Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 27 czerwca 2011, 12:27

autor: Katarzyna Michałowska

Black Mirror III - recenzja gry - Strona 3

Gotów na trzecie spotkanie z klątwą rodu Gordonów? Czeka stare spalone zamczysko, tajemniczy sojusznik i... przodek sprzed paru setek lat. A wszystko to oczywiście w Black Mirror III.

Sam główny bohater robi wrażenie bardziej dojrzałego, jakby wydoroślał w przyspieszonym tempie z powodu wydarzeń, jakie w ostatnim okresie zaszły w jego życiu. Z przejęciem obserwujemy jego zmagania z dręczącym go cieniem, jego rozterki, rozpacz i zwątpienie. Istotny jest też fakt, że postrzega on już siebie tylko jako Adriana Gordona – Darren Michaels z poprzedniej części poszedł w odstawkę – ciekawe, na ile wynika to z poczucia więzów krwi z odnalezioną rodziną, a na ile jest to wpływ Mordreda...? Tak czy siak – Adrian jest postacią absolutnie jakąś, wywołującą w graczu emocjonalny odzew, której życzliwie sekundujemy w jej zmaganiach z klątwą. Nie wzbudza może aż takiego współczucia jak Samuel z pierwowzoru (ale i też nie jest z nim aż tak źle), niemniej jako jego syn radzi sobie naprawdę godnie (jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmiało). A skoro już jestem przy Samuelu – muszę rozczarować wszystkich liczących na to, że ujawni się on jakoś w trzeciej odsłonie gry, chociażby w postaci echa z zaświatów. Niestety, nic takiego nie ma miejsca, choć jego osoba wspominana jest dość często, a w ekwipunku mamy nawet zapalniczkę z jego podobizną.

Rynek w Willow Creek nocą.

Aspektem, którego absolutnie nie wypada pominąć, są znane z „dwójki” tzw. dodatki. Podobnie jak poprzednio w specjalnej zakładce menu odblokowują się szkice i rysunki autorów, filmiki przerywnikowe z rozgrywki oraz minigry (wśród nich tradycyjnie tryb Wielkich Głów). Różnica jest taka, że tym razem nie zdobywamy ich, robiąc zdjęcia różnym przedmiotom, mimo że Adrian ma przy sobie polaroid. Teraz clou programu jest wyszukiwanie pewnego elementu otoczenia, który wcale nie jest taki łatwy do wypatrzenia. Raz – że kursor nie zmienia na nim koloru, dwa – nie ujawnia go przywołanie spacją wszystkich hotspotów. Przypomina to wręcz polowanie na piksele, jak w starych przygodówkach sprzed lat, co doświadczeni gracze przyjmą zapewne z sentymentem, ale młodszych może nieźle poirytować. Mnie przepatrywanie lokacji w celu wyłapania jego obecności sprawiło mnóstwo frajdy i satysfakcji – no, może nie tyle co odnajdywanie ogórów w Larrym 7, ale jednak.

Uczulam też na fakt, że nie wszystkie nagrania odblokowują się automatycznie, tak jak poprzednio. Przede wszystkim jest ich dużo więcej, spora część ściśle związana z fabułą, ale kilka (podobnie jak parę rysunków) otrzymujemy za pewne dodatkowe działania, które nie są niezbędne do ukończenia gry. Reasumując, naprawdę warto dokładnie badać lokacje, wracać do tych samych miejsc i zaczepiać te same osoby – nie tylko dlatego, by odkryć komplet bonusów, również dlatego, że w grze są ze dwa, trzy poboczne, ale dość interesujące wątki, których rozwinięcia nie poznamy, idąc ściśle za linią fabularną i zadaniami z dziennika Adriana.

Właśnie – w grze nadal funkcjonuje pamiętnik bohatera, stanowiący coś w rodzaju naprowadzania nas na właściwy trop. Nadal też pojawiają się wskazówki na fiszkach oraz można pominąć trudniejsze układanki.

Zwierciadło Black Mirror – miejsce, gdzie wszystko się zaczęło...

Niewątpliwym atutem tytułu, oprócz opowiadanej historii i interesujących postaci, jest jego oprawa audiowizualna, zbliżona do tego, co zaoferowano w „dwójce”, choć mam wrażenie, że tym razem więcej jest filmików. Podczas zabawy oglądamy piękne, nostalgiczne, spowite mgłami i dymami pejzaże oraz szczegółowe, dopracowane wnętrza, nawet jeśli są w opłakanym stanie, jak zamkowy hol czy dom Hermanna. Troszkę niemrawy wydaje się chód Adriana, ale to naprawdę drobiazg, choć Gordon nadal nie biega, jednak w wielu momentach szybki podwójny klik (czasami, niestety, poczwórny czy nawet poszóstny, bo mechanizm ten działa dość kapryśnie) przemieszcza go natychmiast w pobliże interaktywnego obiektu. Przypomina to dość wybrakowaną wersję materializowania się postaci we wskazanym miejscu, znaną z ostatniego Runaway czy The Next Big Thing.