Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 listopada 2011, 14:00

autor: Gambrinus & U.V. Impaler

Trzecia wojna światowa - recenzja gry Call of Duty: Modern Warfare 3 - Strona 2

Kolejna odsłona Call of Duty to pewniak i gwarancja zabawy na wysokim poziomie. W recenzji sprawdzamy jak poszczególne części składowe Modern Warfare 3 sprawdzają się w praktyce.

Multiplayer i kooperacja

„Daleką drogę przeszło Call of Duty w ostatnich latach...” – niestety, na takie rozpoczęcie recenzji produkcji Infinity Ward przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tegoroczna odsłona bestsellerowego cyklu idzie bowiem aż za blisko ścieżki wytyczonej przez Modern Warfare 2. Dzięki temu z jednej strony otrzymujemy produkt znajomy, w którym miliony graczy poczują się jak w domu, z drugiej – odcinający się grubą kreską od wielu dobrych rozwiązań z Black Ops.

Ponownie mamy do czynienia z niezwykle dynamiczną sieciową strzelaniną, w której trup ściele się gęsto, odległość od najbliższego wroga nie przekracza kilku metrów, a radość z niezobowiązującego zabijania przyćmiewa czasem zbyt duża ilość latającego nad mapą żelastwa. Formuła ta nadal sprawdza się bardzo dobrze, ale wyraźne wpadki w wersji na PC i ogólny brak ambicji Activision rzucają cień na całokształt trybu sieciowego.

Na pierwszy rzut oka w ogóle trudno odróżnić Modern Warfare 3 od poprzedniej części z 2009 roku. Zarówno pod względem technologicznym, jak i dostępnego ekwipunku czy trybów rozgrywki zaszły tu jedynie kosmetyczne zmiany. Grafika ma zdecydowanie drugorzędne znaczenie, ale silnik, który już ładnych parę lat temu raził widocznym zacofaniem względem konkurencji, przypomina dżentelmena w kryzysie wieku średniego. Niby pokazuje, ile to nie potrafi, ale jaka szkapa jest, każdy widzi. Znikoma liczba elementów otoczenia podlega zniszczeniu: to jakaś żarówka eksploduje iskrami, to samochód wybuchnie od granatu odłamkowego, a kura na targu zamieni się w krwawy puch od zagubionej kuli. Nie w każdej grze potrzebna jest dowolna destrukcja otoczenia, ale sztywność i nienaruszalność aren z roku na rok coraz mocniej rzuca się w oczy, a posiadacze PC nie wykorzystają tu ułamka z mocy drzemiących w ich sprzętowych konfiguracjach.

W Modern Warfare 3 na PC wyraźnie czuć ograniczenia priorytetowych dla Activision platform. Szkoda, że Infinity Ward zrezygnowało z „drogi środka” obranej przez Treyarch w World at War i Black Ops i pomysły dobrze sprawdzające się na konsolach przeniosło żywcem do innego środowiska. Powraca oczywiście nielubiany matchmaking. Z jednej strony zapewnia on szybkie przyłączenie się do rozgrywki w interesującym nas trybie, z drugiej – nie pozwala nawet na dobór mapy ani zabawę na specyficznych zasadach. Efekt jest jeden – ciągle wędrujemy, licząc na znalezienie partii z lubianą przez nas areną, oraz trzymamy kciuki, żeby wrogowie nie nadużywali znienawidzonych typów broni. Nie można też zapomnieć o wybijających z rytmu migracjach hostów oraz dziwnym kluczu wyboru tychże – zdarzają się potyczki, w których tylko host ma dobry ping. Wsparcie dla serwerów dedykowanych niby istnieje, ale z powodu wyłączenia ich z rozgrywek rankingowych – nie zdobędziecie tam ani jednego punktu doświadczenia do Waszego profilu – są one na razie potwornie zaniedbane. Dość powiedzieć, że w niedzielę w południe większość z nich świeciła pustkami. Nic dziwnego, bowiem rozwój postaci to jeden z najważniejszych elementów multi w wydaniu Call od Duty.

 

NA KONSOLACH

Model zapożyczony z konsol nigdy nie sprawdzi się w światku komputerów, w którym gracze przyzwyczajeni są do serwerów dedykowanych. Takie posunięcie ze strony producenta zawsze będzie traktowane jako wada – i słusznie. Trzeba jednak zaznaczyć, że na konsolach matchmaking to chleb powszedni większości gier. W przypadku MW3 wręcz idealnie wpisuje się on w dynamikę i błyskawiczny styl rozgrywki. Odpalamy Modern Warfare i po kilku sekundach jesteśmy gotowi do walki. Gra bez problemów wyszukuje mecze z najniższym pingiem i w tempie ekspresowym lądujemy na serwerze. Reasumując – traktowanie matchmakingu na PC jako wady jest całkowicie słuszne, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że na konsolach jest to system od lat świetnie się sprawdzający i tak też jest tym razem. Warto brać na to poprawkę.

Marcin „Del” Łukański

 

Każda akcja w trakcie meczu, jak zastrzelenie przeciwnika, zdobycie flagi czy podłożenie bomby, nagradzana jest pewną liczą punktów doświadczenia. Zebrawszy ich odpowiednią ilość, żołnierz wskakuje na kolejne poziomy i tym samym otrzymuje dostęp do nowych umiejętności i elementów ekwipunku. Z nich dopiero składamy klasy postaci – ilość kombinacji jest niezliczona i system wydaje się być bardziej dopracowany niż dotychczas. Cieszy np. dość zaporowy poziom (30) wymagany do odblokowania „Pewnej ręki”: liczba biegających na oślep berserkerów z pistoletami maszynowymi jest, przynajmniej na tym etapie, absolutnie do zniesienia. Na plus należy zaliczyć także ograniczenia w broni zapasowej – z tej kategorii odpadły strzelby i są traktowane już z należytym szacunkiem jako podstawowy oręż.

Żeby graczom nie było przypadkiem za mało nagród, dorzucono biegłości. Otóż każdy pistolet, karabin czy wyrzutnia rozwija się samodzielnie. Wraz z zabijaniem przeciwników danym egzemplarzem odblokowujemy wyjątkowe umiejętności (np. kompensację odrzutu), dodatki (celowniki, szybki ogień, podwieszana strzelba) i kamuflaże. Do gustu bardziej przypadło mi rozwiązanie z Black Ops, gdzie barierą przy dodatkach był jedynie stan wirtualnej waluty na koncie. Na pewnym etapie dało się już dowolnie kombinować z doborem ekwipunku i instalowaniem usprawnień. Tutaj opłaca się ograniczyć do 2-3 rodzajów broni.