Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 lutego 2002, 09:55

autor: Krzysztof Żołyński

Earth 2150: Lost Souls - recenzja gry

Earth 2150: Lost Souls to kontynuacja słynnych strategii czasu rzeczywistego Earth 2150: Escape from the Blue Planet oraz Earth 2150: The Moon Project. Jest siódmy grudnia roku 2150, a do końca istnienia naszej planety zostało tylko kilka krótkich godzin.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Niektóre gry pojawiają się, mają swoje przysłowiowe pięć minut i znikają bez śladu. Istnieją też gry nieśmiertelne, które nie przemijają nigdy i powracają, co jakiś czas w postaci dodatku, bądź kolejnej części. Niewątpliwie do tej drugiej grupy należy seria gier o wspólnym tytule Earth. Ich wspólną cechą jest to, że odbywają się w dość odległej przyszłości i to, że wszystkie są klasycznymi RTS-ami. Ostatnio ukazała się następna gra z tej serii, o bardzo intrygującym tytule Earth 2150: Lost Souls. Kiedy ją zainstalujecie, na pewno odniesiecie wrażenie, że już to kiedyś widzieliście. Dzieje się tak, dlatego że Earth 2150: LS opatrzono bardzo podobną, choć nie do końca identyczną grafiką, a poza tym jej fabuła jest kolejnym rozszerzeniem tej znanej z poprzednich części.

Powspominajmy. W „Earth 2140” dochodzi do podziału całej zamieszkującej Ziemię, wtedy jeszcze pięknej planety, ludności na dwie zwalczające się grupy, były to: United Civilized States i Eurasian Dynasty. Bardzo szybko doszło między nimi do otwartego konfliktu. Chodziło, jak zwykle, o dostęp do surowców naturalnych. Walki prowadzono z wielkim zacięciem i całkowitą bezwzględnością. W tym czasie Ziemia przekształciła się w ponure pustkowie, a ludzi zaczęły wypierać zautomatyzowane maszyny i cyborgi, aż w końcu musieli się schronić w dusznych, podziemnych miastach. Na dodatek, jakby nie było dość nieszczęść i kłopotów wybuchy nuklearne w pobliżu Antarktydy zmieniły orbitę Ziemi. Spowodowało to gwałtowne roztapianie się lodowców, a co za tym idzie podniesienie poziomu wód na całym globie. To, co nie zostało zalane przez wezbrane wody zbombardowały deszcze meteorytów.

Jak wiadomo o wszelkich kataklizmach pierwsi wiedzą ludzie, którzy zajmują się kosztownymi projektami militarnymi, bądź technologiami kosmicznymi. Tak było i tym razem, gdyż o nadchodzącym końcu Niebieskiej Planety, jako pierwszy dowiedział się kobiecy zespół słynnych naukowców z Lunar Corporation, który przebywał w stworzonej przez siebie kolonii na księżycu. Ich wyliczenia przynoszą przerażające wieści-w ciągu najbliższych lat odległość między Ziemią a Słońcem ma się zmniejszyć o 17%, a więc to, co jeszcze się nie utopiło, bądź nie zostało zasypane gradem kosmicznych kamieni, ugotuje się. No i teraz rozpoczyna się prawdziwa panika, bo wszystkie wpływowe grupy postanawiają uciec jak najszybciej i najdalej się da, a przy okazji zagarnąć dla siebie to, co cennego zostało na Ziemi.

W tym miejscu rozpoczyna się akcja Earth 2150: Lost Souls. Jest 6 grudnia 2150. Za kilka chwil Ziemia ulegnie całkowitej zagładzie i przestanie istnieć. Pojawił się straszny problem, bo na wahadłowcach wybudowanych przez Dynastię Euroazjatycką jest akurat tyle miejsca, aby zmieścił się tam Car Vladimir II i jego rodzina oraz najbliższa świta. Wieści o tak beznadziejnym położeniu doprowadzają zdesperowaną ludność cywilną do powstania przeciwko władzom.

Cel jest jeden, a czasu bardzo mało-musisz wywalczyć miejsce w wahadłowcu, albo jako „lost soul” zostaniesz na Ziemi i razem z nią ulegniesz zagładzie.

Rozgrywka przebiega w trzech kampaniach:

Kampania Eurasian Dynasty – wcielasz się w rolę generała Fedorova, który dowodzi oddziałem specjalnym. Jako doświadczony i sprawdzony dowódca otrzymujesz rozkaz nadzorowania kolejności startów wahadłowców, które mają wywieźć Cara i jego ludzi w bezpieczne miejsce. Wszystko jest pięknie, ale po pewnym czasie dociera do Ciebie straszna prawda, a mianowicie to, że Twego nazwiska nie ma na liście pasażerów. Zrozpaczony postanawiasz wziąć sprawy w soje ręce i siłą przejąć jeden z promów.

Kampania Lunar Corporation – wcielasz się w rolę kobiety, która za wszelką cenę ma chronić tajnego projektu. Ten projekt to konstrukcja teleportera, który potrafiłby przetransportować ludzi na inne planety. Ciągłe ataki wojsk Dynastii poważnie utrudniają i opóźniają prace. Czekają na Ciebie bardzo liczne ataki, których odparcie jest niezbędne dla pomyślnego zakończenia prac zespołu badawczego.

Kampania United Civilized States – grasz jako Marcus Gordian. Kiedyś byłeś ministrem obrony, ale podobnie jak wielkie rzesze mieszkańców United Civilized States zostałeś oszukany przez system doradczy Golan i nie zdajesz sobie sprawy z czającego się niebezpieczeństwa. O wszystkim dowiadujesz się, kiedy połączone siły zbrojne Lunar Corporation i Eurasian Dynasty wkraczają na teren Ameryki.

Charakter rozgrywki zmienia się w zależności od frakcji, jaką wybierzecie. Wydaje mi się, że w tym również tkwi siła gry, gdyż można rozpoczynać trzy razy i za każdym razem jest inaczej. Inne cele gry, inne uwarunkowania, pojazdy i uzbrojenie do dyspozycji. Załóżmy, że opowiadacie się po stronie Dynastii Euroazjatyckiej, wtedy Wasza armia ma na wyposażeniu ciężkie czołgi, opancerzone helikoptery, technologię laserową i śmiercionośną broń masowego rażenia w postaci rozmaitych typów uzbrojenia nuklearnego. Z kolei United Civilized States wyspecjalizowały się w produkcji doskonałych, wielozadaniowych mechów, są to zarówno olbrzymie maszyny poruszające się na dwóch nogach, jak i szybkie pająki. Oprócz tego są w posiadaniu kilku typów maszyn latających i potrafią wytwarzać bronie plazmowe i doskonałe osłony. Lunar Corporation posługuje się wyłącznie pojazdami latającymi, ale za to ma w rękach potężniejszą broń niż maszyny. Potrafi wpływać na zmianę warunków pogodowych, co jest często wielkim utrudnieniem dla przeciwników. Ponadto jest w posiadaniu niezłej broni energetycznej.

Na drodze upgradów i modyfikacji, można tworzyć wiele ciekawych i niespotykanych jednostek i broni. W zasadzie nie ma ograniczenia, a ilość ulepszeń wprowadzanych przez gracza zależy wyłącznie od jego fantazji, dostępu do technologii i surowca. Daje to nam możliwość tworzenia setek, a może nawet tysięcy różnych jednostek.

Możecie działać tylko wtedy, kiedy macie dostęp do surowca. Tym razem jest tylko jeden. Podejście do sprawy jest dość oryginalne, bo każda z trzech frakcji przetwarza go na swój sposób i otrzymuje odmienny produkt. Oczywiście znalezienie źródła to dopiero połowa sukcesu, gdyż przeciwnik szybko dowiaduje się o naszym odkryciu i stara się je przejąć. Wtedy zaczyna się walka o utrzymanie cennych źródeł i dróg transportu, a także rafinerii przetwarzających surowiec na ostateczny produkt.

Walki toczą się nie tylko w fikcyjnych miejscach. W menu rozgrywki i to zarówno dla pojedynczego gracza, jak i dla gier drużynowych umieszczono bardzo ciekawą opcję, która pozwala nam walczyć na terenie dobrze znanych wielkich miast całego świata. Co prawda nie ma tam żadnych polskich miast, ale za to są takie miasta jak: San Francisco, Amsterdam, Monachium i Wiedeń. Map jest bardzo wiele, ale nawet, kiedy uda się Wam je wszystkie przejść nie oznacza to, że nastąpi koniec gry. Wręcz przeciwnie, teraz pora na wykazanie się własną inwencją. Już słyszę te jęki, że to takie trudne i pracochłonne. Powiem Wam, że ani jedno, ani drugie. Do gry dołączono bardzo wygodny programik EarthC. Służy on do projektowania indywidualnych misji oraz własnych kampanii i opisywania zachowania się i parametrów poszczególnych jednostek biorących udział w grze. Mapy powstają szybko i bezboleśnie, a przez to gra toczy się dalej. Myślę, że wkrótce w Internecie zaroi się od „produkcji” wielbicieli tej gry. Wszystko to na pewno wydłuży jej żywotność.

Skoro już mowa o wymianie informacji odbywającej się między graczami i powstawaniu nowych map wspomnę o tym, co bardzo istotne dla każdej współczesnej gry. Chodzi oczywiście o tryb multiplayer. W Earth 2150: Lost Souls znalazł się jego typowy wariant. Producenci gry stworzyli własny serwer, na którym można spotkać się z ludźmi z całego świata i spróbować swych sił w walce z „żywym” przeciwnikiem. Serwer nosi nazwę EarthNet, oprócz areny do gry znajdziecie tam chat (także coraz bardziej modny voice chat), aktualizowany na bieżąco ranking graczy i wiele innych ciekawych miejsc do odwiedzenia. Jeśli nie jesteście w stanie grać w Internecie nie ma powodów do zmartwień, bo istnieje możliwość gry w sieci lokalnej. Tę opcję dość mocno przetestowałem osobiście w czasie wielu gier z moimi znajomymi. W czasie zabawy atmosfera była momentami tak napięta, że trzeba było robić przerwy, aby rywale nieco ochłonęli i nie doszło do walk wręcz. Jak widzicie przeżyłem, jestem cały i zdrowy, bo napisałem tę recenzję.

Tak jak pisałem wcześniej, Earth 2150: Lost Souls jest bardzo podobna do swych poprzedniczek, a zwłaszcza do Earth 2150: The Moon Project. Dzieje się tak, ponieważ użyto tego samego enginu, chociaż nieznacznie poprawionego, a także za sprawą doskonałej grafiki przejętej od przodka. Można o niej z czystym sumieniem powiedzieć, że jest bardzo ładna, a momentami nawet piękna. Oczywiście jak przystało na RTS nowej generacji akcja gry odbywa się w środowisku 3D, które widzimy dzięki dynamicznej kamerze, przemieszczającej się wokół.

Engine gry pozwala na grę w wysokich rozdzielczościach. Na każdym kroku widać wielką dbałość o jakość grafiki i detali. Co prawda walkę prowadzimy na powierzchni totalnie zrujnowanej Ziemi, ale jest ona wykonana znakomicie i nadaje grze specyficzny, postnuklearny klimat. Waszą uwagę przykują pieczołowicie oddane szczegóły poszczególnych obiektów, a także jednostek znajdujących się na ekranie. Pory dnia ulegają zmianie, a wtedy pojazdy włączają światła ułatwiające im poruszanie się w zapadających ciemnościach. Budynki zaopatrzone są w automaty zapalające oświetlenie rozjaśniające teren w ich najbliższym otoczeniu. Sceny walki są bardzo efektowne i dynamiczne szczególnie, kiedy bierze w nich udział wiele jednostek. Wtedy, co chwila rozlegają się wystrzały i wybuchy opatrzone wspaniałymi efektami świetlnymi.

Dźwięk jest dostosowany do klimatu panującego w grze. Muzyka zmienia się w trakcie rozgrywki i dobrze ilustruje wydarzenia dziejące się na ekranie monitora. Efekty dźwiękowe, odgłosy tła, harmider na polu walki, poruszające się pojazdy i wszystkie inne są bardzo ciekawe i zrobione na bardzo dobrym poziomie. W związku z powyższym gra staje się bardzo wciągająca i cały czas czujemy, że jesteśmy w centrum wydarzeń.

Zbliżając się powoli do końca tej recenzji chciałbym ją krótko podsumować. Zapewne gra nie jest wybitnie nowatorska. W związku z tym, jeśli szukacie czegoś przełomowego, świeżego, nasyconego nowinkami i szokującego nowoczesnymi rozwiązaniami, to nie ten adres. Używając języka rzemieślniczego powiedziałbym, że jest to bardzo dobra robota. Earth 2150: Lost Souls w niebanalny sposób rozwija wątki zaprezentowane w poprzednich częściach cyklu i mocno korzysta ze wszystkiego, co było w nich dobre. Zasiadając przed komputerem stajemy się odpowiedzialni za losy ludzi mieszkających na Ziemi i od naszych poczynań zależy czy uda się im przeżyć, czy zostaną zabici przez palące promienie zbliżającego się Słońca. Już sam pomysł stania się bohaterem jest wystarczającym pretekstem do zainteresowania się tą grą. Tymczasem Earth 2150: Lost Souls daje nam o wiele więcej: doskonałą grafikę, muzykę i efekty dźwiękowe, wiele jednostek, pojazdów i zróżnicowany rozwój technologiczny, niebanalną intrygę i wciągającą akcję. Jeśli takie rzeczy pociągają Was w grach to dobrze trafiliście i będziecie zadowoleni z zakupu. Właśnie, sprawa zakupu też nie jest bez znaczenia, bo za tą niezłą grę zapłacicie niecałe 40 złotych. Zresztą TopWare zdążył nas już przyzwyczaić do przyzwoitych cen. Chyba wystarczy tego namawiania, bo kto miał się zdecydować to już pewnie to uczynił, a prawdziwi fani tej serii, jeśli tego jeszcze nie uczynili, i tak pobiegną do sklepu i z czystym sumieniem wyłożą odpowiednią sumkę.

Krzysztof „Hitman” Żołyński

Earth 2150: Lost Souls - recenzja gry
Earth 2150: Lost Souls - recenzja gry

Recenzja gry

Earth 2150: Lost Souls to kontynuacja słynnych strategii czasu rzeczywistego Earth 2150: Escape from the Blue Planet oraz Earth 2150: The Moon Project. Jest siódmy grudnia roku 2150, a do końca istnienia naszej planety zostało tylko kilka krótkich godzin.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.