Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 24 czerwca 2011, 14:14

autor: Przemysław Zamęcki

Alice: Madness Returns - recenzja gry - Strona 4

American McGee po ponad dziesięciu latach wraca do Krainy Czarów. My sprawdzamy, na ile czarujące są nowe przygody Alicji Liddell.

Prosiak i pieprz

W trakcie gry wielokrotnie natrafiamy na różne znajdźki. Są to butelki, fragmenty wspomnień Alicji oraz pochrząkujące nosy, których ustrzelenie powoduje odblokowanie drogi do któregoś z kolejnych przedmiotów lub otrzymanie kilku złotych zębów wliczanych w pulę już posiadanych. Od czasu do czasu natykamy się także na muszlę ślimaka, gdzie czeka nas wyzwanie w postaci walki z określoną liczbą przeciwników lub konieczna jest odpowiedź na nietrudne pytanie. W zamian otrzymujemy fragment pąka róży, który ostatecznie wydłuża pasek życia Alicji.

W Madness Returns znalazło się też kilka minigierek. Są one zarówno zręcznościowe, jak na przykład strzelanina statkiem, który podąża cały czas w prawą stronę ekranu, czy stylizowana na japońskie malowidło dwuwymiarowa platformówka, w której obowiązuje większość zasad z normalnej rozgrywki,. Pod koniec pojawia się również zabawa w sterowanie kulą, której rolę pełni oderwana głowa lalki. Ponadto kilka razy układamy puzzle składające się z dziewięciu pól, z których jedno jest puste, a naszym zadaniem jest takie przesuwanie klocków, by w z góry narzuconej liczbie ruchów otrzymać obrazek. Do tego dochodzi minigierka, w której odgrywamy melodyjkę, naciskając odpowiedni kierunek. Oprócz tego są szachy, tu w kilku ruchach musimy dojść w określone miejsce tak, aby wykonujący te same ruchy w odbiciu lustrzanym pion z przeciwnej strony też dotarł do wyznaczonego punktu. Nie są to zadania trudne, ale w kilku przypadkach mogą frustrować. Właściwie po nieudanej próbie możemy zrezygnować jedynie z zagadki muzycznej, która i tak jest najłatwiejsza.

Obłąkana herbatka

Pora nawiązać raz jeszcze do klimatu gry, który tak naprawdę rozkręca się na dobre dopiero po jakimś czasie. Dążenie Alicji do poznania prawdy o tym, kto lub co stoi za pożarem domu, doprowadza do coraz śmielszych wizji podkreślanych przez styl graficzny i melodie skomponowane przez duet Jason Tai/Marshall Crutcher. Jest tajemnica, jest suspens. Muzyka jest nieźle dopasowana i pełni bardzo ważną rolę w samej grze, ale trochę brakuje utworu, który zostałby na dłużej w pamięci. Tak jak rewelacyjny motyw główny z pierwszej części. Klimat podkreślają także scenki przerywnikowe, o których wspominałem na początku.

Kawa czy herbata?

Któż ciastka skradł?

Nie ma gier idealnych. Nie jest takową także Alice: Madness Returns, choć przyznaję, że to produkcja, która bardzo mi się podoba.

Do największych wad gry należy powtarzalność i schematyczność. Jeżeli od samego początku nie oczarują Was projekty lokacji i po pół godzinie będziecie mieli dość skakania, możecie z czystym sumieniem odłożyć Alicję na półkę. Bo niewiele Was zaskoczy w dalszej części rozgrywki. To samo dotyczy osób lubiących piękne efekty graficzne. Z wyjątkiem podziwiania włosów głównej bohaterki niewiele jest tu okazji do zachwycania się. Można przyczepić się także do nieco zbyt pustawych lokacji, którym naprawdę przydałoby się trochę więcej życia. Jeżeli przypomnimy sobie część pierwszą i ilość zawartych w niej dialogów, to trochę żal, że teraz American McGee pozbawił nas tego elementu. Nie najlepiej sprawuje się również kolizja obiektów. Czasem możemy wejść postacią w jakiś przedmiot, czasem da się przez jakiś element lokacji strzelać do przeciwników. Nie rzuca się to specjalnie w oczy, ale istnieje i przydałyby się jakieś poprawki w tym względzie.

Alice: Madness Returns jest świetnym przykładem oldchoolowej platformówki 3D, która zdecydowanie nie trafi w gusta większości osób nastawionych na szybką akcję. To trochę taki tytuł z innej epoki, który z nowoczesności czerpie właściwie jedynie zabawę w poszukiwanie poukrywanych przedmiotów. Ale od czasu do czasu konieczne jest nabranie dystansu do tego, co ma się na co dzień i nowa Alicja jest idealną odskocznią i okazją po temu. To bardzo dobra gra, która mogła być jeszcze lepsza, gdyby urozmaicono nieco samo skakanie i wprowadzono więcej zagadek eksploracyjnych, niepolegających na uaktywnianiu zapadni czy pociąganiu za dźwignie. Stawiam Alicję gdzieś pomiędzy Psychonauts, ICO i Brutal Legend, ale tylko w kontekście pewnej grupy gier, które – choć nie zostały hitami sprzedaży – to jednak na trwałe zapadły w pamięć fanów. Głównie dlatego, że ich autorzy byli nietuzinkowi i mieli nietuzinkowe pomysły. Oby więcej takich dzieł w przyszłości.

g40st

PLUSY:

  • oprawa artystyczna;
  • przerywniki filmowe;
  • wyśmienity brytyjski dubbing;
  • mechanika walki;
  • liczne minigierki;
  • muzyka;
  • długość.

MINUSY:

  • grafika nie powala, tekstury są straszliwie porozciągane;
  • zbyt duża powtarzalność rozwiązań gameplayowych;
  • pustawe lokacje;
  • sporadyczne problemy z ustawieniem kamery;
  • minigierki nie wszystkim przypadną do gustu.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej