Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 kwietnia 2011, 09:55

autor: Marcin Serkies

The Dishwasher: Vampire Smile - recenzja gry - Strona 2

Dishwasher: Vampire Smile nie jest banalną chodzoną bijatyką, to krwawa, szybka, bezkompromisowa jatka, dająca czystą, niczym niezmąconą radość. Takie tytuły sprawiają, że chce się grać, chociaż ekran cały zachlapany krwią.

Dodatkowymi elementami sprzyjającymi rozwałce są magia i znajdowane w różnych miejscach talizmany. Czary jak to czary: zużywając naszą magiczną energię, wywołujemy deszcz ostrzy, razimy wszystkich przeciwników potężną błyskawicą itp. Talizmany natomiast to przedmioty dające pewne bonusy, takie jak np. większa siła przeciwko pewnemu rodzajowi wrogów. Dobrze dobrany zestaw błyskotek znacznie ułatwia walkę. Nie brakuje też w Dishwasherze sklepów, w których można zakupić specyfiki leczące naszego bohatera, zwiększające jego zdrowie itp. Z poprzedniej części przeniesiono minigierkę przypominającą Guitar Hero – wymagającą wciskania wskazanych przycisków w odpowiednim momencie.

Co bardzo ważne, wszystkie te elementy udanie zazębiają się ze sobą, dzięki czemu można spokojnie skupić się na samej rozgrywce. Ani razu nie musiałem walczyć z systemem, z samą grą, jedynym wrogiem są przeciwnicy i tak powinno być w dobrej bijatyce. Co ciekawe, w menu podczas zabawy możemy zapoznać się z listą ruchów dostępnych dla naszej postaci, ale korzystanie z niej nie jest obowiązkowe. Na normalnym poziomie trudności da się doskonale bawić, nie stosując predefiniowanych kombosów – a przynajmniej nie trzeba ich wykonywać świadomie, wychodzą po prostu same.

Jaskrawe kolory i piękno przyrody to raczej nie w tej grze.

Ostatnie cechy wyróżniające ten tytuł zostawiłem na koniec. Ciężko opisać dokładnie to, co atakuje nasze oczy i uszy podczas rozgrywki. W zasadzie nie powinienem nazwać tego atakiem, krzywda przecież żadna nam się nie dzieje, wprost przeciwnie. Ja zaliczyłem zwyczajny opad szczęki i to kilka razy. Graficznie Dishwasher jest małym arcydziełem, kolejnym dowodem na to, że aby gra się podobała, nie potrzebna jest nie wiadomo jaka technologia. Rysowane postacie, malowane tła, dużo rozmyć i innych efektów specjalnych tworzą wspaniały koktajl, ociekający krwią w dużych ilościach. Każda walka to litry rozpryskującej się wszędzie posoki, a trzeba przyznać, że naszemu bohaterowi do twarzy w zaplamionym stroju. Muzycznie również jest bardzo dobrze, wprawdzie nie słyszymy niezliczonej ilości utworów, ale te, które są, dobrano tak, że doskonale pasują do tempa i brutalności akcji, podobnie jak cała reszta oprawy audio.

Szybka, brutalna, wymagająca bijatyka, jaką jest Dishwasher: Vampire Smile, to dowód na to, że wzięcie kilku pomysłów ze starych gier, rozbudowanie ich i ubranie w nową oprawę może dać doskonały efekt. Podstawowy tryb rozgrywki uzupełniają dwa kolejne, przy których można spędzić wiele godzin – samemu bądź w towarzystwie, przy jednej konsoli albo za pośrednictwem sieci. Polecam tę grę każdemu, kto uwielbia dobre bijatyki. Nie jest to pozycja, którą się przechodzi raz, a potem zapomina o niej. Dwie kampanie, dużo ukrytych miejsc, dodatkowe tryby zabawy mogą naprawdę wciągnąć, przez bardzo długi czas Dishwasher może być naszą odskocznią, kilkuminutową przerwą w codziennych obowiązkach.

Marcin „yasiu” Serkies

PLUSY:

  1. pochłaniająca i wymagająca rozgrywka;
  2. oprawa graficzna i muzyczna;
  3. tu nie ma nudy.

MINUSY:

  1. broń mogłaby być bardziej zróżnicowana.