Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 czerwca 2011, 13:04

autor: Maciej Kozłowski

Mythos - recenzja gry - Strona 2

Cyklopy w spódniczkach, eksplodujące wilki i niekończący się grind - witamy w Mythos! Po tej grze nic już nie będzie takie, jak wcześniej.

To właśnie tutaj leży wilkołak pogrzebany. Podziemia generowane są losowo z nielicznych gotowych klocków, przez co zawsze są do siebie bardzo podobne – jeżeli widzieliśmy jedną piwnicę, poznaliśmy już wszystkie. Jeszcze śmieszniejsze są pojedynki z bossami, którzy zwykle czają się na końcu niedługich lochów. Finalna walka zawsze toczy się w sali o takiej samej budowie – ot, krótki korytarzyk, dalej kwadratowe pomieszczenie z kolumnami, a na jego środku wróg w otoczeniu słabszych pomocników. I tak kilka razy na poziom postaci. Samych leveli do zdobycia jest pięćdziesiąt – jak nietrudno przeliczyć, powyższy schemat przyjdzie nam więc zaliczyć kilkaset razy.

Przy piętnastym poziomie miałem ochotę odgryźć kabel od Internetu. Rozgrywka jest tak nudna i męcząca, że momentami modliłem się o odcięcie prądu przez pobliską elektrownię. Nie jest to tylko moje odczucie – wiele podobnych opinii można znaleźć na forach poświęconych grze.

Tibia 2.0

Pewnym urozmaiceniem dla wspomnianego schematu są zadania o nieco innej naturze niż prosty rzeź kolejnych potworów. Misje te sprowadzają się zwykle do zbierania wszelkiej maści pozostałości po przeciwnikach oraz biegania pomiędzy poszczególnymi NPC-ami w roli gońca – czyli standard. Na szczęście tutaj pojawiają się elementy MMO – na te składa się całkiem rozwinięty crafting, system gildii i możliwość współpracy z innymi graczami. Niestety, zabawa w sieci ma ogromny minus – mianowicie bardzo niski poziom kultury polskich użytkowników. Chociaż nie jest to do końca wina gry, warto o tym wspomnieć – prawdopodobnie fakt, że produkcja ta jest darmowa, sprawia, że spora część bywalców Tibii postanowiła przenieść się do kolorowego świata Mythosa.

Graficznie – ubogi krewny WoW-a.

Jak zaś wygląda jeden z najważniejszych elementów każdego MMO, czyli samo levelowanie? Tutaj kwestia jest niejednoznaczna – poziomy zdobywamy co prawda dość szybko, ale poszczególne umiejętności – bardzo wolno (jedna na kilka leveli). Sprawia to, że rozgrywka początkującą postacią i herosem, który ma za sobą już niejeden rajd, jest bardzo podobna. To zaś tylko potęguje poczucie znużenia i rutynę, o których pisałem wcześniej.

World of Warcraft 0.5

Oprawa produkcji jest do bólu cukierkowa, a przy tym dość siermiężna. Wystarczyłoby napisać, że jest prymitywniejsza od leciwego już World of WarCraft (na którym wyraźnie się wzoruje), ale pozwolę sobie przybić mały gwoździk do tej wielkiej trumny. Przede wszystkim, potwornie irytujące są: paleta barw, zły gust twórców i tandetne efekciarstwo. Niczym nadzwyczajnym jest bowiem agresywna feeria kolorów, która sprawia, że mamy ochotę odpalić grę na trzydziestoletnim, monochromatycznym monitorze albo przynajmniej znacząco obniżyć kontrast obrazu. Zły smak autorów również kłuje w oczy – kanciaste, bardzo toporne sylwetki postaci (spójrzcie na cyklopy w strojach magów!), zniewieściałe satyry, nieciekawe, sztampowe potwory i powtarzalne podziemia – oto trzon wrażeń estetycznych podczas rozgrywki. Co prawda sytuację ratują w pewnym stopniu całkiem ładne miasta i wioski, jednak zdecydowanie pozostają one w tle. Dopełnieniem fantasmagorii jest niestety przedobrzenie prawie każdego elementu gry – nawet, jeżeli zabijemy tylko głupiego wilka z pierwszego poziomu, jego śmierć zostaje okraszona fioletową eksplozją i ulatującym w kosmos duchem. Aż strach myśleć, jak będzie wyglądać zgon potężniejszego wilczura – może cały wszechświat ulegnie dezintegracji?