Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 9 maja 2011, 10:25

autor: Katarzyna Michałowska

Lost Horizon - recenzja gry

W poszukiwaniu zaginionej... krainy, czyli jak sprytny Anglik i drobna Chinka nie dali się brzydkim faszystom. Słowem – coś dla sympatyków Indiany Jonesa.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wiosna. Ptaszki ćwierkają, drzewka się zielenią, w sercach kwitnie maj, a niektórzy przygodówkowi producenci ulegają pokusie na mały skok w bok. Zaczęło się od Pendulo Studios, które po trzeciej odsłonie porzuciło (ponoć na zawsze – płacz i zgrzytanie zębów!) uwielbianą przez graczy serię Runaway na rzecz równie zabawnego i wciągającego The Next BIG Thing. Trend kontynuuje Animation Arts, które zamiast trzeciej części Tajnych akt (spokojnie – ta raczej na pewno się ukaże) serwuje przygody Fentona i Kim, zupełnie nowej pary bohaterów.

Nowe zresztą są nie tylko postacie, ale też czas i miejsce akcji, w którym rozgrywa się cała historia. Ze współczesności przenosimy się bowiem do drugiej połowy lat trzydziestych ubiegłego wieku, a sympatyczna dwójka, którą przeprowadzamy przez wiele emocjonujących wydarzeń, to mieszkańcy Hongkongu.

Wygląda na to, że szykuje się starcie Dawida z Goliatem...

Kim jest młodziutką Chinką, wychowywaną przez dość wiekowego już wuja, dawnego pracownika Fentona. Paddock zaś (tak bowiem brzmi nazwisko drugiego z bohaterów) to z kolei były brytyjski żołnierz, wydalony dyscyplinarnie z armii, który aktualnie jako właściciel niewielkiego samolotu transportowego trudni się przemytem. Sama fabuła (oraz melodia w menu) natychmiast przywodzi na myśl perypetie Indiany Jonesa – jak to przeważnie w przygodówkach (zwłaszcza tego studia) bywa, musimy uratować świat, tym razem przed zakusami rządnych władzy nazistów. W grę oczywiście wchodzi tajemniczy artefakt, będący kluczem do mitycznej krainy, w poszukiwaniu którego przemierzamy aż trzy kontynenty. Akcja jest dość wartka, a każdy z siedmiu rozdziałów rozgrywa się w innym miejscu. Zabawę zaczynamy w Hongkongu, by następnie trafić do Tybetu, Marrakeszu, Berlina, niemieckiego miasteczka, hinduskiej wioski i wreszcie Shambali – ostatecznego celu naszych podróży.

Przez większość gry sterujemy Fentonem i to on jest tu zdecydowanie wiodącą postacią, raz – że takie było założenie autorów, dwa – że jego historia jest barwniejsza, a sposób bycia zabawniejszy i milszy niż Kim. Dziewczyna wygląda prześlicznie, ale poza sytuacjami, kiedy robi Paddockowi awantury lub zrzędzi, praktycznie niewiele wnosi do gry, nawet jej komentarze odnośnie obiektów są krótsze i mniej ironiczne niż Brytyjczyka.

Niemniej jej obecność (i nie tylko jej) oznacza możliwość pokierowania więcej niż jedną osobą i typowy już dla autorów, bardzo fajny zabieg przełączania się pomiędzy bohaterami oraz ich współpracowania w celu realizacji danego zadania. Dzieje się tak, kiedy nasz nieuważny przemytnik wpada do podziemnej jaskini w Tybecie oraz w trakcie ucieczki przed chińska triadą, przede wszystkim jednak patent ten został genialnie wykorzystany w ostatnim rozdziale, kiedy nie tylko przeskakujemy od jednej postaci do drugiej, ale również przenosimy się w czasie. Oglądanie współczesnej Shambali i jej wersji sprzed wielu tysięcy lat to naprawdę spore przeżycie, zwłaszcza, że wpływ naszych działań w przeszłości jest natychmiast widoczny tu i teraz.

Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku
Recenzja gry The Inquisitor. To nie obroniłoby się nawet w 2005 roku

Recenzja gry

Czy to się mogło udać? Czy mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi The Inquisitor na motywach cyklu o Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary mógł ostatecznie okazać się porządną grą? Niestety nie mam dobrych wieści.

Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema
Recenzja gry Niezwyciężony - godny hołd dla Stanisława Lema

Recenzja gry

Stanisław Lem długo – za długo – czekał na swój czas w świecie gier wideo. Myślę, że byłby rad widząc, jak polskie studio Starward Industries przeniosło jego Niezwyciężonego do interaktywnego medium. Co nie musi oznaczać, że to wybitna gra.

Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi
Recenzja Return to Monkey Island - to (nie) jest gra dla starych ludzi

Recenzja gry

Return to Monkey Island to gra, w której w końcu, po tylu latach, wielu z nas odkryje sekret Małpiej Wyspy. Prowadzi do niego ciepła, kolorowa i nostalgiczna przygoda zamknięta w pomysłowej, świetnie napisanej, metatekstualnej przygodówce.