Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 sierpnia 2011, 12:42

autor: Adam Kaczmarek

Recenzja gry Pirates of Black Cove - Strona 3

Pirates of Black Cove to kolejna szansa zapoznania się z korsarskimi realiami na karaibskich akwenach. Tym razem jednak rum jest wyjątkowo niesmaczny...

Kompletnym bezsensem jest brak opcji dbania o morale marynarzy na pokładzie. Nie potrzeba do tego rumu, złota ani dziewczyn. Wygląda na to, że nasz okręt posiada jakieś magiczne właściwości, pozwalające egzystować piratom o suchym pysku. Innego rodzaju pójściem na łatwiznę jest niemożność wykonania abordażu. Aby przejąć wrogą jednostkę, należy zakupić katapultę wystrzeliwującą ludzi, a ci przy odrobinie szczęścia odbiją pływający kawał drewna. Pewien niesmak pozostawia również nieistniejąca dyplomacja. Jej brak doprowadza często do absurdalnych i dziwacznych sytuacji. Przykładowo, jeśli zniszczymy flotę statków należącą do Korsarzy, ci i tak bez problemu przyjmą nas za chwilę z otwartymi ramionami. Włączenie do naszych działań polityki nie tylko wzbogaciłoby rozgrywkę, ale przede wszystkim pozwoliłoby grać na dwa lub trzy fronty, gdyż okrętów należących do Holandii, Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii na karaibskich akwenach nie brakuje.

Przejaw taktycznego geniuszu sztucznej inteligencji. Horda gracza kontra pojedynczy strzelec.

Co najgorsze, Pirates of Black Cove nie jest produktem dopracowanym. Zejście do pulpitu to częste zjawisko, a na forum Paradoxu można wyczytać, że sporo osób natknęło się też na artefakty graficzne. Dodam, że do dzisiaj wydano trzy poprawki o łącznym rozmiarze ponad 1,5 GB (czyli tyle, ile zajmuje gra na dysku), a i tak wciąż zdarzają się przykre momenty związane z działaniem aplikacji. Zadziwiające jest to, że tak przeciętnie – a miejscami nawet paskudnie – wyglądający tytuł potrafi chrupnąć, wyświetlając na ekranie około 30 jednostek.

Od strony dźwiękowej program również nie powala. Niektóre głosy postaci są zbyt mocno przerysowane (przoduje w tym niejaki Quickdraw), a muzyka to kilka luźnych utworów zapętlonych dla zabicia ciszy. Nieporozumieniem są także sekrety-kawały w stylu: „Jaki jest ulubiony aktor piratów? Jim Carrrrrey!”. Komuś się widocznie nie chciało łatać dziur przed premierą, skoro takich sucharów stworzył okrągły tysiąc.

Z przykrością stwierdzam, że najnowsza pozycja Nitro Games to jedna z najprostszych gier pirackich, z jakimi miałem do czynienia. Spłycona w wielu aspektach rozgrywki, dziurawa i dość krótka (całość można ukończyć w 6-8 godzin), a przede wszystkim brzydka. Tego obrazu nędzy i rozpaczy nie jest w stanie uratować nawet lekki, bajkowy klimacik, humor i urozmaicone misje. Pirates of Black Cove to smutny przykład niewykorzystanego potencjału, a nade wszystko braku przyłożenia się do wykończenia poszczególnych elementów tej produkcji. Szkoda, bo dobrego rumu i ostrej szpady na ekranie monitora nigdy dosyć.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • przyjemne, urozmaicone misje;
  • sympatyczny klimat;
  • intuicyjne sterowanie;
  • humor w dialogach.

MINUSY:

  • katastrofalne AI – na morzu i na lądzie;
  • spłycona warstwa strategiczna, brak opcji dbania o załogę;
  • kuriozalne sytuacje wynikające z braku dyplomacji;
  • absurdalne pomysły w mechanizmach rozgrywki (np. konieczność budowania koszar);
  • liniowa fabuła, brak losowych misji i wydarzeń;
  • brak abordażu;
  • niziutki poziom trudności;
  • oszukana ekonomia;
  • niestabilność.