Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 grudnia 2011, 11:58

Olśniewająca platformówka - recenzja gry Trine 2 - Strona 2

Następczyni sympatycznej, choć niepozbawionej błędów, zręcznościówki miała zostawić daleko w tyle swoją poprzedniczkę, oferując bardziej urozmaiconą rozgrywkę, jeszcze ładniejszą oprawę wizualną i dużo ciekawych pomysłów. Czy to się udało?

Trine 2 znakomicie sprawdza się w singlu, ale produkt obsługuje także tryb multiplayer. Po podłączeniu dodatkowych kontrolerów grać można w trzy osoby na jednym komputerze, dostępny jest również wariant zmagań w sieci – rzec by się chciało: wreszcie! Zarówno w pierwszym, jak i w drugim przypadku istnieje opcja kontynuacji przygody od dowolnego etapu (pod warunkiem, że interesujący nas poziom został wcześniej odblokowany przez hosta) oraz możliwość zablokowania zmiany bohatera w trakcie rozgrywki. Gdy zdecydujemy się na to ostatnie, każdy z uczestników kieruje tylko jednym ze śmiałków. Muszę przyznać, że multiplayer jest naprawdę przedni, o ile nasi partnerzy wykazują chęć współpracy. Kooperacja jest w Trine 2 kluczem do sukcesu, solowe popisy w ogóle nie wchodzą tu w grę – oporny towarzysz, który nie potrafi dostosować się do tej zasady, skutecznie rujnuje zabawę.

Nowością jest nie tylko opcja rozgrywki przez Internet, ale również możliwość zapisu stanu gry. Bodaj największa bolączka pierwowzoru została wyeliminowana w prosty sposób – produkt zapamiętuje nasze dokonania na bieżąco, dzięki czemu nie musimy rozpoczynać już każdego etapu od początku. „Jedynka” robiła to wyłącznie odnośnie odnalezionych sekretów i zebranych flaszek. W „dwójce” pamięć komputera odnotowuje położenie absolutnie wszystkich obiektów, nawet tych stworzonych przez czarodzieja, więc gdy zdecydujemy się przedwcześnie zakończyć zmagania, możemy być pewni, że po powrocie znajdziemy się dokładnie w tym samym miejscu.

Grę w Polsce wydała firma Ubisoft. W pudełku znajdziecie nie tylko omawianą tutaj „dwójkę”, ale również pierwszą odsłonę cyklu Trine. Produkt został dodatkowo wzbogacony o ścieżkę dźwiękową i artbook.

Gra będzie często chwalona za oprawę wizualną i nie powinno Was to dziwić, bowiem jest olśniewająca. Artyści odwalili kawał fantastycznej roboty – bez wątpienia to najładniejsza platformówka na rynku, przynajmniej wśród tych trójwymiarowych. Statyczne obrazki w ogóle nie oddają stanu rzeczy, fiński produkt trzeba oglądać w ruchu, by móc zachwycać się tymi wszystkimi cudami. Złożone z kilku planów tła, kapitalne oświetlenie, żywa kolorystyka – Trine 2 to produkt autentycznie piękny. W parze z fajerwerkami graficznymi idzie muzyka Ariego Pulkkinena. Twórca słynnego motywu przewodniego do Angry Birds tradycyjnie się popisał, a spod jego rąk wyszedł blisko godzinny soundtrack, dobrze wkomponowujący się w baśniową stylistkę gry. Przyczepić można się tak naprawdę jedynie do słabszych mówionych dialogów, jak i całej warstwy fabularnej, ale szczerze – jedno i drugie nie ma w tej produkcji wielkiego znaczenia.

Po bardzo przyzwoitym Shadowgrounds i jego wyraźnie słabszej kontynuacji firma Frozenbyte najwyraźniej odkryła swoje powołanie, a jest nim produkcja platformówek. Drugą odsłoną cyklu Trine Finowie udowodnili, że nie brakuje im pomysłów, a sequel w ich wykonaniu bez większych problemów zostawi swój pierwowzór w tyle. „Dwójka” to moim zdaniem produkt kompletny – owszem, jest tu kilka drobnych mankamentów, ale nie zmieniają one faktu, że w całość gra się naprawdę świetnie.

Fani niezależnych produkcji przeżywają ostatnio klęskę urodzaju – namnożyło się małych, ale niezwykle ambitnych zespołów, które śmiało odwołują się do klasycznych gatunków, sukcesywnie ignorowanych przez największych graczy w branży, i tam, z powodzeniem, szukają swojego miejsca. Ludzie z Frozenbyte nowicjuszami wprawdzie nie są, ale nie jest to dla nich żadna ujma. Doświadczenie procentuje, a Trine 2 jest doskonałym tego przykładem. Grzech w tę perełkę nie zagrać, a jeśli jest się fanem platformówek, to już w ogóle nie ma o czym mówić. Dla wielbicieli „skocznych” zręcznościówek to pozycja absolutnie obowiązkowa.

Krystian Smoszna | GRYOnline.pl

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej