod tym względem Czesi odwalili dobrą robotę. Miasto z góry prezentuje się bardzo ładnie, widać nawet ruch uliczny, niczym w serii Flight Simulator. Wrażenia te bledną razem ze spadkiem wysokości lotu, ale przecież nie mamy do czynienia z Grand Theft Auto.

Nie ma to jak zachód słońca w Seattle.

To, co najbardziej razi w oczy w całym ToH-u, to animacje postaci, przez co cierpi tryb kariery. Stoją one bowiem jak słupy i skanują głowami okolicę – wygląda to dość przerażająco. Patrząc na niektóre sceny biurowe, miałem ochotę cofnąć się do odpraw 2D z Gunshipa 2000. Dialogi są na niskim poziomie, czym dorównują sztywności animacji. Główni bohaterowie sprawiają wrażenie, jakby odczytywali swoje kwestie w amatorskim przedstawieniu teatralnym. W warstwie dźwiękowej znacznie lepiej wypadają odgłosy śmigłowców, różniące się od siebie w zależności od typu czy kierunku, z którego dochodzą. Muzyka może wydać się znajoma – i słusznie. Niektóre utwory słyszeliśmy już w ArmA II, a poziom nowych kawałków wcale nie jest lepszy, na szczęście radio da się wyłączyć.

Take on... Powrót na ziemię

Take on Helicopters nie rewolucjonizuje gatunku symulatorów, ale z pewnością zapisze się w ich historii jako ciekawy eksperyment. Wydaje się, że gdyby gra podeszła jeszcze poważniej do elementów symulacyjnych, mogłaby zyskać większe uznanie wśród pasjonatów. Mimo aspiracji trafienia do szerszego grona odbiorców nie jest ona na tyle przyciągająca. Być może skupienie się na działaniach policyjnych i ratowniczych, niczym w serii Search and Rescue, wyszłoby jej na zdrowie. Model lotu w Take on Helicopters sprawia pozytywne wrażenie, grafika stoi na przyzwoitym poziomie, gdyby podnieść całą otoczkę kilka oczek wyżej, dostalibyśmy produkt, w którym symulacja równałaby się przyjemnej zabawie.

Adam Kusiak | GRYOnline.pl

Adam Kusiak

Adam Kusiak

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w 2011 roku jako redaktor w działach Newsroom i Encyklopedia; obecnie senior SEO specialist wspierający serwisy grupy Webedia Poland. Uwielbia symulatory lotnicze i gry strategiczne, w które zagrywał się jeszcze w latach 90. na Amidze 500; naturalnie jego ulubionym studiem jest MicroProse, zaś ulubionym twórcą – Sid Meier. Stanowi także chodzącą encyklopedię sprzętu wojskowego. Ukończył specjalizację amerykanistyka na Wydziale Stosunków Międzynarodowych na Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Na portalu X pisze o strategiach jako tbonewargames.

więcej