Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 15 lutego 2011, 12:27

autor: Szymon Liebert

Killzone 3 - recenzja gry - Strona 2

Killzone 2 pokazał całemu światu moc graficzną PlayStation 3. Trzecia odsłona serii stara się udowodnić, że konsola firmy Sony potrafi wszystko.

Fragmentem kampanii, który powinien zdecydowanie zniknąć lub zostać zupełnie przebudowany, jest scena działania z ukrycia, wzorowana na przeczołgiwaniu się między butami przeciwników z Modern Warfare czy prześlizgiwaniu się w trawie z Far Cry 2. O ile w grze Infinity Ward ciała żołnierzy otoczono teksturą munduru z kamuflażem, to w Killzonie 3 twórcy zrezygnowali z jakichkolwiek tłumaczeń. Udawanie, że nasza postać jest zupełnie niewidoczna w czterdziestocentymetrowej trawie tuż pod nosem przeciwników jest po prostu głupie. Tym bardziej, że w uniwersum gry istnieje przecież perfekcyjny kamuflaż optyczny (korzystają z niego snajperzy w trybie multiplayer). Scenarzystom wyraźnie zdarzył się słabszy dzień.

Jedną z cech charakterystycznych Killzone’a 2 było specyficzne sterowanie, obarczone pewnym opóźnieniem i ciężarem. Postawienie na taką mechanikę prowadzenia postaci stworzyło rozgrywkę wyróżniającą się na rynku. Dla jednych była ona niezwykle klimatycznym doświadczeniem, a dla innych złem koniecznym lub po prostu nietrafionym pomysłem. W „trójce” większość z tych problemów nie istnieje, bo chociaż postacie i pojazdy nadal poruszają się ociężale, to sama zabawa jest znacznie bardziej emocjonująca, precyzyjna i płynna. Zmniejszono opóźnienie, dodano hiperbrutalne zabójstwa z bliska, podrasowano oraz przyspieszono system chowania się za przeszkodami i poprawiono zachowanie towarzyszy. W końcu Rico czy Narville mogą pomóc nam, gdy oberwiemy (o ile są w stanie przebić się przez oddziały wroga), co znacznie zwiększa nasze szanse na przeżycie. Dzięki temu gra jest zdecydowanie łatwiejsza, chociaż w dalszym ciągu na najwyższych poziomach trudności wystawia na próbę umiejętności gracza.

W grze pojawia się znacznie więcej momentów „na szynach”,w których strzelamy z działek pojazdów.

Poszczególne typy broni w Killzonie 3 mają jak zwykle ogromny rozrzut i nie najlepszą celność, ale teraz korzystanie prawie z każdej z nich sprawia satysfakcję. Udało się podciągnąć nawet kołkownicę czy snajperkę, które w tej części błyszczą. Największą nowością jest to, że możemy nosić broń podręczną, podstawową i ciężką – w tym ostatnim przypadku dostajemy do rąk potężne miniguny, które wyrywamy ze stanowisk stacjonarnych. Dodano też miotacz ognia i pewien zaawansowany oraz potężny produkt helghańskiego przemysłu wojennego. Prototypowe działko pełni funkcję leków viagropodobnych – wzmaga wrażenia i sprawia, że czujemy się jak prawdziwi wymiatacze – jest ono bowiem zdecydowanie za mocne i po prostu rozrywa przeciwników.

Za specyficzny klimat, jaki panuje na polu bitwy w Killzonie 3, odpowiada nie tylko odczuwalny ciężar broni, ale i zachowanie Helghastów, którzy o dziwo rzadko kiedy są chwaleni w recenzjach. Skrypty „inteligencji” napędzające żołnierzy nie są żadną rewolucją czy czymś absolutnie niezwykłym. Mimo to przeciwnicy potrafią zaleźć nam za skórę i niejednokrotnie zaskoczyć ciekawymi akcjami. Na wyższych poziomach trudności prawie każdy wróg, w którego wycelujemy, szybko chowa się za przeszkodą i ostrzeliwuje nas z tej pozycji. Spróbujcie też zignorować jedną flankę – wrogie oddziały momentalnie skorzystają z okazji, żeby się podkraść. Wszystko to sprawia, że sceny bitew są emocjonujące, nawet kiedy gra przeprowadza nas za rączkę na tyły wroga. To w dalszym ciągu przeprawa, podczas której musimy odrobinę kombinować i szukać sposobu na znalezienie odpowiedniego wyjścia z danej sytuacji.