Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 3 sierpnia 2011, 14:51

autor: Maciej Kozłowski

Lepiej późno niż wcale - recenzja gry Patrician IV - Strona 2

Fani serii Patrician musieli ponad rok czekać na premierę polskiej wersji "czwórki", ale za to otrzymali ją od razu z dodatkiem. Sprawdzamy jak prezentuje się ten pakiet.

Twórcy zauważyli, że sterowanie kilkoma, a nawet kilkunastoma okrętami w czasie rzeczywistym to wyzwanie zdecydowanie zbyt trudne dla kogokolwiek posiadającego tylko dwie ręce. Z tej też przyczyny pozwolili sobie na stworzenie zautomatyzowanego systemu szlaków handlowych – gracz może w każdej chwili wyznaczyć powtarzalną trasę dla swoich konwojów oraz ustalić, czym mają handlować w poszczególnych portach i w jakich cenach.

Tutaj niestety zahaczamy o dwa absurdy: po pierwsze – idiotyczny interfejs woła o pomstę do nieba, po drugie zaś – jeżeli odpowiednio wyznaczymy trasy, Patrician IV gra się sam, zupełnie bez naszego udziału. Po prostu obserwujemy, jak nasze okręty pływają pomiędzy poszczególnymi portami i zarabiają dla nas miliony – wszystko dzieje się automatycznie, nie musimy nic robić. W tym momencie element handlowy gry całkowicie umiera, a gracz coraz bardziej zaczyna interesować się innymi możliwościami Patriciana, których na całe szczęście jest sporo i które de facto stanowią ciekawy, dobrze przemyślany trzon gry.

Prawie jak RPG

Poza handlowaniem w trakcie rozgrywki podejmujemy się wielu zadań (takich jak zakładanie plantacji czy polowanie na piratów) oraz dbamy o wpływy w hanzeatyckich miastach. Ten ostatni element jest chyba najciekawszy – możemy piąć się po drabinie społecznej, by ostatecznie zostać burmistrzem danej miejscowości, a nawet zajść jeszcze wyżej. Kolejne „poziomy” naszego rozwoju zostały zobrazowane w prawym górnym rogu ekranu – zawsze widzimy, co powinniśmy zrobić, aby popchnąć rozgrywkę dalej. Na szczęście levelowanie nie jest sztuką samą dla siebie – na każdym etapie czekają na nas inne wyzwania. I tak: jako uznany kupiec możemy założyć kilka manufaktur, jako burmistrz podjąć się pertraktacji z koronowanymi głowami, wreszcie, wcielając się w Ältermanna (przywódcę Hanzy), budować nowe miasta i kierować międzynarodową polityką.

Powyższe elementy sprawiają, że handlowy aspekt gry schodzi na dalszy plan – ja sam dużo lepiej bawiłem się, knując spiski, podkopując reputację politycznych przeciwników czy rozbudowując kolejne miasta niż zajmując się handlem. Mniej „kupieckich” rozrywek znajdziemy zresztą dużo więcej – możemy szukać map ze skarbami, parać się sabotażem, osłabiać kondycję ekonomiczną miast, toczyć bitwy morskie, założyć rodzinę, kierować badaniami w miejscowym uniwersytecie czy np. modlić się w katedrze.

Wszystkie te urozmaicenia ratują w znacznym stopniu grę – są zdecydowanie największą zaletą Patriciana jako całości. Pytanie tylko, czy właśnie tego oczekują osoby decydujące się na zakup gry ekonomicznej?

Debet na koncie

Niestety, trzeba też wspomnieć o wadach i niedociągnięciach tej pozycji – a jest ich trochę. Zasadniczym problemem Patriciana jest toporność interfejsu – często, aby wykonać naprawdę podstawowe akcje, musimy najpierw przekopać się przez całą masę różnej maści okien i ekranów. Przykładowo, aby przenieść ładunek ze statku do naszego kantoru, trzeba zaznaczyć okręt, wybrać operację „nowego szlaku”, utworzyć go, wybrać docelowe miasto, kilkoma kolejnymi kliknięciami wybrać produkty i to, co ma się z nimi stać, a następnie uruchomić cały proces klawiszem „aktywuj”. Tylko ta jedna czynność wymaga aż dziesięciu działań ze strony gracza – co gorsza, musi on na wszystko wpaść sam, ponieważ samouczek podpięty pod kampanię sprawdza się naprawdę słabo.