Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 lutego 2011, 17:10

autor: Szymon Liebert

Bulletstorm - recenzja gry - Strona 3

Gatunek pierwszoosobowych strzelanin w ostatnich latach przeżywa mały kryzys osobowościowy. Czy polski Bulletstorm uratuje nas przed zalewem bliźniaczo podobnych do siebie gier?

Anarchia to czteroosobowy tryb kooperacji, w którym przenosimy się na jedną z sześciu map i walczymy z kilkoma falami przeciwników. Nie chodzi tu o przetrwanie, ale o nabicie odpowiedniej punktacji za pomocą indywidualnych i grupowych „skillshotów”. Pomysł w dość ciekawy sposób rozwija patenty z kampanii solowej i wprowadza dodatkowe możliwości zastosowania sprzętu bojowego. W tym trybie dostajemy też namiastkę popularnego dziś systemu doświadczenia – za punkty odblokowujemy elementy stroju czy animacje postaci. Sama nazwa trybu dobrze charakteryzuje to, co dzieje się w sieci – nieznający się gracze po prostu tłuką wrogów w nieskoordynowany sposób. Wbrew pozorom ma to swój urok i czasem prowadzi do zabawnych sytuacji (kiedy już uda nam się wykonać coś razem). W Bulletstormie drzemie potencjał wieloosobowy, więc jak najbardziej warto zagrać ze znajomymi. Mimo to wydaje się, że Anarchia jest tylko ponadprogramową atrakcją i nawet zapowiedziane dodatkowe mapy niewiele tu zmienią.

Atrakcji w Bulletstormie jest sporo – wybuchy, zaskakujące sceny, zabawne motywy, a jednak gra czasami rozczarowuje. Po dłuższej chwili spędzonej z kampanią walka staje się odgrywaniem wyuczonych skryptów i patentów, których liczba jest duża (ponad sto), ale najwyraźniej nie wystarczająca dla zachłannego umysłu i wyobraźni. Mówiąc inaczej, często zdarza się, że robimy coś szczególnie widowiskowego, a gra pluje nam w twarz marnymi 10 punktami. Szkoda, że nie rozwiązano tego jakimś ogólnym bonusem za nieprzewidywalne zachowanie. Z drugiej strony, konieczność zamknięcia systemu w określonych ramach jest zrozumiała – w ten sposób dostajemy rozwiązanie, które spodoba się tak graczom szukającym krótkiej, widowiskowej przygody, jak i maniakom osiągania mistrzostwa w danym tytule.

Bulletstorm korzysta z silnika studia Epic Games, więc z założenia powinien wyglądać zacnie. Rzeczywiście tak jest, chociaż poziom lokacji jest nierówny. Niektóre z nich, szczególnie jaskinie czy inne wnętrza, są puste i niezbyt wyraziste. Później jednak wychodzimy na zewnątrz i podziwiamy świetnie zrealizowane krajobrazy futurystycznego miasta, zbudowanego z myślą o turystach. Grafikom udało się zachować pewną charakterystyczną kolorystykę, która wyróżnia grę na tle innych tytułów. Pod względem rozwiązań technicznych produkcja raczej nie podskoczy konkurentom walczącym o pozycję lidera w graficznym wyścigu, chociaż może nadrabiać właśnie stylistyką. W końcu Crysis 2 wydaje się wyblakły i szary, a Killzone 3 brunatny i przesadnie upstrzony efektami. Tymczasem Bulletstorm jest jasny, barwny, soczysty i jednocześnie w pewien sposób nostalgiczny. Praca studia jest też widoczna podczas walk z bossami, które są naprawdę widowiskowe.

Turystyczne miasto jest piękne, ale niebezpieczne.W okolicy grasują wyjątkowo zdziczałe gangi.

Pecetowa wersja gry korzysta z systemu Games for Windows LIVE, który dla wielu graczy jest czymś nie do przyjęcia. Po krótkich perturbacjach z logowaniem i odpaleniem produkcji usługa Microsoftu nie sprawiła mi jednak żadnych problemów, a dołączenie do rozgrywki wieloosobowej trwało zaledwie kilka sekund. Inną sprawą jest brak zaawansowanych ustawień graficznych czy innych rozbudowanych możliwości modyfikowania tego, jak gra wygląda i działa (przynajmniej z poziomu menu). Dostaliśmy po prostu tytuł, który przypomina konsolowe produkcje i nie zawiera dziesiątków ukrytych funkcji przygotowanych specjalnie z myślą o posiadaczach pecetów (czy to wada? Odpowiedzcie sobie sami). Mimo to zabawa przy pomocy myszki i klawiatury, bo tak testowałem Bulletstorma, jest przyjemna i nie sprawia większych problemów. Jak w każdej grze nie brak kilku niedociągnięć technicznych – sporadycznie kompani gdzieś się blokują, pojawiają się graficzne babole (co oczywiście może wynikać z miliona czynników), skrypt przeskakiwania przez przeszkodę działa niewłaściwie lub nie zaskakuje, a przeciwnicy dostają czasoprzestrzennych drgawek (dopasowując się do zaprojektowanych sytuacji).

Bulletstorm to niezwykle kreatywna, wizjonerska, widowiskowa i podnosząca na duchu produkcja, której walorów dydaktycznych nie sposób przecenić. Tylko w polskiej grze poszerzycie swoje słownictwo o zupełnie nowe związki frazeologiczne, zwiedzicie jeden z najpiękniejszych kurortów turystycznych w historii rozrywki elektronicznej, poznacie prawdziwych przyjaciół i przedyskutujecie z nimi najważniejsze koncepcje filozofii Fryderyka Nietzschego (wiedzieliście, że hasło „Bóg umarł” to błąd w tłumaczeniu?). A tak na poważnie – People Can Fly zrobiło jedną z najlepszych gier ostatnich lat, więc jeśli ściągnięcie ją z torrenta, to na pewno pójdziecie do piekła. Dla fanów oryginalnych i świeżych produkcji to pozycja obowiązkowa, która – miejmy nadzieję – pokaże wydawcom, że i takie podejście lubimy.

.Szymon „Hed” Liebert

PLUSY:

  1. świetny system walki – kreatywne zabijanie;
  2. zabawna i luźna fabuła z niezłymi postaciami;
  3. urozmaicona kampania z odjechanymi pomysłami;
  4. przyjemna i zarazem charakterystyczna grafika;
  5. dodatkowe tryby – Echo i Anarchia.

MINUSY:

  1. „ku**, jakie minusy, do ch**?” – i tak w kółko przez kilka godzin;
  2. niedociągnięcia techniczne i brak wykorzystania pełnych możliwości pecetów;
  3. rozgrywka wieloosobowa to jednak tylko dodatkowa atrakcja.