Conquest: Wojny Pogranicza - recenzja gry
Conquest: Frontier Wars to strategia rozgrywana w czasie rzeczywistym, w której cała akcja toczy się w przestrzeni kosmicznej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
RTS-y są obecnie bodajże najliczniejszym gatunkiem gier komputerowych. Każdego miesiąca pula strategii czasu rzeczywistego powiększa się o co najmniej kilka pozycji. Niestety, ogromna większość z takich gier to klony znanych i lubianych hitów z jedynie lekko zmenionymi zasadami rozgrywki, udziwnionym interfejsem czy też przekręconą fabułą. Tak właśnie pomyślałem kiedy po raz pierwszy odpaliłem opisywaną dziś grę – Conquest: Frontier Wars. Na pierwszy rzut oka jest to zwyczajny, dwuwymiarowy RTS, będący na dodatek kalką hitowego Starcrafta czy też dowolnego innego RTS-a rozgrywanego w kosmosie. O tym czy pierwsze wrażenia były mylne czy nie przekonacie się natomiast za kilka chwil, po przeczytaniu kolejnych akapitów :-)
Conquest powstawał w bólach, i to ogromnych. Gra początkowo miała być wyprodukowana przez Digital Anvil Studios a wydana przez Microsoft. Po wielu miesiącach intensywnych prac okazało się natomiast, że koncern z Redmond nie ma ochoty wydawać i finansować dalszych prac nad tą grą. Produkcję wstrzymano. Dopiero po pewnym czasie Fever Pitch Studios, odłam DAS, odkupił od Microsoftu prawa do gry i pod patronatem Ubisoftu dokończył jej produkcję. Warto zaznaczyć, że jedną z głównych osób odpowiedzialnych za ten projekt jest Chris Roberts, który wiele lat temu wsławił się kosmiczną sagą Wing Commander a całkiem niedawno (w ’98 roku) równie udanym space-simem StarLancer. Rękę mistrza widać przede wszystkim podczas oglądania intra a także wszystkich innych sekwencji FMV jakie pojawiają się w trakcie gry, które mniej lub bardziej przypominają historyjki opowiadane w kolejnych odcinkach WC.
Fabuła to jedna z najsłabszych stron Conquesta. Akcja gry, tradycyjnie już dla kosmicznych RTS-ów, przenosi nas w odległą przyszłość. Ludzkość odkrywa zupełnie nową możliwość przemieszczania się w kosmosie dzięki wykorzystaniu tzw. wormholes. Podczas jednej z takich wypraw statek badawczy Andromeda dowodzony przez admirała Hawkesa ulega dziwnemu „wypadkowi”. Naszym pierwszym zadaniem będzie odnalezienie pozostałości po statku i jego załodze a także dowiedzenie się co doprowadziło do katastrofy. A właśnie, co? Obcy, a któż inny! Za wszystko będzie odpowiedzialna pasożytnicza rasa Mantis. Fabuła gry jest długa i zawiła ale, mimo wszystko, przewidywalna. W trakcie gry dochodzi jeszcze jedna strona konfliktu – rebelianci, którzy tak jak my prowadzą wojnę z rasą modliszek. A jak wiadomo – wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem :-)
Po oglądnięciu intra możemy przystąpić do właściwej gry. Mamy do wyboru: kampanię, szybką walkę (czyli skirmish) oraz zabawę w Sieci. Zacznijmy od kampanii. W grze pojawiają się trzy strony konfliktu: ludzie czyli Terranie, Mantisowie (modliszki) oraz dziwna rasa Celareons (ich budowle przypominają potężne... transformatory!). I tu ujawnia się kolejny, ogromny minus gry. Producenci udostępnili nam tylko jedną kampanię - Terran. Pozostałe rasy mają jedynie trening przygotowujący przed skirmishowymi pojedynkami. Rozgrywając kampanię Terran będziemy musieli ukończyć 15 dosyć rozbudowanych misji. Początkowe etapy są jedynie wprowadzeniem, wróg bardziej się broni niż atakuje. Dopiero od 4-5 etapu gry rozpocznie się właściwa rozgrywka. Co kilka misji będziemy mogli obejrzeć filmik przybliżający nam co nieco cały konflikt.